sobota, 14 maja 2011

Goryle z Poznania.

To nie jest tak, że w Poznaniu zawsze było porządnie. Już w 1929 roku mieszkaniec ulicy Zamkowej, niejaki Ludwik O., w liście do redakcji „Nowego Kuriera” zauważył, że „w społeczeństwie jest zawsze pewien procent ludzi o kulturze Murzynów i goryli”. Wtedy nie znano pojęcia rasizmu, a porządny obywatel stolicy Wielkopolski był jedynie zafrapowany spektaklem, jaki odbył się przed seansem filmowym w jednym z tutejszych kin. Występował tam pewien czarnoskóry mężczyzna, który wyuzdanie tańczył w towarzystwie przyodzianej w kilka piór dziewicy („pożal się Boże”). Dziś o Murzynach już nie wspomnę, ale o obecności goryli w mieście nadal trudno zapomnieć.

Wczoraj poszłam grzecznie spać już o godzinie 21. Umościłam się w łóżku na podobieństwo gołębi, które upierają się, by założyć gniazdo na moim balkonie. Jednak nawet te złe skojarzenia nie przeszkodziły mi w rychłym zaśnięciu. Lubię spać i nie czuć, jak mi rosną paznokcie i włosy. Parszywe uczucie: czytasz Rilkego, a tu włos powoli zanurza się w brwi, by potem zaatakować powiekę. Albo słuchasz Brahmsa, a na palcu podstępnie rozpycha się paznokieć. To bardzo rozprasza. Wolę się rozrastać podczas snu. I tej nocy wszystko byłoby w porządku, gdyby nie goryle. Poznańskie goryle.

0 23 rozbudziły mnie odgłosy z zabawy, którą zorganizowała Wiesia lat 63. Wiesia już drugi semester zalicza na uniwersytecie trzeciego wieku i wraz z żakami w wieku od 62 do 84 lat prowadzi studenckie życie. Znaczy pije, pali jakieś świństwa oraz nie szanuje aktualnej jeszcze rok temu osobistej przyzwoitości. Dzisiejszej nocy studenci przerabiali jakąś lekturę, komentując za pomocą 50 słów w różnych odmianach treść książki.

Nie wytrzymałam, po dwóch godzinach przekrzykiwań wyszłam na balkon.
– Wiesia! – wrzasnęłam. – Do jasnej ciasnej, ja chcę spać!
Wiesia tanecznym krokiem podeszła do okna, rozpościerając bujne kształty na parapecie.
– Adela, znasz książkę Aretino Pietro?
– Jest pierwsza w nocy – krzyknęłam zbulwersowana. – Ja nie czytam po ciemku!
– Nie czytałaś „Jak Nana swoją córkę Pipę na kurtyzanę uczyła”? – zdziwiła się Wiesia.
– A powinnam?
– Wpadnij do nas! Zygmunt zaraz zacznie czytać nowy rodział. Tylko przynieś ze sobą wino!
– Przyjdź, skarbie – zawtórował Wiesi Zygmunt lat 77. – Mamy tu też inne przedwojenne perełki literatury lekkiej.
Pozostało mi zatrzasnąć drzwi balkonowe, zamknąć wszystkie okna, włożyć do uszu stoppery i spocić się pod kołdrą. Tak oto przez poznańskich goryli trzeciego wieku całą noc słyszałam chrobotanie rosnących w szalonym tempie paznokci.

Jestem niewyspana, wściekła i gotowa do gigant-protestu. Proszę dziś do mnie nie podchodzić! Nawet na paluszkach!

czwartek, 12 maja 2011

Mietek.

