sobota, 21 grudnia 2013

O intymności wspomnień.

Władek lat 97 usiadł przede mną, nabił fajkę tytoniem, po chwili zaczął ją pykać, błądząc we wspomnieniach.

- Adela, czy wiesz, że mafia rosyjska najchętniej wykonuje wyroki śmierci w toaletach publicznych?
- Naprawdę? – pokiwałam głową z dezaprobatą. – To nieczyste.
- Szczególnie, gdy załatwiają swoje interesy w Azji Środkowej.
- Wchodzą do środka i zabijają załatwiającego się Azjatę?
- Dokładnie. Ale czy wiesz, dlaczego robią to tam?
- Nie.
- Bo miejskie wychodki nie mają ścian. W podłodze są tylko dziury. Delikwent przychodzi, spuszcza spodnie do kostek, kuca i trafia klockiem w dziesiątkę.
- Władku, nie bądź dosadny!
- Nikt nie będzie bardziej dosadny od mafii rosyjskiej.
- To wulgarność. Nie przystoi tak wyrażać się 97-latkowi.
- Nie pieprz głupot, Adela. No więc przychodzi rosyjski cyngiel do dziurawego kibla miejskiego, widzi nieboraka co się napina i strzela bez pudła w dziesiątkę. W ten sposób kakaowe oczko traci źrenicę.
- Że co?
- Totalna dupa, Adelo. Wszystko przez brak intymności. Dlatego ja nie chodzę na cmentarze. Nie mam zamiaru napinać swoich wspomnień na oczach pielgrzymów zdążających do płyt nagrobnych.
- Naciągane tłumaczenie. Po prostu żal ci wydać grosza na znicze.
- Adela, lubisz jeść?
- Nie zadawaj głupich pytań.
- Wiem, że potrafisz rozkoszować się tym, co trzymasz w ustach.
- Tylko bez głupich wycieczek!
- Rozkosz jest intymna. By podnieść jej temperaturę nie może być podana na tacy. Musi ją spowijać przejrzysta tkanina. Dlatego nigdy nie jem w Mc Donaldzie, tam nie mają firanek w oknach. Rozkosz podniebienia zamienili na jałowe żarcie. Ale mają drzwi w toaletach, dlatego mafia rosyjska ich nie rusza.

Lubię, gdy Władek lat 97 pyka fajkę. Niegłupio przy tym mówi. Bo coś w tym jest, że na cmentarzach są najpierw dziury, potem zwłoki, a na końcu wszystko jest przysypane przez cmentarną mafię, która sprzedaje wieńce, wiązanki, znicze i zapałki. Czy w miejscu, w którym hula wiatr i mafijny nekrobiznes można przypomnieć sobie bliskich? Nie! Dlatego protestuję przeciw cmentarnym wycieczkom. A sama otworzę dziś albumy rodzinne. I łezkę uronię. To pewne.

piątek, 20 grudnia 2013

O kobietach błogosławionych i plugawych.

Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego w poniedziałki rzeźnicy zamykają sklepy, a nie na przykład w czwartki, skoro piątek był dniem bezmięsnym. Teraz jest to już nieaktualne, bo nakaz piątkowego postu został zniesiony i pości tylko ta sąsiadka, która ma na to ochotę. A że na Wildzie mało jest wegetarianek, więc też niewiele kobiet pości.

Pewnym rodzajem postu jest dla miesiączka. Znika ona wówczas, gdy jesteśmy w stanie błogosławionym. Błogosławione są również dziewczęta przed pierwszą menstruacją oraz niektóre kobiety po przekwitaniu. I o tym chciałam porozmawiać z Władkiem lat 97.

Proponując taki temat, uzupełniałam wiedzę na temat jego postrzegania kobiecego świata. Bałam się, że mnie zdołuje, ale zaryzykowałam.

