sobota, 5 czerwca 2010

Kontrakt dla Pierwszej Damy.

Halinkę poznałam dokładnie pół wieku temu. Biegałam wówczas z Zorką 4 po mieście i robiłam zdjęcia. I wtedy w kadr mego życia przypadkowo wkroczyła ona. Zdążyłam ją tylko cyknąć, nie urywając ruchomych części spódniczki. Dopiero w domowej ciemni udało mi się zrobić powiększenie numeru telefonicznego. Dwa dni zbierałam się na odwagę.
- Halo? - jej głos był anielsko słodki. Motyli trzepot mojej duszy być może powodował w tej chwili (na zasadzie chaosu deterministycznego) trzęsienie ziemi w Argentynie, ale nie chciałam tłumić zewu rozedrganego serca.
- Dzień dobry! Mam na imię Adela. Przedwczoraj zrobiłam pani zdjęcie...
- Tak? - muzyka jej głosu sprawiała, że uniosłam się w powietrzu. A może tylko tak mi się wydawało, bo akurat byłam po dość drastycznej diecie.
- Tak. Wyszła pani bardzo twarzowo. - Teraz zaczerpnęłam głęboko powietrza, przechodząc do sedna. - Chciałabym się z panią umówić, zaprosić na większą sesję...
- Czemu nie? - odpowiedziała Halinka.

Umówiłyśmy się i tak rozpoczęła się najbardziej romantyczna przygoda w moim życiu. Zresztą już kiedyś wspomniałam o naszych wspólnych wakacjach nad morzem. I pomyśleć, że to już 50 lat minęło!

Wspominam o tym, bo inaczej miałam z mężczyznami. Zawsze promowali się jako supermeni, niestety, kiedyś musieli ściągnąć komiczną piżamkę. Nawet nie wiem, dla kogo te upadki były bardziej bolesne. Dlatego wczoraj, gdy Władek lat 94 przyszedł wyciągnąć mnie na tańce, to odmówiłam. Nie lubię muzyki klubowej, te bumc bumc mnie tylko drażni. Wolałam posłuchać Połomskiego. Przy muzyce zaczęłam myśleć (myślę przy muzyce, przy ciszy zazwyczaj śpię). Oczywiście prędzej, czy później moje myśli zmierzają ku postaci tomaszka 2015, bo ostatnio żyję kampanią. Martwi mnie brak Pierwszej Damy u jego boku. Ja rozumiem, że on bez piżamki może wyglądać jak obleśny naleśnik i jest to poważny szkopuł. Dlatego wymyśliłam sobie, że chciałabym zakontraktować mu Pierwszą Damę. Na 5 lat z możliwością drugiej kadencji. A potem niech sami piorą swoje brudy. Za dobry pomysł się nagrodziłam. Kieliszek malibu był smakowity.

PS. Dziękuję za wiele sugestii polecająch mi różne kobiece blogi. Bardzo polubiłam blog pani Marii Czubaszek, ale nadal szukam czegoś innego. Proszę, wysyłajcie jeszcze propozycje!

piątek, 4 czerwca 2010

Album rodzinny.

Zauważyłam, że procesje z okazji Bożego Ciała najmocniej przeżywane są przez babcie i wnuczki. Nie ukrywam, że ja też sentymentalnie patrzyłam na dziewczynki sypiące kwiatki. Gdy wróciłam wieczorem do domu, to zaczęłam przeszukiwać zasoby internetu, by znaleźć blogi przez nie prowadzone. Nie znalazłam. Natknęłam się za to na inne. I tu mam prośbę, przesyłajcie mi namiary na ciekawie zapowiadające się blogi. Ale prowadzone przez kobiety! Niepotrzebne mi wynurzenia podstarzałych idiotów.

Wrócę jednak do wczorajszego wieczora. Nastrój był taki, że zebrało mi się na wspomnienia. Wyjęłam stary album ze zdjęciami i z łezką wzruszenia wybrałam się w podróż do mego dzieciństwa.


Opowiem wam o mojej i tomaszka 2015 rodzinie. W końcu mam z przyszłym prezydentem wspólne korzenie. Rodzinna fotografia powyżej zebrała kwiat naszej rodziny.

