sobota, 19 czerwca 2010

Cisza wyborcza.

Cisza wyborcza, która obowiązuje aktualnych kandydatów na Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej oraz ich sztaby jest wspaniałą chwilą dla aplikujących na ten urząd w następnej kadencji. Oni mogą mówić - nic ich nie hamuje. Na razie znany jest jednak tylko jeden kandytat, tomaszka 2015. Mamy zatem sytuację jasną. Na razie wszyscy mogą go przekreślać, ale wystarczy mój i jego głos do objęcia zaszczytnej funkcji. Zatem dziś najbardziej prawdopodobnym Prezydentem 2015 będzie mój krewniak.

Przeprowadziłam z nim rozmowę. Oficjalną, więc uprzedziłam go, by darował sobie ciocie klocie.
- tomaszka 2015, jak zamierza pan spędzić czas podczas ciszy wyborczej?
- Przed obrazem. Każdy dziad uczy się milczenia, gdy gada bez odzewu.
- Co to za obraz?
- To alegoria naszego kraju. Zamierzam wpatrywać się w Ojczyznę.
- Czy mógłby pan, panie prezydencie tomaszka 2015, pokazać go nam wszystkim?
- Nie ma sprawy.
- Cóż to jest? Co to takiego?!
- Ojczyzna wykarmi, oplecie, da ciepło, a przyjemnością zbuduje patriotyzm.
- Więźniowie też mają prawa wyborcze.
- Ojczyzna odmówi tylko renegatom.
- A duchowni? Czy nie obraża pan, panie Prezydencie 2015, wiernych?
- A skąd pani wie, jaki ciuszek miała modelka przed pozowaniem? Może to był habit?
- Czy pan nie przesadza, panie prezydencie?
- Nie wiem. Nie zna pani autora obrazu. Przemysław Kijas, genialny malarz z Poznania maluje wszystko i wszystkich, szukając cieni i perspektywy nawet pod spódniczkami!
- Czyli pan Przemysław zna życie.
Tak, mój elektorat zna rzycie; ja też znam życie.

Zatem protestuję przeciw ciszy! Cisza jest dobra na cmentarzu. Życie zna tylko agitacyjny hałas. Dlatego zaapelujcie ze mna:

tomaszka 2015 - ZNA ŻYCIE!

piątek, 18 czerwca 2010

Trędowaty, Niechcic oraz Pichcic, czyli ZNAM ŻYCIE.

tomaszka 2015 wyszedł z ciemni, którą urządził w toalecie i triumfująco krzyknął do mnie:
- Mam!
Spojrzałam na fotografię z radością. Była udana.
- Widzisz, a tak kląłeś na Zorkę 5. To przecież bardzo dobry aparat! Sprawdzony przez lata. Prawda, Władek?
- Pokaż mi lepiej zdjęcie i nie marudź, do cholery jasnej!
Władek lat 94 należy do mężczyzn, którzy szybko muszą znaleźć światełko w kanale, więc od razu podałam mu zdjęcie. On z zainteresowaniem studiował ociekający jeszcze odczynnikami chemicznymi i wodą obrazek, a ja już inicjowałam analizę zaistniałej sytuacji.

Nigdy nie wiadomo, kiedy zaczyna się kampania. Nigdy nie wiadomo, kiedy dojrzewa myśl o kandydowaniu na urząd. Nigdy nie wiadomo, kiedy w kandydacie na prezydenta odnajduje się potencjał, który da mu siłę przywódcy. Nigdy nie wiadomo.
tomaszka 2015 stał się Ojcem Narodu, gdy wyszedł z ciemni. Właśnie w tym momencie. W chwili, gdy światło dzienne go oślepiło. Gdy przeżył to luks-katharsis. Jedyny oświecony wśród kandydatów.