- Ja sławię błogość – wyznał Władek – dlatego też nie mogę mieć nic przeciw błogosławieństwom. To oczywiste.
- A właśnie, że nie – zaoponowałam.
- Jak to?
- Sławisz błogość, bo możesz uprawiać seks. Ale gdy kobieta zajdzie w ciążę, wtedy przeklinasz.
- Może inni, ja mam przecięte nasieniowody.
- Och, Władek, mówię ogólnie.
- A kto lubi rozwrzeszczane bachory?! – uniósł się AK-owiec. – To najskuteczniejsza antykoncepcja. Wszystko opada.
- Ale kobieta brzemienna jest w stanie błogosławionym.
- To akurat niczemu nie przeszkadza. Jednak wszystko zmienia się po porodzie. Błogosławieństwo przeobraża się w plugawość. Kupki, siuśki i szczepienia. A mężczyzna też chciałby się sczepić, ale nie ma z kim, bo matka jego dziecka nie daje. Tylko odciąga pokarm z piersi, a to takie nieestetyczne...
- I to jest dla ciebie plugawe?
- Plugawym jest fakt, gdy baba może, a nie daje!
- To co powiedziałeś było plugawe. Wstydź się, Władku!

I Władek lat 97 udał, że się wstydzi. Wiedziałam jednak co mu chodzi po zarobaczonym łbie. Plugawe myśli pełzały między cebulkami włosów AK-owca. Nie poddałam się jednak sprytnemu szantażowi. Zaprotestowałam przeciw tak rozumianej plugawości. Pokazałam mu palcem drzwi. Niech skomli o błogosławieństwo na innej wycieraczce. Plugawy Władek.

czwartek, 19 grudnia 2013

O bólu.

Gdy spotyka cię ból, musisz sobie radzić z nim po męsku, znaczy na siedząco. Sitting Bull to znany w historii największy Dziki Ból, o czym przekonali się biali przeciwnicy Siuksów. Żołnierze Custera przyjmowali boleść z wrzaskiem, jękiem i panicznym strachem uciekającym z oczu w siną dal. A nawet w zaświaty. Kosmos wypełniony jest bólem, stąd wzięły się czarne dziury. Zresztą znana jest ontologiczna teza, że wszechświat powstał w jednej chwili z Big Bólu, z tymże jeszcze nie wiadomo, kto go przeżywał. Może Bóg o słowiańskim imieniu Jęhówąh, może Manitou, albo po prostu nieokreślone Cuś, w którego głowie grzmiał ból jak bang. Big Ból, Big Bang.

Niedaleko bitwy pod Little Bighorn były jeziora i tam niedobitki generała Custera przeżywały ból już pod wodą, z charakterystyczną mantrą na ustach: bul, bul, bul. Ból ich się imał, dlatego można powiedzieć, że wycieńczone zwłoki żołnierzy padły przez wilczy apetyt angielskich kolonizatorów. To jednak nie była popularna dzisiaj bulimia, lecz jej dzika zapowiedź.

Chciałam o bólu porozmawiać z Władkiem lat 97, ale on wymigał się, mówiąc, że w tym temacie rozsądniejsza będzie Dziunia lat 46. Dziunia ma pupę jak trzydrzwiowy ołtarz Wita Stwosza oraz wiele doświadczeń życiowych. Dlatego zapytałam ją o coś, czego posiadanie by kobietę zabolało najbardziej. Wysłałam jej w nocy SMS-a następującej treści:

„Przepraszam, Dziunia, jest już późno, ale pewna sprawa mnie nurtuje. Co by się stało, gdybyś miała ce cha?”
Dziunia odpowiedziała mi trzywariantowo, wyczerpując definicję bólu. Zacytuję jej odpowiedź bezkompromisowo, bo precyzyjnie dotyka naszych kobiecych napiętych nerwów:

