sobota, 9 marca 2013

Wymyk, odmyk, pumpernikel.

– Władku, najważniejsze w wymyku jest to żeby włosy nie zaplątały się o drążek – wystękałam, wisząc pod nadprożem drzwiowym i przygotowując się do wykonania ambitnego ćwiczenia gimnastycznego.
– Adela, czy ty nie możesz zrobić normalnego koziołka? Przecież nie musisz tego robić na twardej podłodze!
– A teraz odmyk.
– Skoczę po materac do sypialni, tak ci będzie wygodniej i nie będziesz ryzykowała życiem.
– Koziołki są dla uczniów szkół podstawowych, a nie dla wiarusów oraz żelaznej damy, jaką jestem ja.
– O Boże! – zatrwożył się Władek lat 97, przypatrując się mojej naturalnej małpiej zwinności.
– Gdybyś przyszedł później, to ciśnienie podniosłaby ci tylko kawa. Teraz twoja kolej – gestem zaprosiłam druha na drążek. – Musisz dbać o siebie, mój mężczyzno-tężyzno. Inaczej sobie nie poradzisz z cukrem.
– Nie mam problemów z cukrem. Ostatnie wyniki badania krwi miałem idealne.
– Musisz kupić 10 kilo na zapas, bo nie wiadomo, czy cena cukru nie wzrośnie jeszcze bardziej. Dalej, jazda na drążek!
– Idź się utop, nie zawisnę!
– Tchórzysz? Ty, powstaniec warszawski?
– Mamy post, a tobie zachciało się cukru? I ćwiczeń? Może byśmy lepiej coś zjedli?

Popatrzyłam z dezaporbatą na sztywnego AK-owca, prychnęłam pogardliwie, wyraźnie dając mu do zrozumienia, gdzie mam takich mięczaków, którzy unikają ruchu o poranku, po czym udałam się do kuchni. Sama zrobiłam się głodna, więc wyjęłam z chlebaka pumpernikiel.
– Wolisz z miodem czy melasą?
– Czy melasa jest buraczana, czy trzcinowa?
– A którą wolisz, bo ja mam pumpernikiel z melasą trzcinową?
– Z szynką. Chciałbym chleba z szynką.
– Pumpernikiel sam w sobie jest wykwintny. Niczym ci nie obłożę, bo odkładam pieniądze na cukier.
– Czy ty wiesz, że w XVII wieku pumpernikiel oznaczał w języku niemiecim zakalec?

Spojrzałam z wyrzutem na Władka, bo nie dość, że zrobił wymyk od gimnastyki, to jeszcze odmykał się od jedzenia razowego chleba. Jego postawa była dla mnie jak razy brutala, który ranił gospodynię w jej królestwie, czyli kuchni. Postanowiłam zaprostestować i postawiłam przed nim kawę bez cukru.

Ciśnienie obojgu nam podskoczyło.

piątek, 8 marca 2013

Marcowy migdał.

Mbelele lat 29 lubił podkreślać swoje szwedzkie obywatelstwo, dlatego farbował włosy na blond i nosił niebieskie soczewki. Jego niepospolita uroda spowodowała, że miał lepsze wyniki niż Hitler w blitz-kriegu. Dziewczynę znalazł jednak nie pod poznańską Farą, lecz pod sklepem monopolowym na Wildzie. Przeprowadził błyskawiczny audyt i natychmiast poprosił o rękę Malwinkę lat 25 od Szmondziaków z ulicy Krzyżowej. Został przyjęty, mimo że sprzeciwiał się temu przykuty do Szmondziakowego łóżka Franciszek lat 87, twierdząc, że węglarz musi najpierw umyć twarz zanim wnuczka mu się odda. To był jednak bełkot starego pijaka, ponadto Mbelele dbał o czystość duszy i ciała. Dlatego dziś z rana pobiegł na targ wildecki, by kupić kosz kwiatów dla wybranki, a potem już razem mieli kupić bilet lotniczy do Monachium. „Tylko GaPa!”, krzyczał blondyn o mało szwedzkiej karnacji. Chcieli jeszcze dziś się pobrać pod skocznią narciarską w Garmisch Partenkirchen, a ślubu miał im udzielić niemiecki skoczek narciarski Sven Hannavald. Mbelele wolałby Johna Travoltę albo Toma Cruise’a, ale nie miał takich scjentologicznych chodów, więc wybrał skoki.