Mietek lat 32 na wildeckie ulice wychodzi raczej późnym popołudniem. Po pełnych atrakcji nocach ranki zwykle przesypia. Dziś jednak przeszedł chwiejnym krokiem mimo naszej kolejki, oczekującej na transport świeżego pieczywa, zakupił piwo i stanął przed sklepem, rozkoszując się zalewaniem kaca.
– Mietek – zaczepiłam hulakę – czy to prawda, że obnażyłeś się przed Bogną lat 57?
Mietek w odpowiedzi tylko beknął.
– Podejrzałam was! Nie można się tak zachowywać w suterenie! – skarciła Mietka Kunegunda lat 81.
– Że niby jestem sutenerem? – oburzył się młodzieniec lat 32.
– Z kim byłeś u Bogny? – ciągnęłam przepytywanie.
– Z Ponurakiem lat 28. To jego ciotka.
– Znaczy z Alojzym?
– Teraz wiem, dlaczego nosi krzywkę Ponurak – Mietek zaśmiał się głupkowato.
– A gdzie był Kazek lat 59?
– Był schlany i spał w drugim pokoju.
– I co się stało?
– Chciałem się tylko pobawić. Lubię się bawić.
– On wyciągnął fiuta ze spodni! – oskarżyła Mietka Kunia.
Przez kolejkę przeszedł szmer dezaprobaty.
– Bogna powiedziała, że nie weźmie tego do rąk, to zaproponowałem, żeby wzięła między piersi.
– Czy przynajmniej Alojzy zachował się jak dżentelmen?
– Ponurak przymknął drzwi, by wujek spał spokojnie. A potem się uśmiechnął.
– To nie był uśmiech! – krzyknęła Kunia. – To chuć mu wykrzywiła kostropatą sznupę! Takie same wrzody ma na dupie!
– Jak to? Alojzy też się przyłączył?
– Chcieliśmy podziękować cioci za gościnę, najlepiej jak potrafimy.
Mietek dopił piwo i poszedł do siebie spać. My zaś w milczeniu patrzyłyśmy na siebie. Samochód z pieczywem się spóźniał, a my stałyśmy czerstwe na wietrze. Smutek wiał nam pod pachami, łydki drżały pozbawione otuchy. Pomyślałam, że trzeba sąsiadkom dodać otuchy. Zaprotestować w ten sposób przeciw zapomnieniu po 60-tce.
– Kochane – obwieściłam gromko. – W sobotę jest Noc Muzeów. Wyprowadźmy na miasto nasze eksponaty!
Uśmiech znów zagościł na twarzach moich sąsiadek.

środa, 11 maja 2011

Smród chłopa jest uczciwy.

Dziś rano znów ustawiłam się w kolejce. Tym razem na transport pieczywa czekała przede mną w ogonku Kunegunda lat 81. Po chwili pojawiła się Helena lat 53 a potem doszła jeszcze Brydzia lat 66.
– Przystojny ten Arłukowicz – powiedziała Kunia. – Takiego z łóżka to bym nie wypchnęła.
– Ja agenta do wyrka bym nie wpuściła – zastrzegła się Brydzia. – Zrobi taki wywiad, a potem zostawi cię niezaspokojoną.
– On nie był agentem, on go najszybciej rozgryzł – wtrąciłam się, wspominając dawny show z telewizji.
– Dociekliwy mężczyzna też jest do niczego. Rozlicza cię nawet z czasu, gdy utniesz sobie z dozorczynią pogawędkę przy trzepaku. A ten łobuz to już w ogóle mi się nie podoba!
– Dlaczego? – zdziwiła się Helenka. – On ma delikatne paluszki wygładzone na brzuszkach niemowląt i rozgorączkowanych główkach dzieci do lat 7.
– Pediatra – prychnęła pogardliwie Brydzia.
– Pediatra – powtórzyła z rozmarzeniem Kunia.
– Co po takim chłopie, który zmienia mieszkania jak rękawiczki, bo nagle spodobały mu się obrazy na innej ścianie?
– Kobieta nie zrozumie polityki chłopów – przytaknęłam.
– Jakich chłopów? – oburzyła się Brydzia. – Chłop jest przywiązany do roli, a z niego to mydłek!
– Przynajmniej się myje! – Helenka żarliwie broniła posła. – Brakuje nam higieny posła na Wildzie!
– Takich najbardziej trzeba się bać – wtrąciłam się. – Smród chłopa jest uczciwy. Albo go omijasz bokiem, albo się przyzwyczajasz. A taki bezwonny najpierw cię obje, potem przetrawi, a na koniec cichaczem puści bąka zabójcę.
– Myślisz, Adela, że Arłukowicz wczoraj pierdnął? – dociekała Kunia.
– Kobitki, a widziałyście wykrzywione w grymasach twarze komentujących zmianę barw skarpetek posła?
Zadumane sąsiadki potaknęły, przyznając mi rację. Tymczasem dojechał samochód dostawczy i po chwili kupiłyśmy pieczywo. Wróciłam do domu i oniemiałam. Przez otwarte drzwi balkonu wszedł gołąb i zabrudził mi podłogę! Przegoniłam czym prędzej srający symbol pokoju, kląc pod nosem najstraszniejszymi bluzgami. Przy sprzątaniu zauważyłam drugi ślad bytności skrzydlatej świni. Gołąb przystanął na chwilę na szachownicy, przewracając kilka pionków i dwie ważne figury. Luźne gumno zostawił na polu C1.
Nie wiem, co to miało znaczyć, ale profilaktycznie zaprotestowałam przeciw gołębiom w polityce. Jastrzębiom zresztą też.