1. „Nareszcie mogłabym kogoś zgwałcić i mówić: Rżnę cię, ty suko. Rozszerz te nogi. A tak sama to słyszę. Stosuję się do tych pragnień, a potem jakiś Ce Cha ci napisze, że seks tak, świece, kadzidełka tak, ale spacer odpada.”
2. „Sometimes, jak pieszczę się, mam taką wizję: mój dawny super kochanek przyjmuje mnie od tyłu, a sam liże jakąś młodą ci..ę. I wtedy mam szybko orgazm. Hej!”
3. „Jeżeli miałabym go krótko, to poderwałabym wszystkie fajne laski, które by mi ob......ły. Gdybym go miała dłużej, to trochę rozciągnęłabym to w czasie.”

Teraz już rozumiecie, dlaczego protestuję przeciw bólowi. Bo ból się ima tych co mają wilczy apetyt.

środa, 18 grudnia 2013

Nocny intruz.

Nie narzekasz, gdy ci źle. Biadolisz, gdy jesteś sam i potrzebujesz choć krztyny uwagi. Może właśnie dlatego odwiedził mnie w nocy osobisty anioł stróż.

- Adela, mam już dość. Od ponad 73 lat cię obserwuję i już niczym mnie nie zaskoczysz.
- Kim jesteś, skrzydlaty gołowąsie?
- Ja pierdolę! Jeszcze udajesz, że nie wiesz, kim jestem. Twoim aniołem stróżem! Odbijam krzywe spojrzenia, kieruję na właściwe ścieżki, dbam, chucham, opiekuję się. Te rzeczy. I cały czas w samotności. Do nikogo gęby nie można otworzyć, tylko patrzeć na te twoje pomysły. Oszaleć można!
- Nie krzycz mi tutaj, niebiański cieciu! Przychodzi w nocy i użala się, maminsynek. Nie można się wyspać. Najpierw przylatuje w nocy kosmita, kiedy indziej anioł stróż. I kto tu mówi o szaleństwie? Aż dziw, że to ja nie zwariowałam.
- Chcesz się licytować? Czy wiesz, że muszę prowadzić statystyki?! Przez 73 lata zrobiłaś niemal 4,5 tony kupy, w tym 278 kilo sraczki, obcięłaś 3786 metrów włosów i 593 metry paznokci w proporcji 2/1 na korzyść manicure, najdłuższy twój orgazm trzymał cię przez 47 sekund, a plotkować zdarzyło ci się przez 7 godzin i 47 minut bez przerwy. Nie przebijesz mnie!
- W takim razie czego chcesz, aniele?

Próbowałam różnych rzeczy. Proponowałam projekcję rozrywkowych filmów, podsuwałam interesujące książki, zachęcałam do namalowania obrazu na szkle, nawet wstępnie zgodziłam się na anielską sesję zdjęciową. Ale on wszystkie propozycje odrzucał. I wtedy dałam dojść mu do głosu. To był strzał w dziesiątkę.

- Widzisz, Adela, aniołowie mało mogom.
- Mogom? Do jasnej ciasnej, przez 73 lata byłeś świadkiem poprawnej polszczyzny, a teraz wyjeżdżasz mi z „mogom”?
- No widzisz! Przed tobą miałem komunistę z Laosu, a wcześniej opiekowałem się Apaczką. Po jakimś czasie wszystko zaczyna się kiełbasić. Ja koślawię nawet język niebieski!
- Co na to Jęhówąh?
- Kto?
- Nic... Tak mi się z jednym kazaniem skojarzyło, ale ono będzie dopiero w niedzielę... No żal się, aniele, tryskaj goryczką.

I rozpoczęły się gorzkie żale niebiańskiego ciecia. Że monotonia, nuda i pełen etat bez wczasów zakładowych. A ja słuchałam, chciałam zaprotestować, ale to w końcu osobisty anioł stróż, więc słuchałam, słuchałam i usnęłam.
Jeżeli się obraził, to awansem protestuję przeciw obrażalskim aniołom.

wtorek, 17 grudnia 2013

O sposobie na młodość.

