czwartek, 16 marca 2017

Szukam słów, które trafią do mnie

Wiadomo, że wszystkie dziewczyny z poznańskiej Wildy oglądają od czasu do czasu telewizję i łapią przez ekran zachwaszczone słownictwo, które się przyczepia do języków, a potem pleni się bez umiaru po całym kraju. „Chujowa sytuacja”, chciałoby się napisać, gdyby nie istniały granice przyzwoitości w opuszkach palców, które nie są narażone na ordynarność emitowaną przez monitory zdeprawowanych odbiorników telewizyjnych.

– Adela, a jeśli ja muszę? – spytał mnie kiedyś powstaniec lat że hohoho.
– Co musisz?
– Kląć – uściślił podwójny AK-owiec, czyli były żołnierz AK oraz Anonimowy Kobieciarz w jednym.
– Dlaczego chcesz bluzgać?
– Bo szukam dojścia do mydłków, którzy nigdy nie byli w prawdziwych kanałach – wyznał mój przyjaciel o imieniu Władek.
– Masz na myśli chłystków z rządu?
– Nie tylko. Z parlamentu też.

Powstaniec Władek ma tyle lat, że może wszystko mówić, bo niczego się nie boi. Może wystawiać na słońce swoją przerośniętą prostatę, plątać do woli swoje żylaki i wiązać do hemoroidów gumę do skakania dla dziewcząt z okolicznych szkół podstawowych. Nikt mu nic nie zrobi. Zbyt wiele orderów od Lecha Kaczyńskiego ma w prywatnej kolekcji, by teraz się obawiać kogokolwiek.

– Jak to jest mieć odznaczenie? – spytałam grzecznie, choć wcale mnie ta kwestia nie interesowała szczególnie.
– To zależy od kogo.
– Jak to?
– Pomyśl, gdybyś miała coś od Mieszka I, jakbyś się czuła?
– Czy ty zawsze musisz mnie postarzać?
– Ja mam od poległego prezydenta. Gdybym dostał teraz od tego podległego, to nie byłoby tak samo.
– Zaraz, czyli liczą się słowa nie takie a takie, lecz od osoby, która je wypowiada? Choćby był to bełkot najgorszy?!
– Ba!

Nie napisałam wcześniej, że leżeliśmy z powstańcem lat że hohoho w jednym wyrku, ale po takim tekście miałam wrażenie, że chce osłabić moją czujność. Przygotować grunt na wciskanie mi każdego kitu. To nie mogło się udać. Zaprotestowałam i wywaliłam go na zbity pysk. Ma w końcu swoje własne lokum, niech tam nocuje!

niedziela, 12 marca 2017

Majstersztyk

– Nie boję się bezwstydności – stwierdziła Malwina lat 92. – Gdyby było inaczej, urodziłabym się w śpioszku.
– Albo chociaż w czepku. A ty, Trudzia? – spytała Kunia lat 90.
– Czuję się nieswojo obok wśród ciał – odpowiedziała Gertruda lat 77. – Byłam raz na plaży nudystów i omal nie zwymiotowałam.
Potem widziałam naszego księdza proboszcza, był tylko w slipkach. Na szczęście błyskawicznie zgasło światło.
– Jak to zgasło?
– Nie wiem, może ciemno zrobiło mi się przed oczami?

Zbliżała się wiosna i z radością kąpałyśmy się we wschodzącym słońcu, oczekując na przyjazd dostawczaka z piekarni. Świeże pieczywo z nocnego wypieku było naszym stałym punktem w menu, lecz nie ono zaprzątało myśli. Dziś głowy zawładnął temat bezwstydności.

– Uważam, że najbardziej bezwstydni są ludzie ubrani – uznałam. – I to dobrze ubrani. Łobuzy pod krawatem i dziunie z broszkami w żakiecie.
– Wypraszam sobie! – krzyknęła Dziunia lat 59.
– To nie o tobie – zapewniłam Dziunię z naszego ogonka. – Idzie mi o te łajzy płci obojga, które robią ojczyźnie porutę poza granicami kraju.
– Nierząd paskudny! – poparła mnie Kunia. – Jak ja ma w głebokim poważaniu zakompleksionego Jarasa!
– Chyba rząd – poprawiła nas Lwinka.
– Co?
– Rząd, a nie nierząd.
– Nie rozmawiam o polityce – odezwała się dotąd milcząca Pela lat 83. – Zbyt wiele zmarszczek mi przyprawiła. Chcę opalać to gładkie, co zostało mi po nie-polityce. Po pasjach, po kulturze, po sztuce...
– Wypnij dupę – doradziła ordynarnie Kunia.
– No wiesz co!
– Dziewczyny, to był majstersztyk – oceniłam.
– Niby co?
– Polski rząd w bardzo krótkim czasie zapewnił jeden głos dla kandydata Saryusza-Wolskiego. Mistrzostwo Europy! A może nawet świata...
– Chyba Saryusz-Wolskiego? – żachnęła się Pela. – A wiecie, jaki jest wołacz?
– Spierdalaj! – wymknęło się Kuni.

Na szczęście żadna z nas nie rozwinęło wątku, bo nadjechał furgon z piekarni. Tak ocaliłyśmy pokój polsko-polski.