Od lewej stoi wujek Antoni. W dzieciństwie lubił się ślizgać, jako człowiek dorosły został poważanym producentem wazeliny. Człowiek o wielkim sercu i dziurawych skarpetkach. Nigdy nie dbał o wygląd zewnętrzny. Inaczej stryj Bogumił, który stał obok. On z kolei był zawsze wymuskany, toteż zrobił karierę zakonną. Został kapucynem, który jako pierwszy ze zgromadzenia braci nauczał o doprowadzaniu do orgazmu doskonałego.
Najwyższy z nas, wuj Barabasz, miał bardzo nietypowe stawy kolanowe, dzięki którym wyginał nogi we wszystkie strony. Podobno chciał go kupić Real Madryt, ale on skończył jako pracownik fizyczny pobliskiej gorzelni. Inaczej było z ciocią Matyldą, o której można powiedzieć, że łebska z niej była dziewczyna. Gdy robiła zakupy, zawsze przynosiła resztę. Ponadto potrafiła zliczyć wszystkie struny harfy i nigdy się nie pomyliła!
Stojąca obok kuzynka Genowefa była dla mnie oparciem. Lubiła udawać krzesło, a ja jako mała dziewczynka siadałam i wiedziałam, że nigdy nie spadnę. Gdy była już dorosła wolała zostać leżanką, czym z kolei zrobiła furorę wśród okolicznych chłopów.
Na końcu dwaj wisusi, Hieronim i Zenon. Hieronim jako dziecko lubił kraść biustonosze. Gdy zebrał ich niemal trzy setki z całego powiatu, to zbudował z nich pojazd latający. Niestety, próba machiny nastąpiła w dzień bezwietrzny i on się zniechęcił. Może dlatego potem zrobił karierę polityczną?
Zenek natomiast lubił wskakiwać pod spódnice. "Och ty mój kangurku", zwracano się do niego. Wzbudzał zaufanie, więc został listonoszem. No i kiedyś spłodził przyszłego prezydenta. Zuch i chwat!

Ech wspomnienia. Jakże długo mogłabym je snuć... Dość jednak tych słabości. Przeszłość jest tak piękna, że warto protestować przeciw teraźniejszości! Zatem PROTESTUJĘ!!

czwartek, 3 czerwca 2010

Jestem niedużą Adelą lat 73 w Boże Ciało.

Uwielbiam Boże Ciało. Nie dość, że to takie sakralne, to jeszcze dziewczynki tak pięknie sypią płatki róż przed przechodzącą procesją, że aż sama chciałabym sypnąć. Oczywiście nie groszem, bo urodziłam się w Poznaniu, a ponadto jestem oszczędna od urodzenia.

Postanowiłam, że objadę poznańskie parafie. Bez wiedzy Władka lat 94, który zawsze proponuje drogę kanałami, ja postanowiłam wsiąść na swój dawny motor. Poprosiłam tomaszka 2015, by z mojego garażu na Starołęce wyciągnął wehikluł i doprowadził go na Wildę. Zeszłam powoli po schodach, wcześniej chowając czerwoną poduszeczkę z parapetu, by czasem nie zamokła, gdy ja będę objeżdżać poznańskie procesje. Podeszłam do swojego motoru. Zbił mi go jeszcze mój mąż nieboszczyk, Józwa. Kochany Józwa. PRL - owski harleyowiec, który czekał na "motór" do końca swych dni. Taki był zawzięty. Ale nie wiem, czy by jeździł po procesjach, bo jemu marzyły się dzikie eskapady po Mazowszu. Zawsze chciał podmuchem powietrza podnieść poły spódnic stojących u drogi członkiń zespołu tanecznego Miry Zimińskiej - Sygietyńskiej...


tomaszka 2015 sprowadził jednośladowy wehikuł, ale jeszcze ponadto towarzystwo. Powiedział, że spotkał kolegów z klasy ze szkoły średniej, którzy też marzą o wzięciu udziału w procesjach. Chcieliby przygrywać sypiącym kwiatki dziewczynkom. Powiedzieli, że mają klawiszowy instrument i wiele pieśni w repertuarze. Że może biedni są i "gołą dupą świecą" (że ich tak wiernie zacytuję), ale są pełni chęci i zawsze Barkę gotowi są zaintonować, tym bardziej, że "powódź naród dotknęła". Nie miałam nic przeciwko temu, dopóki łobuzów nie zobaczyłam. No i najgorsze, że nie miałam ze sobą zlodowaciałego przebywaniem w zamrażalniku flakoniku z wodą święconą! Mogłam tylko na nich fuknąć i pogrozić palcem antychrystom!