- Przewodnie hasło naszej kampanii musimy oprzeć na analizie zachowań obecnych kandydatów na prezydencki stolec. A stolec kandydata zależy od ich zachowań w relacjach z Pierwszą Damą.
- Z tymże pan Kaczyński nie ma damy - zauważył sprytnie Prezydent 2015.
- Nieprawda - zaooponował Władek. - Powiedział, że w młodości przeżył jedną szaloną i gorącą miłość.
- Właśnie - wtrąciłam się. - Pan Kaczyński to Trędowaty. Sprytnie wykorzystuje swoją trędowatość, bo wie ile milionów widzów obejrzało ekranizację powieści Mniszkówny!
- Adela, masz rację. W miłości niespełniony, toteż zawsze wiarygodnie może stwierdzić, że Polska jest najważniejsza.
- A kim jest pan Komorowski? - zapytał mój krewniak.
- To Niechcic. Łazi po polach, głaszcze tańczące łany zboża i płodzi w chybotliwym świetle świec dzieciaki.
- We Włoszech takich określa się, że nie mają telewizora!
- Nie naśmiewajcie się z pana Bronka - zaoponowałam. - Ekranizację powieści Dąbrowskiej też obejrzały miliony. Drwić można z pana Napieralskiego, który na okrągło powtarza, że ma chcicę na urząd!
- A okrąg najlepiej opisuje liczba Pi - zauważył Władek lat 94.
- Pichcic?
- Tak, Pichcic, ale z Polską w tle. Taki współczesny rozpasany Kmicic. Pichcic.

I tak doszliśmy do naszego hasła. Po żmudnej i długiej dyskusji, na której relację nie ma tutaj miejsca. W każdym razie ominęliśmy rafy z najważniejszą Polską, gdzie w tle chodzą słonie na ulicy Dolna Wilda w Poznaniu, nie zamieścimy zdjęć z wypasioną rodziną i utuczonymi dzieciakami, nie będziemy naszemu Kandydatowi 2015 pichcić sztucznego uśmiechu. Będziemy naturalni i wiarygodni.

tomaszka 2015 - zna życie!

A gdyby kampania dotykała spraw intymnych - jak obawia się Prezydent 2015 - to zareagujemy błyskawicznie:

tomaszka 2015 - zna rzycie!

czwartek, 17 czerwca 2010

Pupy kleryków dla wszystkich wiernych!

Kino Malta znajdowało się w zapomnianej dzielnicy, poznańskiej Śródce. Blisko centrum, niemal koło katedry, z widokiem na ratusz i seminarium duchowne, lecz mimo to dzielnica znajdowała się na uboczu. Tymczasem kino oferowało ambitny repertuar i zdobywało coraz więcej oddanych widzów. W końcu postawiono most, który łączył Ostrów Tumski, gdzie stoi katedra ze Śródką. I wtedy zapomniany fyrtel (po poznańsku dzielnica) przypomniał o swoim istnieniu.
Nagle jednak okazało się, że budynek należy do kurii arcybiskupiej, która postanowiła z kina uczynić siedzibę kościelnego chóru.  

Dawno nie protestowałam, lecz dziś swój wpis zaczynam właśnie od PROTESTU!

Sprawa jest następująca: uwielbiam p a t r z e ć na p u p y kleryków. Są krągłe, jędrne i wyjątkowo apetyczne. Niewinne rowy, anielskie wypukłości. Ślinotok i rozedrganie, te rzeczy. I kiedy Watykan zawiesił arbpa Paetza w posłudze biskupiej, to pojawiła się szansa, że jakieś niezagospodarowane pupy kleryckie krążyć będą po poznańskich zaułkach i nie tylko zawiesić oko będzie na nich można.

Taka sytuacja zaczęła jednak drażnić arcbpa Paetza, który chyba nie lubi się dzielić. Uruchomił swoje watykańskie kontakty-konszachty i znów bryluje na zakrystiach. A nawet na Wawelu, gdzie żegnał części ciała pary prezydenckiej. Po ludzku rozumiem, że to pies na kleryków, ale uważny czytelnik zobaczy, że użyłam liczby mnogiej. Dlaczego? Bo arcbp Paetz jest niewierny w swych miłostkach. Tak, tak! Jest niewierny! Dlatego ja prostestuję i apeluję:

ZOSTAWCIE KLERYKÓW WIERNYM!

Dołączam też kolejny protest. Kino Malta oferowało wymagający repertuar, filmy nastawione na wartość artystyczną, a nie zysk komercyjny. Lecz odkąd chór kościelny przyśpiewuje arcybiskupowi Paetzowi to kino się zrobiło tandetne.

