sobota, 5 lipca 2014

Nie lubię ludzi, którzy mówią KOCHAM.

Oczywiście zawsze wydawało mi się, że wiem, kiedy mówi się „kocham”, ale dotychczas jeszcze tego nie wypowiedziałam. W końcu mam dopiero 73 lata i sporo przede mną. Dziś jednak otarłam się o to słowo i to wcale nie było przyjemne. „Kocham” potrafi zabić przyjemny aromat kawy, a w sytuacjach ekstremalnych nawet podniecającą nutę Chanel Nr 5 rozsiewaną z kobiecego nadgarstka lub zza wścibskiego ucha panny, mężatki lub wesołej wdówki.

Władek lat 98 przysiadł się do mnie siedzącej u boku długiego stołu kuchennego i zaczął żłopać przygotowaną przeze mnie kawę, do której dodałam dziś cynamonu.
- Jezu! – wykrzyknął. – Jak ja kocham tę kawę!
- Jak?
- Niemożebnie!
- To paskudnie z twojej strony, królu archaizmów.
- Że co?
- Znasz język polski?
- Od urodzenia – powiedział chełpliwie Anonimowy Kobieciarz lat 98.
- Kim jest zatem cham?
- To gbur? Łajdak? Impertynent?
- A gbur na łopatkach?
- Obiekt specjalnej troski?
- Właśnie! To cham, któremu sędzia w pierwszej instancji orzekł KO. Zresztą drugiej instancji na ringu nie ma, chyba, że cham się wkurzy i powali sędziego. Ale wtedy sam jest skończony. Rozumiesz?
- KO-cham! Proste jak trąbka Eustachiusza.
- Władku, jest ci źle?
- Nie. Po prostu idzie lato i czuję, że muszę znów ci się oświadczyć.
- To dlaczego krytykujesz moją kawę?
- Przecież powiedziałem, że ją kocham.
- A ja ci wyjaśniłam, kim jest KO-cham. Dlatego muszę uprzedzić cię, że twoje konkury zakończą się klęską, która jednak będzie twoim moralnym zwycięstwem. Przecież nigdy z moich ust nie usłyszysz „KO-cham”.
- Adela, ty to potrafisz kulturalnie odprawić absztyfikanta – ucieszył się AK-owiec.

Władek powrócił do radosnego siorbania kawy z cynamonem, a ja w duchu zaprotestowałam przeciw wszystkim wyznającym miłość chamom. Proponowana wiosną kooperacja to operacja, która musi zakończyć się KO.

piątek, 4 lipca 2014

Klątwa Prącisława.

Prącisław naokrągło chodził po prasłowiańskiej osadzie z interesem na wierzchu, więc nie jest dziwne, że jego skołowany syn Piast został kołodziejem. Gall Anonim łaskawie zgodził się przekupić i za 120 srebrników (inflacja) nie uwzględnił Prącisława w historii najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Jak wyglądałoby to językowo, gdyby urząd się nie piastowało, lecz prątkowało? Kim byśmy mieli się chwalić przed światem? Prącim Wałęsą? Tragicznie zmarłym Prącidentem? Dlatego dobrze s ię stało, że po Popielu ostała się gumka myszka i Gall Anonim wymazał Prącisława z kart polskiej historii. Ktoś jednak zataił przed kronikarzem klątwę ojca Piasta – który przeczuwał swoje wymazanie z historii, patrząc z zazdrością na zakręconego syna Pomazańca – a on sam nie dotarł do źródeł historycznych i dopiero teraz sprawa ujrzała światło dzienne.