I dlatego protestuję dziś przeciw wszystkim co Dzień Ciała Bożego chcieliby ludzkim wartościom przeciwstawić! Precz bezbożniki! A fe, golasy!

Zostawcie motóry dla katolików!

środa, 2 czerwca 2010

O maminsynkach, czyli co za siara!

Pisałam już, że szef naszego sztabu pan Lucjan Kutaśko nie miał matki. Jest ewenementem na skalę światową, zjawiskowym samorodkiem, o którym pewnie jeszcze niejeden raz opowiem. Dziś jednak zajmę się bardziej nudnymi maminsynkami.

Jak pewnie pamiętacie, temat podejmowałam już z okazji święta Dnia Matki, z tymże dziś będzie siarczyściej. Siara to naturalny pokarm, który niesie ze sobą tak ogromny ładunek przeciwciał, że dałby ciała ten, kto by nie łyknął. O roli odpornościowej pokarmu najlepiej świadczą postawy kandydatów na urząd prezydenta. Im dedykuję dzisiejszy tekst.

Jareczek zwany ciumkaczem.
Słodka kruszynka, niewinna minka, gładziutka pupcia - te słowa najlepiej określają maleństwo. Co naturalne, urodził się z odruchem ssania i - to już bardziej zastanawiające - z włosami w nosie. Od pierwszych minut swego życia mlaskał, chcąc zawłaszczyć większą pierś. Bo to dziecię od pierwszych chwil musiało walczyć o strawę. Dlatego przyzwyczaił się do walki, ale ma nudności na widok piersi mlecznej. Woli waleczne. Jednak kiedy już ssie, jego wzrok staje się nieobecny. Nie wypiera się, że lubił siarę, ale oczy ma piwne. Jego rączki delikatnie pieściły matczyną cysternę, dlatego teraz nie ma skrępowania, by do polityki zapraszać kobiety. Znany jest z delikatnego podniebienia i twardego naskórka na piętach, który zwalcza pumeksem. Jednak przy tym jest elegancki. Choć w dzieciństwie często na szyi miał śliniaka, to dziś wzbudza respekt. Taki szacuneczek, tylko że po angielsku.

Osesek Broneczek.
Trochę podobny do szefa naszego sztabu Lucjana Kutaśko. Może nie z wyglądu, ale dlatego, że jako jedyny Polak urodził się w okularach. Zachłanny połykacz siary, dlatego mleko zawsze zostawało mu pod nosem. Stąd już od 5-tego dnia po porodzie zaczął zapuszczać wąsa. Ale mógł sobie na to pozwolić, bo karmicielkę miał dorodną. Przywiera do sutka zawsze chciwie. Też ciumka, ale tak bardziej narodowo. Jakby to w borze było, albo u komornika w warszawskiej wsi... Gdy ssie lubi myśleć o poezji. W Częstochowie bywał i ma miłe wspomnienia, choć Matka Boska Jasnogórska biust ma mały i przecięty policzek. Ale to obraz i śmiać się z tego nie należy. On sam katolicyzm wysysał gdzie indziej.  Już siedząc na nocniku zaczął prawą religię sączyć! Smółki miał zdrowe, choć po takich wyssanych ilościach siary mógłby mieć rozluźnienia. Ale na herbatki ziołowe był odporny. Tylko gdy kupki robił na odległość, to kum odwijając pieluszkę mawiał: " Ma srałek, Bronek!"

Grzesiu, zaśliniony obwiesiu!
Mamka Grześka wolała Wieśka (nie Gomółka, lecz inna smółka!), którego karmiła, a Grzesia głodziła. Ale ten napierał. Urósł mu jednodniowy zarost ze zniecierpliwienia oraz pojedynczy ząb mądrości! I choć przywierał do pustego kontenera Mamuśki, to z każdym karmieniem uczył się nowej zwrotki wiersza Majakowskiego! Grzesiek jako jedyny wśród żłobkowej dzieciarni cyc traktował jak cyc. Żaden ołtarz, żadna relikwia, cyc jak Fryc - do odstrzelenia i do wycyckania. Dlatego lewicowe niemowlę usadowiło się blisko Schwab-granicy, by siarą plunąć i obronić Ojczyzny ambicję.
Grześ był ssącym patriotą aż do pierwszej klasy podstawówki. Tam nauczył się, że jest coś takiego jak Konstytucja. Interesował go i Koń, i stytucja. Dlatego ssał, będąc przeciwnym podatkom od aktywności prostytutek, bo akurat on by nie chciał, by Polska została sutenerem. On był i pro koń, i pro stytucja. Taka Lewica, jaka na cyca chcica. Ale Grzesiu wraca do ssania. To Lewicy Hossanna! I polski stytut! Choć złośliwi mówią: substytut...

