czwartek, 4 września 2014

Wypuckowany Poznań

Pogoda nareszcie poprawiła się. Nasze humory podobnie. Był kwadrans przed szóstą rano, a my z radosnym sercem przyspieszyłyśmy koniec ciszy nocnej, śpiewając piosenkę Młynarskiego znaną pod niefomalnym tytułem „Pucio, pucio”.

– „Jesteśmy na wczasach – wydarłyśmy się – w tych góralskich lasach, w promieniach słonecznych opalamy się”.
Nasz śpiewający ogonek przed sklepem spożywczym, w którym stałyśmy, oczekując na przyjazd furgonu z piekarni ze świeżym pieczywem z nocnego wypieku, spowodował otwarcie kilku okien w pobliskich kamienicach. Wychyliły się głowy, jednak nikt nie próbował nas uciszać.
– Chyba trzeba zmienić tekst – zawyrokowała Kunia lat 90.
– Dlaczego?
– Znajdujemy się w dużym polskim mieście, wśród pustostanów, które zafundował nam Pucio Pucio.
– Kto?
– Jarosław Pucek, szef ZKZL.
– I co on robi?
– Stworzył pomost między Ryśkiem a kibolami – wyjaśniła Kunia. – I uderzył w tych, których nie stać nie tylko na bilet na mecz Lecha Poznań, ale i na opłatę czynszu.
– Kto jest bardziej winny? – zapytała retorczynie Elwira lat 77. – Morderca czy zleceniodawca przestępstwa?
– Dlaczego zadajesz takie pytania? – obruszyła się Malwina lat 92.
– Bo wczoraj oglądałam kryminał...
– Grobelny wypuckował Poznań z lokatorów z zaległościami czynszowymi – oznajmiłam. – Masz rację, Kunia – zwróciłam się do przyjaciółki. – Trzeba zmienić tekst piosenki.
– Mogę pośpiewać z wami? – krzyknął z okna Antoni lat 64.
– Ja też chciałabym – dołączyła się Leokadia lat 59 spod siódemki.
– Jasne – odpowiedziałam.

Chwilę z dziewczynami poszeptałyśmy, ustalając nowy tekst i dobierając odpowiednie słowa, po czym gromko ponowiłyśmy śpiewanie piosenki.
– Jesteśmy jak w Stanach – zanuciłyśmy – w poznańskich pustostanach, w bilansie Grobelnego znajdujemy się...
Pucio, pucio – zaaprobowała naszą propozycję Leokadia.

Z kilku okien rozległy się oklaski. Ukłoniłyśmy się nisko, a potem nadjechał dostawczak z piekarni i zajęłyśmy się robieniem sprawunków.

środa, 3 września 2014

Powrót do szkoły.

Lało wczoraj jak z cebra. Ukryłyśmy się pod parasolkami, tworząc wesoły wielokolorowy ogonek, w którym czekałyśmy na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku. Furgon z piekarni opóźniał się, a my niemrawo przestępowałyśmy z nogi na nogę.

– Chciałabym wrócić do szkoły – zamarzyła Pela lat 83. – Uważam, że w mundurku wyglądałabym bardzo seksownie.
– Wiele osób powinno wrócić do szkoły – zauważyła sentencjonalnie Malwina lat 92.
– Braki szczególnie widać u celebrytów oraz polityków – zgodziłam się.
– Chciałabym przepytać prezydenta Grobelnego – odezwała się Kunia lat 90. – Myślę, że zaczęłabym od poziomu piątej klasy szkoły podstawowej.
– A dlaczego nie niżej? – zapytała Elwira lat 77. – Po co stresować już na starcie pana Ryszarda?
– Grobelny też seksownie wyglądałby w mundurku – oceniła Pela.
– Abecadło chyba opanował... – przypuściła Dziunia lat 61.
– Zaczyna się kampania wyborcza – przypomniałam. – Musimy się do niej podobnie przygotować, układając zestaw pytań. Ja mogę przepytywać prezydenta z matematyki. Chciałabym dowiedzieć się na co ten smyk liczy.
– To ja wezmę na warsztat chemię – zgłosiła się Pela. – Czuję, że Ryśkowe fluidy mogą wejść w reakcję z moimi.
– Ja mogę mu zrobić korki ze wszystkiego, byle nie z WueFu! – zarzekła się Kunia. – Biegam tylko do toalety, a do żadnej mety nie jest mi blisko. Pamiętacie Klemensa? Zawsze biegał na melinę po dwie półlitrówki. Bardzo mi się to nie podobało.
– Przerób z nim historię – zaproponowała Elwira. – Szczególnie antysemityzm spod znaku zwolenników Dmowskiego, których w Poznaniu było bez liku. Zawstydź chłopaka, dziewczyno.
– Właśnie, zmuś łapserdaka do refleksji – zgodziłam się. – Może przestanie wchodzić kibolom głęboko?
– A za co ty się weźmiesz, Elwira?
– Za religię. U mnie nie wystarczy klęczeć. Jak nie opanuje na pamięć Objawienia świętego Jana, to zrobię mu taką apokalipsę, że tydzień będzie leżeć krzyżem!
– Powinniśmy nieco wyjść poza program – zaproponowała Lwinka. – Oprócz egzaminów trzeba nauczyć go łaciny.
– Łaciny?
– Widać, że ciągnie go do tego.