Mieliśmy poważne miny, a głowy były wtulone w ramiona. Najbardziej strapiony był Prezydent 2015, dlatego staraliśmy się go z Władkiem lat 98 pocieszyć.
- Może klątwa Prącisława dotyczy tylko władców dynastycznych?
- A ten fragment? – żachnął się huncwot, cytując przepowiednię Prącisława. – „Po prąciu poznacie króla, bo z niego musi być Ce Cha, a cecha ta przytłumi mu rozsądek, żądze wszelakie przedkładać będzie nad dobro swego plemienia, a trwać to będzie póty władcom nie wykastruje się libido”. I ja mam w tym uczestniczyć?
- Nie musisz się zgodzić na kastrację – zauważył rozsądnie Władek.
- Na to żaden prezydent się nie pójdzie, ja też nie jestem szaleńcem. Mi przed oczami staje inny problem: mam być kolejnym ce cha na szczycie władzy?
- Można jakoś zdjąć klątwę Prącisława? – spytałam.
- „Jeżeli gabaryt prącia władcy nie będzie satysfakcjonujący – kontynuował czytanie tomasz.ka 2015 – to może zrzec się tronu, ze swym malutkim prątkiem oddając się sztuce.” Czyli moją jedyną alternatywą jest gruźlica! Miałbym pluć krwią i szczeznąć w przytułku?
- To może uczyń słabość siłą? – zaproponowałam.
- Niby jak?
- Przyznaj przed społeczeństwem, że jesteś ce cha, ale nie byle jaki ce cha.
- Elektorat tego nie kupi – huncwot zareagował sceptycznie.
- Kupi – przekonywałam Prezydenta 2015. – Ludzie zwykle wiedzą, że ce cha to ce cha, oddając głos na podobnego sobie. Powiem więcej: Polacy są gotowi wielbić ce cha, ale muszą poczuć jego szczerość.
- „A lud brać będzie przykład ze swego władcy, bo to jego cecha.” – tomasz.ka zakończył czytanie przepowiedni Prącisława.

Pokiwaliśmy zgodnie głowami, wcale jednak nie będąc usatysfakcjonowani wynikiem rozmowy. Klątwa Prącisława nas przybiła. Mnie osobiście tak mocno, że w akcie sprzeciwu nigdy bym nie przyznała Prącisławowi obywatelstwa polskiego. Mam nadzieję, że żaden ce cha z parlamentu nigdy nie wystąpi o jego rehabilitację.

czwartek, 3 lipca 2014

O plemniku.

- Jak to z czego składa się plemnik? – zdziwił się Władek.
- Och, głuptasku. Osoby duchowne skupiają się na pierwszej sylabie i plecą te swoje ple ple, przy okazji plując na wiernych trzema literkami. Natomiast fantaści są skłonni w plemniku zobaczyć Lema, buchalterzy Naczelną Izbę Kontroli, pijacy klina, wielbiciele „W pustyni i w puszczy” Nel od Stasia Tarkowskiego, zaś koneserzy blondynek len, bo kojarzy im się z kolorem włosów cycatej wybranki..
- Dlaczego cycatej?
- Bo brak biustu nawet tlenionej blacharze nie pomoże – wyjaśniłam.
- Jasne! Wie o tym nawet Ken od Barbie.
- Czujesz cza-czę, Władku – pochwaliłam swojego 98-letniego druha.
- Nieprawdopodobne, że to wszystko można wziąć z plemnika.
- Nie wszystko. Plemnik jest pojęciem o wiele szerszym, niż myślisz. Ma także aspekt międzynarodowy. Na przykład tacy Koreańczycy są skłonni zobaczyć tam Kima.
- Kim Ir Sena czy Kim Dzong Ila?
- Obaj mile podchodzili do plemnika jako leku.
- Zaraz – zastanowił się AK-owiec – Czy plemnik nie jest też swoistym akumulatorem, bo chyba jest spokrewniony i blisko mu do klem?
- Najlepiej wiedzą o tym w Pile!
- Jednak dla wielu historia plemnika stanowi plamki na honorze – powątpiewał powstaniec.
- Tylko u tych, co używają deklinacji. Nie martw się o nich, bo ponadto poszli na lep ortodoksyjnych postaw sprawiedliwych w ich mniemaniu ojców.
- To znaczy, że im nie staje plemnika tylko kapie?
- Z lima też im kapie.
- Lima? Wmieszłaś w to nawet Peruwiańczyków ze stolicy?
- Plemnik nie zna granic.
- Nie no, dość tych lip! – żachnął się Władek. – Nie wierzę, że plemnik ukryty w cieczy podobnej do mleka może być czymś tak ogromnym jak Droga Mleczna!
- Zdziwiłbyś się, kochasiu.

I zostawiłam Władka sam na sam z jądrem problemu. Sama zaś poszłam umyć filiżanki po wypitej kawie. I kiedy tak stałam nad zlewem, to pomyślałam, że co za plemnik dotarł do macicy mojej mamusi, że ja jak ten Kali stoję niewolniczo nad garami i je zmywam!
Zatem zaprotestowałam i zmyłam głowę AK-owcowi.