Lecz ja, Adela lat 73, opisywałam tych maminsynków z tak wielką niechęcią, że teraz tym bardziej muszę zaprotestować!
Jak możecie ich popierać?
Jak pozwolicie na takie maminsynkowe wynaturzenia?

Poczekajcie jeszcze 5 lat! Nie będzie już maminsynków! Będą pociotki! tomaszka 2015 się zbliża!

wtorek, 1 czerwca 2010

W kroku nadzieja!

Siedzieliśmy z Władkiem lat 94 i oglądaliśmy zdjęcia spławika Lucjana Kutaśko, jakim obecnie zanęca on rybki. Była miła atmosfera, fotografie były ostre, śpiewała Sława Przybylska, światło tylko lekko się ćmiło, ale przyszedł tomaszka 2015 i zepsuł uroczą chwilę. Przypomnę, że tomaszka to nasz kandydat na Prezydenta w kolejnej kadencji.

Władek lat 94 spojrzał na niego uważnie i zadał sensowne pytanie:
- Panie Prezydencie - wymusiłam na całym sztabie wyborczym, by tomaszka 2015 przyzwyczajać do odpowiedniej nomenklatury i oswajać z dyplomatycznym savoir-vivre, dlatego Władek lat 94 użył doniosłego zwrotu. - Wczoraj nosił pan przyrodzenie w lewej nogawce, a dziś w prawej? Czy elektorat nie przyjmie tego jako wyraz ideologicznego niezdecydowania?
Prezydent tomaszka 2015 zapłonił się na bezbronnym licu. Na całe szczęście wykazał się refleksem i odpowiedział:
- Panie Władku, czy pan aby na mnie krzywo nie patrzy?
- Nie, mam oko na ch..a! - Władek lat 94 zawsze był po żołniersku dosadny. Musiałam to w zarodku stłamsić.
- Pax między chrześcijany!
- Lux między oświeconych - wzniósł toast Władek lat 94.
- Fuks między kandydaty! - podniósł swój kieliszek tomaszka 2015.

Łyknęliśmy Casillero del Diablo, ja dodatkowo z nadzieją, że nie będę mieć rano zaparcia. Chłopcy zaczęli grać w szachy, Władek lat 94 ryzykownie zaczynał gambitem, Prezydent 2015 uciekał w roszady, a ja zagłębiłam się w swoje refleksje.
W moim mniemaniu, Władek lat 94 poruszył istotę problemu prezydentury, który jako kora mózgowa państwa kroczyć będzie na czele długiego obywatelskiego ogonka. To od jego kroku zależeć będzie pomyślność Ojczyzny. Dlatego postanowiłam nie instruować dziś tomaszka 2015, w której nogawce powinien trzymać prącie.

Pomysł jest inny: postanowiłam zastosować krokomierz, czyli sondę. Od jej wyników, od badania aktualnych mizeraków na Prezydenta RP, od ich pożal się boże kroków zbudujemy odniesienie i będziemy kształtować korzeń prezydentury 2015!

Pamiętajcie: FUN DA MĘT!

Głosujcie! Przecież każde głosowanie to rodzaj protestu! Zaprotestujmy razem! Przeciw temu, co w kroku jest takie siakie! Przesiąkanie wałów zostawmy straży miejskiej! Postawmy na Korzenie! Niech polski Kunta Kinte zrzuci okowy i jak wszyscy złoży PIT do końca kwietnia! Kupmy mu koszulę, niech założy bokserki, nauczmy go cieszyć się nowalijkami! Kształtujmy korzeń 2015, uduśmy Kassandrę, a Ojczyzna nasza rozkwitnie na chwałę przyszłych pokoleń!

poniedziałek, 31 maja 2010

Gąsiorek i oklepak.