Może i tak. Na dziś było to nierozstrzygalne.
W każdym razie w końcu furgon z pieczywem dojechał, kupiłyśmy pieczywo i każda z nas z osobna myślała przy śniadaniu nad zestawem pytań dla prezydenta.

poniedziałek, 1 września 2014

Mastrofobia

Prezydent Poznania nie opuścił dotąd żadnej mszy świętej – chory czy zdrowy szedł karnie oddać cześć Panu. Szczególnie w niedzielę. Postanowiłyśmy wykorzystać ten fakt, ustalając wcześniej, w którym kościele najczęściej padał krzyżem, czerpiąc ukojenie z chłodu posadzki.

Wczoraj w końcu dopadłyśmy go.

Ryszard Grobelny siedział w ławce wraz z rodziną, którą żeśmy delikatnie odseparowały, przekazując im znak pokoju, a potem kierując do tylnej części głównej nawy. W końcu prezydent został otoczony kordonem uklękłych dam.
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – przywitał się Ryszard, gdy uświadomił sobie, że został zmuszony do pertraktacji, by móc znów połączyć się z rodziną.

– Niech będzie – odrzekła Kunia lat 90.
Reszta z nas pogrążona była w modlitwie, więc milczała.
– Przepraszam, chciałbym przejść do rodziny. Kiwają na mnie – dodał przepraszająco.
Jak już wspomniałam wcześniej, byłyśmy pogrążone w modlitwie, więc nie mogłyśmy zareagować na zaczepkę Grobelnego.
– Łacina – rzuciła Kunia, która jako jedyna była na bakier z katolickimi formułkami i przez to traktowała całą akcję z większym dystnasem niż nasza pozostała grupa.
– Modlicie się za szczęśliwe wybudowanie galerii Łacina? – ucieszył się Rysiek. – To ja też jeszcze raz przyklęknę.
– Jasny gwint! – zaklęła Kunia, po czym szybko się poprawiła. – Dum spiro, spero.
Oznaczało to, że Kunegunda dopóki żyje, dopóty ma nadzieję.
– Bardzo lubię „Zdrowaś Mario” – określił się prezydent.
– Wszyscy błądzą – stwierdziłam, przerywając modlitwę na „laskiś pełna”.
Po prostu nie potrafiłam prawidłowo wymawiać „eł” i to mnie krępowało.
– Przytulę cię – obiecała Lwinka lat 92, chwytając za Rysiową czuprynę i przyciągając jego usta do swojego biustu.
– O Jezu! – zagrzmiał prezydent.
– Podoba ci się – uznała Pela lat 83. – Zaraz pociumkasz moje sutki.
– Nie! – Grobelny oderwał się od cycka Malwiny i łapał nerwowo powietrze. – Ja mam mastrofobię!
– Że co?! – zdziwiłyśmy się niemal jednocześnie.

Ten spryciarz Ryszard wyrwał się z naszego oblężenia i czym prędzej dołączył do swojej familii, poprawiając fryzurę oraz wygładzając garnitur. Za chwilę znów przybrał na twarzy swój sztuczny uśmiech.

– O Boże! – Elwira lat 77 wezwała Najwyższego. – A co to jest ta mastrofobia?

niedziela, 31 sierpnia 2014

Poszłam na mszę, zaraz wracam

Klęczę w niedalekim sąsiedztwie od prezydenta Grobelnego.
Relacja już jutro.