- Tak, biorę je. Świetnie nadają się na jogging. Ale musiałabym mieć osobne obuwie do badmintona.
- Zaraz pani podam.

Sprzedawca zniknął na zapleczu. Rozejrzałam się po dużym sportowym sklepie, szukając wzrokiem Władka lat 97. Stał przy stoisku z odżywkami, zaśmiewając się perliście w towarzystwie proporcjonalnie zbudowanej ekspedientki. Na oko lat 30. Niepotrzebnie wzięłam powstańca na zakupy, gdyż dostał szansę na odbudowanie instynktu kobieciarza. A Anonimowych Kobieciarzy trzeba odciąć od wszelkich pokus.

- Władeeek – krzyknęłam na cały sklep. – Masz 97-letnie doświadczenie, więc doradź miiii! Chooodź! Traaampki kupuję!
- Co się tak drzesz?! – Władek po kilku chwilach zameldował się przy mnie. – I nie musisz wrzeszczeć o moim wieku!
- No przecieeeż słuuuuch masz kieeepski!
- Zwariowałaś? – syknął Władek. – Nigdy nie miałem problemu ze słuchem.
- Skleeeroza. Jaaaak ona cię męęęczyyy!

Wyszliśmy ze sklepu. W butach o gumowej podeszwie sprężyście odbijałam się od chodnika, natomiast Władek szedł z naburmuszoną miną. Szliśmy obok szklanego budynku. Nasze sylwetki odbijały się od lustrzanej fasady biurowca. AK-owiec z pochyloną głową wyglądał na swój niemal stuletni bagaż, ja zaś poruszałam się jak wysportowana 40-tka.

- Uważam, że dziś powinieneś wyszorować wannę.
- Mam 97 lata, nie mogę się przesilać.
„A to swołocz”, pomyślałam. „Odgrywa się za sklerozę.”
- W takim razie zadbamy o twój rozwój intelektualny. Jaka jest stolica Wenezueli?
- Eee.
- Za brak odpowiedzi masz karę i płacisz kasę.
- Caracas?
- Bingo. Jaka jest pierwsza prędkość kosmiczna?
- Cholera, umyję tę wannę. Ależ z ciebie wredota!

Żadna wredota. Po prostu gimnastykuję jego 97-letnią metrykę, pielęgnując AK-owski stosunek do życia. Bez tego rzadziej bym protestowała. A protesty utrzymują mnie przy życiu. No nie?

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Obdzieranie z de.

Pamelka lat 24 powiedziała mi wczoraj tak: „Są demotywatory, jest defetyzm, ogólnie destrukcja. Cieszę się, że działa pani inaczej.” Kiedy słyszy się taki komplement z ust młodszej o pół wieku Pamelki, to chce się być motywatorką, siać fetyzm i strukcję. No i obdzierać wszystko z „de”.

Władek lat 97 nie spodziewał po mnie tak rewolucyjnej wolty w sferze językowej, więc siedział przy herbatce cicho niczym pchła pod miotem. Psim miotem. W końcu, który mężczyzna lubi być nazywany na okrągło debilem?

- Władek, z ciebie jest taki bil.
- Bill? Rachunek? Krzywdzisz mnie, Adelo – Władek skulił się przed kolejnym werbalnym uderzeniem. Ono jednak nie nastąpiło. Dlatego po chwili ośmielony kontynuował: – Zawsze byłem dla ciebie gratisowy. Czasem nawet promocyjny, ale tego nie zrozumiesz... Bill, powiadasz?
- Nie bill, lecz szybki Bill.
- Taa? Najpierw fast food, a potem fast bill? – gorzko wyrzucił Władek.
- Nie marudź! Masz jakiś ficyt? Albo fekt? Kiedyś mnie degustowałeś, a teraz we mnie gustujesz. Pozbyłeś się „de” i od razu masz przyspieszenie. Kiedyś bym to doceniła, dziś cenię ad hoc.