Tymczasem u mnie drzwi się nie zamykały. Pierwszy przyszedł Władek lat 97. Na twarzy miał szujowaty uśmiech, który w jego mniemaniu był miły, sympatyczny i zniewalający.
– Adelo, najdroższa ze znanych mi kobiet! Twoje święto jest codziennie, ale dziś nie mogę nie dać ci prezentu!

8 marca to dzień, kiedy nawet aktorzy przez cały dzień grają, wchodząc w rolę bawidamków bądź zabawianych dam. AK-owiec wręczył mi prezent, a ja z ciekawością sprawdziłam, czy podkolanówki są ze szwem, czy bez. Były bez. Normalne antygwałtki – mój druh specjalnie się nie wysilił, a ja pomyślałam, że brak w roku kalendarzowym święta mężczyzn to największa dyskryminacja kobiet. Po prostu skarpetkami możemy odwdzięczyć się tylko w Wigilię, co zostanie przez partnera pokerowo przebite kolejną parą antygwałtek. Od razu wiadomo, że kalendarz gregoriański układał Grzegorz, a juliański Julian – i obaj byli facetami!

Potem przyszedł Prezydent 2015, który w ten dzień jest niczym więcej, niż huncwotem, bo upodabnia się do powstańca, także obdarowując mnie antygwałtkami. Na całe szczęście nie były w kolorze cielistym, lecz czarne. Ale szwów też nie miały.
Następnie do drzwi zadzwonił Lucjan Kutaśko, który szarmancko pocałował mnie w rękę, a potem wręczył rajstopy. Obdarzyłam Lucka serdecznym uśmiechem, nie przyznając się, jaką trudnośc sprawia mi naciąganie rajstop na nogi.

Po chwili wpadł jeszcze Witek z parteru, Benek, Badyl z klatki obok, Wiesiek, Boleś i Skarabeusz z ulicy, a to i tak nie wyczerpuje listy wszystkich gości. I gdy spojrzałam na tę kupę antygwałtek, to skoczyła mi gula. Taki marcowy migdał na szyi. I już chciałam zaprotestować, gdy przypomniał mi się Mbelele. Myślę, że antygwałtki będą świetnie pasować do jaskrawo-czerwonych pazurów Malwiny. Ucieszyłam, że prezent ślubny mam z głowy. Tfu, z nóg.

czwartek, 7 marca 2013

Moja droga.

Zawsze marzyłam, by posiadać drogę. To znaczy najpierw musiałabym mieć pole przy jakiejś krajówce, najlepiej A2 (najlepszy byłby ugór, bo na zaoranym hektarze ciężko pracować nad nośnością drogi), potem wynajęłabym ciężki sprzęt i wjechaliby brudni, lecz robotni panowie na swoich wspaniałałych koparkach, spychaczach i walcach austriackich. Chciałabym, by zbudowali mi wielką pętlę z zakrętami, szykanami i gładkim asfaltem, a ja na koniec, przy wjeździe na pole, postawiłabym tablicę „Skrót do Warszawy”. I na środku pętli organizowałabym dożynki, pobierając opłatę za przejazd.

Tymczasem jak zwykle przyszedł Władek, więc zaparzyłam mu kawę, by mógł wlać ją w ten przejrzysty skórny wór z 97-letnimi kośćmi. AK-owiec pił płynną kofeinę drobnymi łyczkami, siorbaniem męcząc moje uszy.