PRECZ Z PORNO W PURPURZE!

 Ależ mi się duszno zrobiło! Niepotrzebnie się tak na te pupy kleryckie zaPaetzyłam...

środa, 16 czerwca 2010

Partia szachów.

W 1978 roku odbył się mecz o mistrzostwo świata w szachach. Naprzeciw siebie usiedli obrońca tytułu Karpow, młody puli władzy radzieckiej oraz pretendent Korcznoj, Rosjanin, który po jednym z turniejów wybrał obywatelstwo szwajcarskie.

Niesnaski i prostesty rozpoczęły się już z chwilą ich przybycia do Baguio, miejscowości wypoczynkowej na Filipinach, gdzie miała odbyć się rozgrywka o szachowy prymat na świecie. Korcznoj zarzucił organizatorom nierówne traktowanie, bo nikt nie raczył powitać go na lotnisku. Nie pojawił się na bankiecie powitalnym, a jego sekretarka zapowiedziała, że dysponuje detektorem do wykrywania fal hipnotycznych. Ponadto zaprezentowała fotel, w którym siedzieć będzie Korcznoj, na którym pretendent do tytułu mistrza świata mógł się obracać doookoła oraz kołysać do przodu i do tyłu. Pierwszy protest nastąpił w momencie, gdy na prośbę jednego z sekundantów Karpowa doniesiono mu szklankę jogurtu. Mogło to coś oznaczać.

Podczas szóstej partii zadziałał detektor wykrywania fal hipnotycznych i wymuszono, by członek sztabu Karpowa przeniósł się na inne miejsce w dalszych rzędach widowni. W odwecie Karpow przestał podawać rękę przed rozpoczęciem kolejnych partii, co zostało ogłoszone na specjalnie zwołanej konferencji prasowej. Korcznoj odpowiedział założeniem okularów odblaskowych, które przeszkadzały w koncentracji przeciwnikowi. Ponadto do Baguio przybyła para hinduskich medytologów z sekty "Ananda marga", którzy chcieli wyrwać Korcznoja spod hipnotycznych wpływów członka ekipy Karpowa. Niestety, okazali się oni terrorystami zamieszanymi w przynajmniej jeden zamach na hinduskiego urzędnika.

tomaszka 2015 wysłuchał mojej relacji z dawnych lat z uwagą i brakiem zrozumienia w oczach. Wydawało mi się, że jest myślami gdzie indziej. Podeszłam do niego i pstryknęłam palcami przed nieobecną twarzą.
- Obudź, się, chłopaku!
Wyrwany z letargu Prezydent 2015 zareagował szczerym wyznaniem.
- Mariolka złoży wniosek o separację z chwilą osiągnięcia przeze mnie 7% poparcia. 
- Nie myśl w kategoriach Patałacha 2010!
- Gdy będę mieć 15% poparcia wtedy weźmie rozwód.
- Dość tych głupot! Nikt nie zagłosuje na prezydenta w okularach odblaskowych!
- A po co mi okulary odblaskowe?
- A idź się utop! 

Do mężczyzn nie docierają niuanse. Co za beznadzieja!

wtorek, 15 czerwca 2010

Debata, czyli która de potrzebuje bata.

O tej porze roku jestem zwykle odurzona. Od zapachu kwiatów. Zniewalającą woń wydzielają róże (najbardziej lubię herbaciane), ale ja upodobałam sobie zapach rozkwitłej hyćki. Podchodzę do wielkich krzaków czarnego bzu i wdycham, inhaluję, ćpam. A potem zrywam. Tak, tak! Nie mam najmniejszych skrupułów. Zrywam baldachimy hyćki, kładę je do mojej wielkiej ekologicznej siatki i powolnym krokiem wracam do mieszkania. Tam zalewam je odpowiednią porcją wrzątku i przyciskam do dna wielkiego gara. Po 2 dniach przelewam przez sitko sok, dodaję 2 kg cukru na jeden litr i zagotowuję. Potem przelewam do słoików i jeszcze przez chwilę pasteryzuję. I tak otrzymuję wyjątkowy syrop na całą zimę.

