sobota, 8 grudnia 2018

Miłość jest jak biegunka – odwadnia


– Gdy facet jest zakochany, sprzedaje suchary – obwieścił grobowym głosem huncwot 2020. – Nie pamiętam, kiedy byłem błyskotliwy. Nie widzę innego wyjścia niż to, które podpowiada mi organizm. Ciociu, męczy mnie luźny stolec – dodał zbolały krewniak.
– Bajzel w dupie? – zdziwiłam się. – Znów?

W momencie, gdy w progu mego mieszkania na poznańskiej Wildzie pojawia się tomasz.ka 2020 ogarnia mnie paniczny lęk. On nigdy nie przychodzi z uśmiechem na twarzy, co najwyżej ma na nędznym ryjku hiobowe wieści. A ode mnie oczekuje, że będę jego terapeutką. Że go wysłucham i wyssę wszelkie boleści. On wyjdzie, a ja padnę na twarz: stracę makijaż, dobry humor, zapaskudzę tez dywan. To jest bardzo obciążające. Ale komu miałabym zadedykować osobisty testament? Podwójnemu AK-owcowi, który ma lat, że ho ho i zejdzie z tego padołu łez szybciej niż ja? Wprawdzie wytrzyma jeszcze jakieś 10 lat, ale gamoń 2020 ma też swawolne siły witalne.

– Bajsel w dupse, choć we łbie powoli się ukłasa – powiedział prezydent in spe, sepleniąc i ssąc zarazem wskazujący palec.
– Tej, nie zacznij ruchać się sieroco – ostrzegłam. – Bo cię wyprosę. Tfu, wyproszę.
– Dobze – sepleniąco zgodził się ten lewus ze znajomymi genami.
– Co u ciebie?
– Kończę dwie prace inżynierskie oraz jedną magisterkę. Mam też do napisania referat z filozofii. To ostatnie mi pasi, tamtymi rzygam.
– Zaraz, mówiłeś tylko o sraczce, nie o rzyganiu.
– Och, ciocia nadal bierze mnie za błyskotliwego gościa. Tymczasem ja pławię się we własnym wstydzie. Nie mam dziś ani jednej czynnej kapilary. Jak mam przekonać Samantę, że nie będzie mi nigdy ością w gardle?
– Przez czyny, durniu! 
– Tak. Ma ciocia rację, jestem durniem.
Głupek dał ciała ponad 3 lata temu. Szczęście było na wyciągnięcie ręki. Trafił fuksem na jedność dusz. Od tamtej pory stara się idiota to i owo wyprostować, ale to walka z wiatrakami. Ma dwie ciężkie rodzicielskie kotwice, zresztą coraz bardziej zardzewiałe. Sam też jest zardzewiały.
Wiedziałam, że tylko zimny prysznic coś może zrobić z tym ciepłym wujkiem.
– Tej, weź się za zimną kąpiel!
– Nie! Kochałbym Gudrug Pausewang, ale ona nie żyje, za to mam swoją Reni! – fuknął prezydent 2020. – Ponadto mam biegunkę, ale to moja sprawa!
No tak, pan Pryschnitz ma swój pomnik w Poznaniu, ale to didaskalia. Huncwot to uparciuch, ale i niespieszny flegmatyk. A tu trzeba szybkości! Okiełznanej chuci!! Dobroci!!! Braku biegunki. Jego wybranka już ma to gdzieś, a trzeba to przecież odmienić.

Póki czas… Jeśli on w ogóle jeszcze jest…

poniedziałek, 3 grudnia 2018

Leży chłop pijany, leży pod dzwonnicą, wychodzi mu fiutek prawą nogawicą


– Dlaczego prawą? – zdziwiłam się. – To się chyba w naszych czasach nie godzi, by prawą – kręciłam głową z niedowierzaniem. – Co na to wikary? Co na to proboszcz? Co na to prezes wszystkich prezesów?
Wyszłyśmy z niedzielnej mszy świętej dla dzieci wypełnione otuchą, Słowem Bożym i motywacyjnymi zabiegami księdza proboszcza skłaniającymi nas do cichszych datków na parafialną tacę. Byłam ja, czyli Adela lat 73+, Kunia lat 90, Malwina lat 92, a towarzyszył nam męski rodzynek, czyli Władek lat, że ho ho. No i wtedy natknęłyśmy się na to pijane dziecię boże, które leżało skulone na zmarzniętej ziemi i smacznie chrapało. Ów syn człowieczy, z gabarytu dryblas, jakże bliski nam córkom ludzkim, rzęził sobie beztrosko, a ubrany był w kożuszek, kozaki i przykrótkie spodnie, takie dżokejki, z których wystawała mu niedzielna nieprzystojność.

– Zimno, a mu wychodzi – podziwiała Kunia. – Zuch nie Polak!
– Dzwoniec – zawyrokował Władek lat, że ho ho i wzruszył pogardliwie ramionami. – Nie takie wyciory widziałem. W powstańczych kanałach wiele gówien się przepychało. I co? I nic. Na cholerę takie lufy, gdy amunicji nie ma!
Podwójny AK-owiec był powstańcem warszawskim a zarazem Anonimowym Kobieciarzem, który nierzadko strzelał do nas rubasznymi nabojami, a my w porozumieniu z wikarym i proboszczem starałyśmy się stępić jego koszarową estetykę, by w efekcie końcowym przepchnąć chłopa przez ucho igielne. Ale Władek nadal miał w sobie zbyt dużo wigoru, by dobrowolnie chcieć przejść na drugą stronę.

– Spróbuję mu wepchnąć z powrotem – zaoferowała się Lwinka lat 92.
– Nie tak szybko – oponowała Kunia. – Daj chwilę popatrzeć.
– No mówię, że nie ma na co – wtrącił trzy grosze podwójny AK-owiec. – Żeby choć ta flinta była świnta. Ale nie jest! Spadajmy, dziewczęta.
– A nie jest to czasem woźny ze szkoły podstawowej? – przypuściłam, bo chyba pierwsza z naszego grona omiotłam swoim wzrokiem nie genitalia, a twarz delikwenta. – Co ten fiutek tutaj robi?
– Śpi – bez pudła odgadła Lwinka.
– W niedzielę nie ma dzieci w szkole – przypomniała nam Kunia.
– Czyli przyszedł dzwonić na przerwę pod kościół? – zastanawiałam się głośno.

A potem obciągnęłyśmy mu. Kożuszek był krótki, ale dał się obciągnąć i przykryć nieskromność woźnego. W taki sposób zrobiłyśmy dobry uczynek. Tylko Władek lat że ho ho jakoś tego nie docenił. Klął na czym stoi, że to nie był wycior z prawdziwego zdarzenia i trzeba było na widoku zostawić tę podróbkę, by raz na zawsze zawstydzić woźnego. Że nadaje się co najwyżej na obsikanie przez Pucka Powsinogę czy innego pieska szlachetnego, choć też nieco zbzikowanego.