środa, 2 lipca 2014

Czy bezwstydne cywilizacje upadają?

Zaprawdę, powiadam wam, nikomu nie będzie lekko. Wprawdzie nowe przyrządy łazienkowe będą o większej nośności, lecz nasza lekkość bytu przybierze na wadze zwłaszcza przez chipsy, kurczaki z rożna, hot-dogi, nic nie warte bułki z papierowym mięsem oraz inne śmieci w kolorowych opakowaniach. Ale to nie z tego powodu będziemy odczuwali wstyd. W końcu wśród grubasek kobieta z nadwagą to zgrabny chudzielec. Zatem z powodu tuszy nadal może być nam lekko, natomiast wstydzić nas będą sprawy intymne. Tak było, jest i będzie.

Jestem kobietą odważną, która tematy przez innych omijane szerokim łukiem podejmuje w sposób bezpośredni, szczery i bezkompromisowy. Z tej przyczyny Władek lat 98 poplamił dziś kawą nie tylko swoją koszulę, ale i mój rzutnik w salonie, który kupiłam niemal trzydzieści lat temu w Cepelii przy Starym Rynku w Poznaniu. Wszystko przez to, że kawę w w niedziele i święta podaję gościom w salonie. A stało się to tak:
- Władku – znienacka zaczepiłam AK-owca – młodzi ludzie w okresie dojrzewania bardzo interesują się swoją seksualnością.
- I to im nie przechodzi aż do emerytury, a niektórym nawet do śmierci – zauważył powstaniec.
- W naszym wieku powinniśmy raczej teoretyzować – powiedziałam z wyrzutem.
- Adela, ty się nie odcinaj od korzeni!
- Że niby co?
- Noc Kupały, prasłowiańskie podmacywanki, dziuple bartników...
- O! Właśnie o tym chciałam porozmawiać. Dziewczęta i chłopcy w różny sposób eksplorują swoją seksualność. Rzekłabym, że młodzieńcy czynią to ekstensywnie, a rozkwitające polne kwiatuszki intensywnie.
- Nie rozumiem.
- Wy bardziej na zewnątrz, a my do środka. Władku, nigdy nie bawiłeś się w hot-doga?

Właśnie w tym momencie nastąpiła wspomniana wcześniej katastrofa. Cieszyłam się, że AK-owiec nie pluł w stronę dywana. Poklepałam druha po plecach, on jeszcze trochę pochrząkał, dopił resztkę kawy, wstał i obwieścił z emfazą.

- Adela, bezwstydne cywilizacje zawsze upadają.
- Może weźmiesz ze sobą dwa pączki?
Władek stanął niezdecydowany, po czym przyjął ode mnie poczęstunek. Trzymając je w dłoniach przez chwilę się zastanowił.
- A wiesz, Adela, że te pączki dobrze leżą w rękach?

Zamknęłam drzwi za AK-owcem, w duchu protestując przeciw Władkowej hipokryzji. Przecież to nie brak wstydu zabija cywilizacje, ale zwiędłe libido. Dlatego postanowiłam napisać jutro przyczynek do historii świata. Traktat zatytułuję „O wędrującym plemniku”.

wtorek, 1 lipca 2014

Dzielnicowe Biuro Podróży.