Wpadł tomaszka 2015. Pewnie widział moje zdenerwowanie z powodu kandydatki Mariolki na Pierwszą Damę, więc nie chciał mi wchodzić przez kilka dni w oczy. Ale dziś się odważył.
- Ciociu, co za zapach!
- Sraty taty! Lepiej powiedz, co z twoją kampanią?
- Dzwoniłem do Lucjana Kutaśko. Trochę debatowaliśmy. On mówi, że w tym roku nad wodą śmierdzi, ja: że otępia mnie zapach róż herbacianych. Na koniec życzyłem mu połamania kija, on odwdzięczył się równie pięknie. Powiedział, żebym jak najczęściej rozchylał płatki róż.
- Zbereźnik!
- Co? 
- To ja się pytam: "co?"!
- Nic. To wszystko.
- Nic wyklucza wszystko i na odwrót. Jaki morał wyciągnąłeś z mądrych słów Lucjana Kutaśko?
- Eee...
- Machiavelli powiada: "miłość jest trzymana węzłem zobowiązań, który ludzie, ponieważ są nikczemni, zrywają, skoro tylko nadarzy się sposobność osobistej korzyści, natomiast strach jest oparty na obawie kary; ten więc nie zawiedzie nigdy."
- Eee...
- Przestań eeekać, Pierwszy Tumanie!
- Ale o co chodzi?
- Jeżeli elektorat nie poczuje groźby bata na de, to każda twoja debata będzie przegrana.
- Ale tak mnie znienawidzą!
- Machiavelli powiada: "można bowiem bardzo dobrze budzić strach, a nie być znienawidzonym, co zawsze osiągnie książę, powściągając się od mienia swoich obywateli i poddanych i od ich niewiast".
- Znaczy mam odpuścić mężatkom? To co z Mariolką?
- A co ona ma do tego?
- Jest mężatką! Czyżbym nigdy nie miał jej już wybatożyć?

Boże słodki. Jaki Ty jesteś SUPER!
Mariolka mężatką! Kamień spadł mi z serca! W podzięce gotowam zafundować jej tatuaż swoich ust na pupie.
Boże, jakiś Ty FANTASTYCZNY!
I za kwiaty hyćki też dziękuję. Zaprawdę!

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Wiara, nadzieja, szlompa.

Niedzielę, czyli dzień święty spędziłam jak zwykle. Prawie cały dzień przeleżałam na krzyżu. Leżenie na krzyżu może jednak po jakimś czasie wyjść bokiem, więc obracałam się na brzuch. Wtedy bolał mnie kark, bo głowę musiałam wykręcać to w lewo, to w prawo (jak chciałam ułożyć się prosto z nosem w poduszce, to brakowało powietrza). Leżysz z głową wykręconą w bok i patrzysz na listwy przypodłogowe. Dostrzegasz wtedy kurz, koty niemalże, ale dziś przecież niedziela, dzień święty, to przecież nie weźmiesz się za sprzątanie. Zatem znowu się odwracałam i leżałam na krzyżu. Bezmyślnie patrzyłam się w sufit, bo myśli o stygmatach spiesznie od siebie odsuwałam. Potem zaczęłam bać się o odleżyny, bo nie mam nikogo kto by mnie wyklepał, nacierając wcześniej plecy spirytusem. I ten strach spowodował, że wstałam.

Najpierw myślałam, by ułożyć się na parapecie, ale wyprałam czerwoną powłoczkę od mojej poduszki, więc sobie darowałam. Pomyślałam, by znów się położyć, ale przemogłam się, bojąc się, że myśli o stygmatach powrócą. Która kobieta chciałaby mieć rany na dłoniach i stopach?! Wystarczą blizny na sercu, które mężczyźni nam zafundowali. Mężczyźni. Same Jezuski! Świętoszki. Na początku pojawia się taki oryginalny Budda, ale za chwilę, dosłownie po kilku dniach już słyszysz ryk: "Allah akbar" i ów uroczy wcześniej pan chce ci nałożyć burkę. Wzbudzają wiarę, dają nadzieję, pozostawiają szlompę, czyli po poznańsku brudną wodę. Nagle spostrzegasz, że nie wiedzą, co to ablucja, bo wannę przyjmują incydentalnie. Przeważnie wtedy, gdy proponujesz poważną rozmowę. Wtedy uciekają. Te parszywe, jałowe, bezmyślne i na dłuższą metę mało przydatne monstra. Tchórze!

