środa, 17 września 2014

O tym, co przegapiliśmy

Przygotowywałam się długo do wyjazdu, z krórego niestety wyszły nici. Z tego też powodu nie pisałam bloga, bo byłam zaaferowana wyprawą - stąd dziś moje rozczarowanie jest tym większe.

Od lat na alkohol spozieram krzywo, a tu nagle dostałam zaproszenie na pijacką imprezę. Dlaczego nie? - pomyślałam. Na stare lata i to można zaliczyć. Gospodarzem miał być prezydent pewnego miasta w Wielkopolsce, który po upojeniu zwykł sikać w majtki. Ta atrakcja przemówiła do mojej wyobraźni. Nawet liczyłam na więcej, znaczy, że zesra się gacie.

Podobno prezydent liczył na reelekcję oraz możliwość dalszego taplania się w pijackiej rozpuście, a także osobistych płynach fizjologicznych, ale mnie już to nie obchodziło. Nie mogło obchodzić.

Co się stało? Aż wstyd się przyznać....

Otóż zgubiłam górną szufladkę. Nie, nie żenowało mnie mlaskanie czy seplenienie. Straciłam swój największy atut w postaci wrodzonej zgryźliwości. Szykowałam się, że dopadnę swymi kłami zsiuranej szyjki prezydenta i nikt mnie od niej nie oderwie. Że krytyka zmiażdży lokalnego celebrytę, że zbluzgam wymoczka, że zamanifestuję, że liczą się dla mnie tylko ludzie nie obawiający się monotlenku diwodoru.

No cóż, to wszystko mnie ominęło.
Dlatego już jutro wrócę do ogonka przed sklepem na dole...

wtorek, 16 września 2014

I Tusk wziął się na żebry i stworzył premierę

– Szczególnie w Polsce nie jest łatwo znaleźć premiera – stwierdziła Kunia lat 90. – Wszyscy w końcu poszli w las.
– Dokąd? – zdziwiła się Elwira lat 77.
– Na grzyby – poparła Kunię Lwinka lat 92.
– Albo na piwo, frytki lub czekoladki – dodałam.
– Co proszę? – zapytała Elwira.
– Mam na myśli tych, co wyjechali do Brukseli – wyjaśniłam. – Przez te czasowe migracje ludzi opóźnia się nie tylko wybór nowego rządu, ale też przyjazd furgonu ze świeżym pieczywem z nocnego wypieku.

Jak zwykle stałyśmy w ogonku przed sklepem spożywczym, oczekując na przyjazd dostawczaka z piekarni. Umilałyśmy czas komentarzami politycznymi, dając słońcu dotykać się po twarzy wyprężonymi promieniami.

– Boję się wyjdzie niezła klapa z tej premiery – obawiała się Pela lat 83.
– Kiedy szukasz w lesie dobrego grzyba, musisz mieć najpierw wiedzę o tym, co może wyrosnąć na ściółce, potem wytężyć wzrok, a następnie schylić się po smakowity okaz – tłumaczyła Malwina lat 92. – Tymczasem są grzybiarze, którym nie chce się pochylić. Wzrok też mają mętny. Nie ufam ludziom, którzy noszą okulary.
– Phi! – prychnęła nerwowo Kunia – Nie znam ministra przed którym chciałabym się pochylić.
– Ja też trzymam ich tylko przed sobą – odezwała się Dziunia z końca kolejki. – Nigdy do ministra nie dopuściłabym mieć z tyłu.
– Przecież oglądasz ich tylko w telewizji.
– Dlatego kiedy chcę wyjść do kuchni po herbatę, to najpierw zmieniam kanał. Nie dam się!
Spojrzałyśmy na siebie z powątpiewaniem, bo Dziunię łatwo było przekonać, do dawania, ale prawdą też było to, że nigdy nie miała okoliczności z jakimkolwiek ministrem. Owszem, były podejrzenia molestowania pewnego ministranta, ale to już zupełnie inna historia.
– Ale dlaczego od razu ma być klapa? – kręciłam z niedowierzaniem głową.
– Bo Tusk stworzył premierę z żebra – ogłosiła oficjalnie Kunia.
– Jak to?
– Bo bał się, że schetę po nim. Tfu, schedę – poprawiła się moja przyjaciółka lat 90. – Że tą schedę przejmie Schetyna. Pozostało mu pójść na żebry i ubłagać marszałkinię, by zrobiła coś ze śmierdzącym jajem.
– To prawda – zgodziłam się. To stanowisko dziś jest zbukiem.

Chwyciłyśmy się za nosy i zastygnęłyśmy jak posągi na Wyspie Wielkanocnej. Właśnie w takiej pozycji ujrzał nas kierowca furgonu z piekarni, który niedługo potem zahamował przy nas z piskiem opon.