Pilon i Pablo, dwaj paisanos z "Tortilla Flat" Steinbecka, ustalili taką oto gradację opróżniania gąsiorków: "nieco poniżej szyjki pierwszego gąsiorka - rozmowa poważna i skoncentrowana; dwa cale poniżej - smutne, romantyczne wspomnienia, trzy cale poniżej - analiza minionych sycących miłości, cal niżej - analiza minionych niezaspokojonych namiętności; dno pierwszego gąsiorka - ogólny, niesprecyzowany smutek. Nieco poniżej szyjki drugiego gąsiorka - czarna rozpacz; dwa palce poniżej - pieśń śmierci i tęsknoty; kciuk poniżej - każda inna znana pieśń. Na tym jeden system stopniowania kończy się, następuje specjalizacja."

Rozmawialiśmy z Władkiem lat 94 przy Casillero del Diablo. To takie wino, co nieoczekiwaną nutę nienasycenia zostawia na języku. Zapowiada atrakcję i pozostawia w niezaspokojonym zdziwieniu. Władek lat 94 miał jednak szorstki jęzor.
- Dobre! - pierwszy kieliszek wypił duszkiem.
- Banał - odrzekłam niezadowolona, że tak szybko połknął niezły trunek.
- Truizmy zwykle są banalne!
- Tym razem prawdę chcesz oklepać?
- Oklepana prawda też jest banalna!
- Więcej pić nie będziesz, ty oklepaku!
- Adela, przecież ja mówię o programie wyborczym tomaszka 2015!
Popatrzyłam na niego z zastanowieniem, po czym nalałam mu jeszcze jeden kieliszek. Przyznaję, że nie tak szczodrze jak zwykle, ale jednak.

Powiada się, że in vino veritas. Coś w tym jest, bo jak mam przy sobie dobre wino, to wlewam je tylko w siebie. I zaplątany język najchętniej by się splótł z innym, ale jako że leciwa już jestem, to samotnie wpuszczam Casillero del Diablo w siebie. Bo inne języki sąsiadów, sprzedawców warzyw, kierowców autobusów, kominiarzy i listonoszy, to już są takie porowate, takie z diagnozą awitaminozy, albo wysuszone, wstrętne lub wyuzdane. Bo żaden chevalier sans peur et sans reproche przy tobie się nie znajdzie. Wszyscy są wybrakowani.

I dlatego dziś prostestuję przeciw wszystkim kandydatom na Prezydenta RP, którzy nie pokazali nam języka. Jak mamy wziąć was na języki? Jak mamy poczuć nutę waszej goryczy?

niedziela, 30 maja 2010

Wunderwaffe

Obudziłam się dziś z zatwardzeniem. Ściskają mnie kiszki - straszna rzecz. Inaczej ma tomaszka 2015, bo on wczoraj nieco popił, a alkohol zawsze rozluźnia. Ale ja mam zatwardzenie. To nieprzyjemna rzecz, gdy kobieta chce, a nie może. W ogóle wydaje mi się, że mężczyzn częściej rozluźnia, z kolei kobiety przypiera do ściany. W końcu niejedną dziewczynę widziałam, co do ściany się przytulała. Na całe szczęście plecami...

tomaszka 2015 zadzwonił do mnie przygnębiony.
- Ciociu - mówi. - Masz cel, ustalasz namiary, kierujesz lufę i w końcu podpalasz lont. A elektorat i tak ucieka w siną dal.
- Jesteś głupkiem - odpowiedziałam. - Nie wiem, czy nie pospieszyłam się z wyznaczeniem twojej kandydatury na Prezydenta RP w 2015 roku!
- Adela, wybacz, ja sam nie chciałem!
- Jak będziesz dalej tak bezmyślny, to zakażę ci zwracania się do mnie po imieniu!
- Co?
- Jak liczny jest twój elektorat? Na ilu głosach ci zależy?
- Wystarczą mi dwa głosy. Jeden plus mój.
- I ty strzelasz z armaty? - zapytałam.
- Eee? Noo?
- Musisz sieć zarzucić, baranie!
- Tylko nie baranie, ciociu! Tylko nie baranie!

Każdy w swoim życiu szuka Wunderwaffe. Ja przeczytałam, że najlepsze są zamoczone na noc w wodzie morele, po czym rano należy wypić wodę pozostałą z ich wymoczenia. Ale skąd miałam wiedzieć wczoraj, że dziś rano będę miała zaparcie?

Przepraszam, że dziś tak krótko, ale skieruję się do miejsca, w którym lubię myśleć. A mam co przemyśleć!