– Moja droga, wspaniała kawa!
– Jaka droga?! I nie siorb, bo osobiste bębenki nie są opatulone setnym miodem i przez to wrażliwsze są na akustyczne bodźce.
– Mówiąc „droga” oddałem tobie szacunek, a ty mnie atakujesz za siorbanie – powiedział z wyrzutem Władek. – Wiesz, że wśród wielu plemion w taki sposób wyraża się uznanie dla konsumowanego napoju?
– Mówiąc „droga”, dotknąłeś mojego marzenia. Tak sobie myślę, że mógłbyś kupić trochę ziemi.
– Do kwiaciarni pójdę dopiero jutro, czyli 8 marca.
– Och, jak ty nic nie rozumiesz.

Rozpłakałam się. Zwykle tak jest, że mężczyźni nie czują marzeń kobiet, skupiając się na własnym tyłku, żołądku i produkcji plemników. Jakie to płaskie. Jakie czytelne. Jakie nijakie. Dlatego chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do krewniaka.

– Halo? – odezwał się zaspany huncwot.
Chyba wybudziłam go ze snu. W duchu się ucieszyłam, bo w takich sytuacjach mówi się tylko prawdę.
– Zająłeś pole position?
– Mam iść na pole?
– Jezu, sami tumani naokoło! W polu to masz, tomasz.ka, zostawić konkurentów. Ty masz zająć pole position!
– Kręta jest droga do prezydentury.
– Nareszcie mówisz z sensem. Potem na punkcie poboru opłat załatwisz mi posadę w infrastrukturze!
– Że co?

Prezydent 2015 wykazał siłę ducha oraz moralność dostojnika państwowego, nie dając zgody na nepotyzm. Tym samym dwóch najbliższych mi mężczyzn dokonało zamachu na moje marzenie. Nie mogłam się na to zgodzić. Zaprotestowałam, rzucając telefonem we Władka. Nie umrę, nie pozostawiając po sobie drogi. Ale najpierw muszę kupić sobie nowy aparat telefoniczny. Nie musi być drogi.

środa, 6 marca 2013

Nigdy nie leżałam na regale.

W moim wieku gusta muzyczne są już ustalone. Lubię Koterbską, Fogga, czasem słucham Połomskiego, którego podziwiam też za elegancję i wytworność. I kiedy dzieciaki z dołu włączają te swoje umc, umc ,umc, to nie wstydzę się zagłuszyć ich "Całą salą". Ale nie o tym chciałam napisać...

Najpierw swoje ulubione piosenki miałam na płytach winylowych. Owszem, szybko się niszczyły, choć ja bardzo dbałam o kolekcję nagrań. Kasety też potrafiły się wkręcić w magnetofon, a i płyty CD mogą się zarysować. Zmieniają się urządzenia, ale śpiew pana Mieczysława jest wciąż ten sam.

Uaktywniłam się ostatnio na kilku internetowych stronach i spotkałam się z wieloma nieprzyjemnymi sytuacjami. Zastanawiałam się, o co chodzi. I pojęłam, że nie zamieściłam nigdzie zdjęcia w T-shircie, nie wyretuszowałam fotografii, odejmując sobie wiek, ale przede wszystkim nie ukrywam swoich lat. I to właśnie moja wizytówka "Adela lat 73+" tak bardzo rozsierdza młodszych. Bo kobiecie nie wypada się przyznać do wieku, a od wieku emerytalnego to najlepiej ukryć się przed nieznajomymi.

Wielu młodych mężczyzn określa kobietę jako "towar". No cóż, ja nie mam świeżego opakowania, ale też nigdy nie leżałam na regale. Na "zakupy" to sama wychodziłam i ja dokonywałam wyboru. I tu jest chyba pies pogrzebany. Bo jakże kobieta lat 73+ może tak mówić, myśleć i działać?

Zatem dziś protestuję przeciw temu, że panowie nie dbają o siebie tak jak czyni to pan Połomski. Bo płyty winylowe też mają swój czar.

Tylko nie mogą być porysowane!

wtorek, 5 marca 2013

Najprawdziwsza historia świata.

To taka z dwóch słów. Drugie to "off".
Koniec.

poniedziałek, 4 marca 2013

niedziela, 3 marca 2013