- Adela, do czyjej piwnicy teraz idziemy? – krzyknęła idąca na końcu sznura turystek Zocha lat 54.
- Popatrzcie – poczekałam aż grupa uczestniczek mojej pierwszej wycieczki zbierze się w kupę, a potem ręką wskazałam na wyłamane drzwi, pokręcone zawiasy oraz półmrok, który osiadł na opróżnionym pomieszczeniu. – Tutaj Janiak trzymał cztery 50-kilogramowe worki pyr, rozłożony na części pierwsze składak „Wigry” oraz figurę Jezusa Strapionego, którą polecił rodzinie umieścić po śmierci na jego grobie. Wszystko zniknęło, a właściciel piwnicy bardzo mocno się strapił. Omal nie zszedł, ale wziął się w garść, przynajmniej do czasu odzyskania spiżowego Chrystusa. Złodzieje natomiast tak się spieszyli, że nawet nie oderwali łętów, obciążając plecy dodatkowymi kilogramami.
- A Janiak nie miał weków? – spytała Hela lat 66.
- W tym miejscu dokonano skoku na trzy piwnice. Przejdźmy teraz do schowka Marianny Koziołkowej, która magazynowała żywność.
Obróciłam głowę do Helenki, uspokajając ją:
– Weki miała Koziołkowa. Ogórki, grzybki i kompoty. Nie wejdziemy jednak do środka, bo na posadzce walają się konfitury wymieszane z rozbitym szkłem.
- Adela, a jak przygotowujesz turystyczny szlak i przypadkiem natrafisz na słoik z kompotem, to on ląduje potem na twoim stole? – to wścibskie pytanie padło z ust Lusi lat 50. Nie wybaczyłabym jej bezczelności, gdyby ta wada nie rozwijała jej fantazji. Byłam pewna, że to właśnie Lusia po przejściu piwnicznego szlaku dokona epokowego wynalazku, który utrudni złodziejom kolejne włamania.
- Nie, moja turystyczna działalność jest non profit – rozpoczęłam wyjaśnienia. – Gdyby było inaczej, nie dostałabym dotacji z Brukseli. Zapamiętajcie, kochane, to nie w wekach ukryte są największe frykasy.
- A ja bym zjadła konfitury z płatków róży – Wandzia lat 83 oblizała ze smakiem usta. – Dobrej udeptanej kapusty też bym nie odmówiła.
- Wanda jest jak vinegret – zażartowała Kalina lat 68 – Słodkokwaśna babka, co Niemcowi nie dała!
- Tylko nie babka – gorzko zaoponowała Wandzia, po czym wymownie pogroziła Kalinie ręką. – Bo słono za to zapłacisz!
- To może przejdźmy do ostatniej piwnicy - zaproponowałam. – Należy ona do grubego Benka lat 49. Tu dokonano najbardziej tajemniczego włamania.

Zawiesiłam głos, a potem przybliżyłam świeczkę do dramatycznie wykrzywionej twarzy. Zapadła pełna trwogi cisza, zakłócana jedynie odgłosami tupotu szczurów i rytmicznego bicia ich ogonów o szpilki naszego wyjściowego obuwia turystycznego.
- Benek twierdzi, że nic mu nie zginęło, a tymczasem zobaczcie: drzwi do jego piwnicy są najbardziej zniszczone.

Zmarszczki przecięły czoła moich wycieczkowych towarzyszek. Czułam, że rodzi się w nich detektywistyczna żyłka. I popchnie je do dalszych wojaży po poznańskiej dzielnicy. Nie chciałam jednak, by za szybko domyśliły się, że Benkowi ktoś ukradł aparaturę do pędzenia bimbru. Musiałabym wtedy zaprotestować przeciw odbyciu szlaku po wildeckich melinach.
W końcu jak bym to rozliczyła przed Brukselą?

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Niech mnie dunder świśnie!

Jaki dunder jest – każdy wie. Niby taki szary, obojętny i neutralny. Niestety, nikt nie zdaje sobie sprawy, co się dzieje, gdy dunder świśnie. W Biblii napisane jest o trąbach jerychońskich, ale tak naprawdę, to wtedy dunder świsnął. Mury padły. Zawsze tak się dzieje, gdy dunder świśnie.

Dunder dotąd szczęśliwie omijał poznańską Wildę aż do momentu, gdy rozeźlona Kunia lat 90 zaklęła:
- Niech to dunder...!
- Stop! – krzyknęłam natychmiast. – Zatrzymaj się!
- ...świśnie!

