poniedziałek, 10 grudnia 2018

Daj ciało, polityku!


– Chodźcie, dziewczyny – poprosił grzecznie o grudniowym świcie tomasz.ka 2020. – Już starożytni mędrcy wiedzieli, że wszechświat operuje dziesięcioma wymiarami. My zaś znamy tylko wysokość, szerokość i głębokość oraz czas. Jestem gotów rozjaśnić wam horyzonty myślowe. Zapraszam do wildeckiego lokum cioci Adeli.
– Ty zapraszasz do mnie? – zdziwiłam się.
– Zaraz ma dojechać furgon z piekarni ze świeżym pieczywem z nocnego wypieku – oponowała Balbina lat 59. – Daj nam kilka minutek, prezydencie in spe.
– Czasu tak naprawdę nie ma – odparł huncwot. – Istnieje tylko miejsce.

Rzeczywiście, od razu po słowach krewniaka poczułam w przełyku kęs chrupkiej bułki z nutką sałaty, pomidora oraz cebuli. Coś podobnego musiała odczuć Kunia lat 90, bo obie wystąpiłyśmy z ogonka przed sklepem na dole i podreptałyśmy za naszym politycznym guru. Wspięłyśmy się na ostatnie piętro w mojej kamienicy. Przed drzwiami do mieszkania oczekiwali już na nas Lucjan Kutaśko oraz Władek lat że ho ho. Kolejny poniedziałek zaczął się od posiedzenia sztabu wyborczego przyszłego prezydenta ojczyzny naszej kochanej.

Gościom kazałam zzuć trzewiki, a sama poszłam do kuchni i zrobiłam aromatyczną kawę. W końcu wszyscy usiedliśmy przy stole zaściełanym białym obrusem jedwabnym.
– Mało kto wie – rozpoczął przemowę tomasz.ka 2020 – że wyborcy nie głosują na ciała fizyczne. Na mumie partyjne, manekiny ideowe czy propagandowe lalki woo-doo. Oni słuchają jedynie przekazów z gatunku per aspera ad astra.
– Właśnie! Wygrywa tylko ten kandydat, który ma najprzyjemniejsze dla oka elektora ciało astralne – przytaknął mózg sztabu wyborczego, czyli Lucjan Kutaśko.
– I gał elektorki – dodała Kunia, która ostatnio mocno zafiksowała się feministycznie.
– To polska polityka sprawiła, że wychodziłem sam z siebie – przyznał się prezydent 2020. – Na początku odczuwałem jedynie złość, ale pewnego dnia dopadło mnie zatwardzenie i spędziłem na misce ustępowej bodaj 3 kwadranse. To w tamtej chwili zacząłem medytować.
– Nie takie rzeczy w życiu widziałem – skwitował Władek lat że ho ho, a przy okazji podwójny AK-owiec, czyli były powstaniec z AK, który szczęśliwie przebrnął przez warszawskie kanały oraz Anonimowy Kobieciarz w jednym.
– Prezydent musi dbać o ducha w narodzie – stwierdził krewniak, po czym zaczął się dematerializować. – Nie zrobi tego, nie włażąc za skórę wyborcy, pod jego ważne w dniu wyborów paznokcie, w kibolskie ćwierć mózgi oraz serca pięknych kobiet.
– W ile kobiecych pomp ssąco-tłoczących zamierzasz wejść? – fuknęłam, bo znałam nieposkromioną chuć huncwota 2020. – Boga w sercu powinieneś mieć!
– Phi – wzruszył ledwo widocznymi ramionami prezydent 2020, po czym się ulotnił.
– Polityk powinien dać wyborcy ciała! – krzyknęłam.

Musicie zatem zrozumieć, że będę protestować przeciw ulatniającym się PiS-iakom z horrendalnej afery KNF, przeciw Schetynie traktującym jak powietrze polityczne przystawki,   wreszcie przeciw huncwotowi, który się zdematerializował i zostawił przez to swoje przenoszone buty w przedpokoju, bo na boso udał się do stolicy Pomorza Zachodniego.
Póki żyję, będę protestować!

niedziela, 9 grudnia 2018

Kulawy protestant

Kolejna niedziela, kolejna msza święta w kościele pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego w Poznaniu, cool’ejne sacrum. Niedziela. Dzień Pański. Zamknięte są sklepy wielkopowierzchniowe, więc samotnych utulić mogą tylko ściany świątyni. Albo dworca kolejowego. Albo dworca autobusowego. Natomiast dach nad głową mogą dać mosty albo bramy niestrzeżone kratami i domofonami. Ale Zenon lat 58 nie był braminem, więc zastał nas przed kościołem.

– Proboszcz niemile wita kulasów, bo oni nie służą cichej tacy – przywitała go opryskliwie Kunia lat 90. – Co najwyżej brzęczą monetami, dekoncentrując głównego celebranta.
– Szczęść Boże – odpowiedział po chrześcijańsku Zenek.
– Co ty robisz pod katolickim Domem Bożym? – spytałam.
– Postanowiłem więcej nie kuleć.
– Oczekujesz cudu? – zdziwiła się Malwina lat 92.
– Ha! – zahachał oszczędnie kulas.
Zenek nie musiał kuleć fizycznie, on kuśtykał duchowo. Jaki bowiem wildzianin mógłby być protestantem, a nie katolikiem? To musiał być umysłowy zboczeniec. Kurwiniec mózgowy. Diabeł myśli powszedniej.
– Skąd masz tę przypadłość? – dociekałam. – Heine Medina?
– Mój najprzedniejszy antenat był przyjacielem Marcina Lutra.
– Jutra? – dopytywała się słabo słysząca Lwinka.
– Luter mieszkał wówczas w Wittenberdze – kontynuował opowieść Zenek – i kiedy dotarł ze swoim przyjacielem, a moim pra pra pra, pod bramę kościoła, to był świadkiem jego najchlubniejszego czynu.
– Czego? – rozdziawiła gębę Kunia.
– Luter przybił do drzwi kościoła 96 protez. Jedną z nich zabrał mój pra pra pra, bo uznał, że 95 protez wystarczająco skulawi katolicyzm.
– Precz, Antychryście! – włączyła się do rozmowy zausznica proboszcza Trudzia 77.
– Ja tylko jestem przechodniem, udaję się bowiem do przyszłego prezydenta kraju.
– Do kogo? – zapiałam.
– Do tomasz.ka – odparł Zenek – Jemu właśnie chcę przekać legendarną protezę, by z nią zaprotestował przeciw nieszczęściu doczesnemu i wreszcie zapracował na osobistą radość.

Zrobiłam wielkie oczy. Z jednej strony chciałam, by wreszcie zakopał się w pierzynie razem z uwielbianą przez niego Reni, ale też nie chciałam by kulał. Mimo że dotąd kuśtykał egzystencjalnie, to jakoś nie wyobrażałam sobie, by do zdjęcia ślubnego pozował z kulą.