Karykatury, kreatury, zarosłe kamieniem części armatury. Ćpuny, kołtuny, synusie mamuni. Ochleje, cicisbeje, metroseksualni i geje. Głupole, kibole, chlejący jabole. Ordynusy, sługusy, memeje, świrusy. Futboliści, pianiści, wtrętni onaniści. Dzicy ogrodnicy z natręctwem szpicy. Kolesie, obwiesie, ciągle ich niesie. Nawiedzeni, odurzeni, nie mają grzebieni. Kłamczuchy, świntuchy, nudziarze i juchy. Uff!

Laurem dureń nie zakwitnie!

Podeszłam do telefonu. Wykręciłam numer. Zabrzmiał sygnał w słuchawce, po chwili usłyszałam tubalne "halo".
- Władek, właśnie zrobiłam drinka. Wpadniesz?

niedziela, 13 czerwca 2010

Rozważania u Zapaśnika.

Dałam się namówić Władkowi lat 94 i pokuśtykaliśmy do pizzerii U Zapaśnika na ulicy Rybaki w Poznaniu. To taki zgrabny lokalik, gdzie nikt niczego nie udaje. Wystrój siermiężny, właściciel we flaneli, żulia opanowana i nawet przydźwigać towar chętna. Jak gospodarzowi nie spodoba się wchodzący gość, wtedy mówi "wypierdalać" i jest po sprawie. Goście są posłuszni, ale wcale nie zestresowani. Ponadto Władek lat 94 przeszłość ma chlubną i postawę słuszną, więc nawet Pan Zapaśnik szacunek gotów mu oddać. A moja chustka na głowie podziw jeno zdolna jest wzbudzić.

Tymczasem usiedliśmy za stołem, a Pan Zapaśnik przyjął zamówienie, bo to miły człowiek dla znajomych, tylko obcych chamów nie lubi i im po gębie dać gotów. Właściciel zniknął na zapleczu, by własnoręcznie przygotować najlepszą pizzę w mieście, ja natomiast wyjęłam plik dokumentów i nadesłanych zgłoszeń do sondy.
- Władku - rozpoczęłam. - W sondzie "Co kandydat na Prezydenta powinien mieć w kroku" wzięło udział niemal 13 milionów Polaków!
- Jak to? Widziałem jedynie 17 głosów.
- Ale co to były za głosy!
Otworzyłam notatnik i zaczęłam powoli ukazywać nazwiska głosujących.
- Spójrz na przykład na odpowiedź czwartą. Udzielił jest ZZPK, tj. Związek Zawodowy Polskich Kosmonautów w osobie przedstawiciela Mirosława Hermaszewskiego.
- I kogo on reprezentował?
- Rodzinę.
- Phi - prychnął Władek lat 94. - Rodzinę!
- A mówi ci coś Mario Puzo?
Władkowi lat 94 coś to chyba mówiło, bo oczy wypełniły się obawą i niezdecydowaniem...

Wtem do sali wszedł jeszcze jeden gość. Był to zapach wydobywający się z zaplecza.
- Adela, ja ostatnio tylko ślinię się w twoim towarzystwie!
- To tylko zapach drożdzy, mój bohaterze.
- Właśnie, czuję, że wszystko we mnie rośnie, jak na drożdżach.
- Znowu wziąłeś niebieską tabletkę, świntuchu z AK?

Potem skupiliśmy się na "jądrze ciemności" (35% respondentów w tym przedstawiciel Stowarzyszenia "Wiara Poznania", członkowie żylety na warszawskiej Legii, Związek Zawodowy Sztygarów i Przodkowych, czy Fundacja Milczący Sufler) oraz odpowiedzi "a nikt go tam jeszcze nie kopnął?" (23% głosujących w tym delegat Forum Staczy Kolejkowych, Stowarzyszenie Urlopowiczów "Wczasy pod gruszą" i wiele innych).
I zaczął krystalizować się pomysł na zniechęcenie Marioli do tomaszka 2015.
Potem Pan Zapaśnik przyniósł najlepszą pizzę w Poznaniu i doradził kilka chwytów...

I o tym pewnie już jutro!