Władek zrobił głupią minę bila, ale mnie przez to nie koncentrował. W sumie z niego był fajny likwent, a wszystko przez utratę „de”.
I naszła mnie myśl, by w ogóle pozbyć się z mojego słownika „de”. Bo „de” jest do de – przytłacza, piętnuje oraz wpuszcza w maliny.

Bardziej chcę mieć presję, niż depresję. Szczególnie w moim wieku. Odczuwać koniunkturę, a nie dekoniunkturę. Słuchać lirium, niż obserwować u Władka delirium. Wolę go sygnować na kochanka niż desygnować z tej roli. Z radością zauważyć u mężczyzny wzrok zawieszony na moich biodrach, przez to nazwać go talistą, niż mierzyć się z detalistą, co to wyszukuje cielesnych uchybień. Do twarzy bardzie mi z zaprobatą niż dezaprobatą.

- Władek, chciałabym byś w przyszłym roku został putowanym.
- Ja się do niższej izby parlamentu nie nadaję. Do de z tym putowanym!

I ja tu protestuję. Przeciw głupim zyderatom Władka lat 97. Miałam jednak rację: z niego niego bil i prawator!

niedziela, 15 grudnia 2013

O polskiej wrażliwości.

Pod sklepem często wyśpiewuje Kazik lat 40. Nazywamy go Wielkim, bo dysponuje potężnym trele, ale dla okazania siły swego głosu potrzebuje trzech haustów morelowej nalewki. Wprawdzie właścicielka sklepu Halina Barczysta bagatelizuje wokalne wyczyny Kazika, mówiąc: „Wielkie mi trele morele”, ale jest w tym poglądzie odosobniona. Bo nawet patrole Straży Miejskiej, zatrzymując się przy wildeckim barytonie, nie żądają od Kazika okazania dokumentów – taką nasz śpiewak ma popularność i sławę.

Wczoraj w sobotę siedzieliśmy z Władkiem lat 97 przy równie szlachetnym trunku, chociaż innej barwy i konsystencji, gdy raptem usłyszeliśmy zza okna wzruszającą wokalizę Kazika. I wtedy Władek powiedział coś naprawdę głębokiego.

- Jeśli Kazik odejdzie od nas, to nasz kraj już nie będzie taki sam.
- To talent – przytaknęłam. – Poświęcił wątrobę, by radować mieszkańców Wildy pięknym śpiewem.
- Historia lubi się powtarzać. Gdy Kazimierz Wielki pozostawił ojczyznę bezpotomnie, to wtedy też wszystko się zmieniło.
- Co masz na myśli? – spytałam czujnie.
- Litwin żeniąc się z Węgierką wszedł na polski tron. Dalej to już konsekwencja tego. Mickiewicz stał się wieszczem, gulasz masz w każdym zajeździe przy drogach krajowych, a po świecie rozsławia niby polską marynarkę „Batory”. A Stefan przecież przybył do nas z Siedmiogrodu.
- To wstyd?
- Adela, posłuchajmy lepiej Kazika. On tak pięknie śpiewa „Dziewczynę bez zęba na przedzie”...

Władek lat 97 przymknął oczy, kontemplując występ Kazika. Ja natomiast zastanowiłam się nad refleksją powstańca. Co nas tak naprawdę łączy? Biało-żółta flaga, którą wywieszamy na święta kościelne? Podatki płacone na armię, którą wysyłamy do Afganistanu, by tam bronili polskiej racji stanu? Głosowanie na angielskojęzyczne przeboje z radiowej listy przebojów?

Łączy nas wrażliwość. To wzruszenie, gdy stykamy się z „Dziewczyną bez zęba na przedzie”. Dlatego protestuję przeciw Olisadebe i jemu podobnym, co w Grecji mieszkają, języka polskiego w gębie zapomniawszy.