Niestety, Kunia nie ma już takiego refleksu jak w 1949, gdy zdobyła w pewnym kolorowym periodyku tytuł Kobiety Roku w kategorii „Szybki krok socjalistycznej gospodyni domowej”.
- Coś zrobiła! – chwyciłam się za głowę, po czym płaczliwie powtórzyłam: – Coś ty zrobiła!
- Wysmarkałam się – odrzekła Kunia. – Chcesz chusteczki higienicznej? Śwista mi w nosie. Niemożebnie śwista.
- Niemożebnie? – zdziwiłam się. – Kunia, słyszę, że dunder zaczął działać natychmiast. Rzucił ci się na język! Blisko głowy! Olaboga... – westchnęłam, kierując żale ku Sile Wyższej.
- Nie wzywaj Transcedentu nadaremno! – Kunia świsnęła dunderem po raz kolejny. A może dundrem? Nawet profesor Miodek tak nie śwista. A może świszcze? Znaczy nawet z niego nie jest taki świstak, jak z mojej przyjaciółki.
- Musimy odczynić tego dundra!
- Dundera – poprawiła mnie Kunia.
- Zatkajmy łajdaka, by ci więcej nie świstał.
- Głupie gadanie, Adela – odrzekła krnąbrnie sąsiadka z Wildy. – Ciebie nikt nie nawiedza, to jesteś zazdrosna.
- Myślisz, że chciałabym by świsnął mnie dunder?
- A nie?
- A wiesz, że chyba nikt mnie dobrze nie świsnął – przyznałam się. – Mam lat 73+ i jeszcze czekam na odpowiedniego dundera?
- A nie dundra?
0 Obojętnie. Byle szybko się zjawił i skruszył mój mur.

W tym momencie Kunia mnie zaskoczyła. Przywarła do moich ust, językiem rozchyliła wargi i świsnęła we mnie, ile sił miała w płucach. Właśnie tak dotarł do mnie dunder. I nadal mi śwista. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jakie to uczucie...

niedziela, 29 czerwca 2014

Kantyna.

Walery lat 67 mieszka surowo. Owszem, porządek trzyma koszarowy: ma starannie zasłane łóżko, równo ułożone buty w przedpokoju i kurz, którego nie da się wygrzebać zapałką znikąd, ale poza tym nie dba o wystrój. Proste łóżko, meblościanka z płyty paździerzowej z barkiem w centralnym miejscu, stary stół z czystym blatem. I regały, a nich książki: kodeksy, regulaminy, dzieła nowożytnych strategów wojennych i filozofów. Walery nie przepada za starożytnością.

Mieszkanie Walerego nazywamy na poznańskiej Wildzie Kantyną, bo jego księgozbiór zdominowany przez dzieła Immanuela Kanta. Ma też spore zapasy siwuchy, którą przetrzymuje w barku. Udałam się tam dziś w poszukiwaniu jasnego rozumu. Chciałam, by Walery podpowiedział różne tropy, które mnie oświecą.

Zapowiedziałam się telefonicznie i o umówionej porze podałam dłoń Waleremu, który ją szarmancko pocałował.
- Adelo, naleję nam siwuchy. Mam literatki, ale jeśli wolisz więcej trzymać w dłoni, to podam ci w kuflu od piwa.
- Będę piła w tym samym, co ty. Jak odbierasz tę tragedię kolejową?
Walery krzątał się przy butelczynie i literatkach, ale uważnie prowadził ze mną dysputę, pilnie się przysłuchujac moim słowom. W końcu podał mi szklanicę, stuknęliśmy się, a on wygodnie oparł się o podparcie krzesła.
- Guzik mnie to obchodzi.
- Jak to? – zdziwiłam się. – To mówisz ty, który masz prawo moralne w środku, a niebo gwiaździste nad sobą?
- Zależy co rozumiesz przez środek, Adelo – odpowiedział filozoficznie Walery.
- Osierdzie? Wątroba? Dwunastnica? Jelito cienkie?
- Jesteś coraz bliżej.
- Co przez to rozumiesz?
- Nikt z moich bliskich czy znajomych nie jechał tym pociągiem.
- No i?
- Moim nieszczęściem jest to, że oni przeważnie umierają w samotności. W ciągu życia straciłem kilkanaście razy więcej ofiar z mojego otoczenia i nie zauważyłem, że ktoś z tego powodu ogłosił żałobę narodową.
- Bo ty jesteś taki zaczytany...
- Dbam o czystość rozumu. To jak, Adela, dolać ci jeszcze siwuchy?
- Z przyjemnością.

Piliśmy z Walerym, niemal nie odzywając się do siebie. Myśli krążyły nam bezładnie. W tym samym czasie dziennikarze polowali na kolejną tragedię, która skłoniłaby prezydenta do ogłoszenia następnej żałoby.