sobota, 15 sierpnia 2015

K jak Kaczyński ALFABET CIOCI ADELI - Kozioł

Za sprawą Malwiny lat 92 sobota zaczęła się nieprawdopodobnie ciekawie. Moja przyjaciółka mianowicie wyszła z założenia, że nieruchome stanie w ogonku przed sklepem spożywczym jedynie służy tworzeniu się żylaków i że każda z nas potrzebuje ruchu, rozciągniętych ścięgien i naoliwionych stawów łokciowych i kolanowych.

– Ale dlaczego przylepiłaś zdjęcie prezesa? – dziwiłam się.
– W domu miałam tylko dwa portrety – wyjaśniła Lwinka. – Byłoby wielkim nietaktem przyczepić do przyrządu gimnastycznego marszałka Piłsudskiego. On mi bardziej kojarzy się z kasztanką niż z kozłem.
– No tak, no tak – przytaknęłyśmy wszystkie.
Tym razem szyk kolejkowy nieco się rozluźnił. Nasze myśli uciekały od świeżego pieczywa z nocnego wypieku i skupiały się na skoku przez kozła pod egidą pana Kaczyńskiego.
– Ponadto prezes Jarosław jest niezwykłą osobowością – tłumaczyła Malwina lat 92 – która zachęca naród do dziejowego skoku.
– Czy mogę pierwsza znaleźć się nad symbolem prawa i sprawiedliwości? – Kunia zawsze wyrywała się do przodu.

Kozioł, który Lwinka przytaszczyła przed sklep był typowych rozmiarów gimnastycznych. Przed nim ustawiła najprawdziwszą odskocznię, za rozbieg służył wyremontowany 3 lata temu chodnik.
Kunia wzięła rozpęd, z całej siły klapnęła nogami na odskocznię i pofrunęła w stronę kozła. Tam zgrabnie odbiła się od przyrządu i w wyprostowanej postawie wylądowała. Rozległy się zasłużone brawa. Ja aż zagwizdnęłam z uznaniem.

– Czy miałam wysokie loty nad panem Jarosławem? – dowiadywała się Kunia.
– Byłaś tuż tuż nad grzbietem – stwierdziła Pela lat 83.
– To nie jest prawda! – zaprzeczyłam – Kunia uniosła się dokładnie tak samo, jak robi to większość obywateli nad panem Jarosławem.
– Modliłam się w intencji Twojej – przyznała się Gertruda lat 77. – Na chwałę Pana nie wylądowałaś na twarzy prezesa.
– Na chwałę Pana? – zdziwiła się Kunia.
– Tak, modliłam się by wszystko skończyło się dobrze – powtórzyła Trudzia.
– Która następna? – spytała Lwinka.
– Ja! – krzyknęłam gromko.
– Dawaj, Adela, - zachęcała Kunia – dawaj!

Już w dzieciństwie wszystkie ćwiczenia gimnastyczne wykonywałam z zamkniętymi oczami. Postanowiłam zrobić tak i tym razem.
Dziewczyny potem opowiadały, że start miałam bardzo zrywny. Szybko osiągnęłam należytą prędkość, z hukiem wpadając na odskocznię. Ponoć wzorcowo się wybiłam. Nad panem prezesem leciałam ponoć lotem koszącym. Żadna z przyjaciółek nie potrafiła jednak wytłumaczyć mi, co stało się w fazie lądowania.

Dlaczego znalazłam się na pace furgonu z piekarni? I dlaczegóż musiałam zapłacić za wszystkie przywiezione świeże bułki z nocnego wypieku? Natomiast za uszkodzone resory dostawczaka już nic nie uiściłam.

Nie dam z siebie zrobić kozła ofiarnego! Nie jestem w końcu żadną tam prezeską.