wtorek, 10 maja 2011

Nie można rzygać po Teatrze w TV.

Dawno temu myślałam, że na emeryturze będę kochać. Będę kochać każdy polski rząd. Tymczasem utknęłam na poznańskiej Wildzie, a tu tylko nierząd i dłubanie w nosie. Nie wyjeżdżam turystycznie do dalekich krajów, bo nie mam miesięcznych poborów na poziomie niemieckich sklerotyków, ale egzotyki mi nie brakuje. Tej rządowej i tej dzielnicowej. Tylko poznańskiego „tej” mi nie brakuje – akurat tego mam w nadmiarze.
Władek lat 95 schlał się wczoraj przed moim telewizorem, więc gdy padł, to owinęłam go kocem i zamknęłam drzwi do sypialni, by uchronić swoje nerwy przed chrapaniem Anonimowego Kobieciarza. Powstaniec ma chrapy jak stara szkapa i przyznaję, że przed snem pomyślałam o obiciu jakimś izolatorem akustycznym drzwi od pomieszczenia, gdzie co noc oddaję się Morfeuszowi.
Zasnęłam szybko, ale dziś rano rozbudziło mnie drżenie futryny. Władek lat 95 nadal chrapał, wprawiając w wibracje wszystkie części mojego mieszkania. Narzuciłam na siebie podomkę i poszłam uciszyć grandziarza.
– Władek, doprowadzasz moje mieszkanie do ruiny! – krzyknęłam, potrząsając bezpardonowo ramię śpiocha na kacu.
– Wody... – poprosił Władek tuż po otwarciu oczu.
– Dostaniesz. Tylko wleję płynu do wiadra, żebyś mógł wyszorować balkon.
– Że co?
– Gołębie srają, a ty bezwstydnie chrapiesz!
– Ty mnie nie kochasz – powstaniec delikatnie ujął swoją głowę w 95-letnie dłonie.
– Rząd mnie nie kocha, a ja mam siedzieć cicho i jeszcze udawać wdzięczność, lokując swoje nadzieje w takiej schalnej pierdole, jak ty?
– Tylko nie polityka... – żałośnie jęknął Władek.
– Masz rację. Bierz w ręce mopa i szoruj na balkon!
– Mam szorować na balkon, czy wyszorować balkon?
– Przede wszystkim nie masz poić wody z wiadra, bo dolałam płynu. Jeszcze zarzygasz okna Halinki z II piętra i będziesz miał podwójną robotę.
– Racja... Rzygać...
– A pomyśleć, że mogłabym teraz leżeć na piaskach Dominikany...
– Co?
– Gdybym tylko urodziła się dalej na zachód...
Wypchnęłam AK-owca na balkon, zamykając za nim drzwi. Po chwili usłyszałam, jak mu się cofa. Postanowiłam w przyszłym tygodniu zaprotestować. Nie mogę zostawiać Władka lat 95 sam na sam z teatrem telewizji. Zbyt dużo emocji. On się przez to rozpija!

poniedziałek, 9 maja 2011

Władek lat 95 objawił młodszą twarz.

Wczorajszy – zorganizowany przez bezdomnych – turniej na niewiedzę nie dawał Władkowi lat 95 spokoju. Siorbał kawę, którą zaparzyłam mu na drugie śniadanie, zajadał się pączkiem, ale zmarszczka na jego czole podpowiadała mi, jak bardzo przejął się niewiedzą. Jak bardzo mu ona zaimponowała.
– Widzisz, Adela, ci bezdomni mają intuicję.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Zawsze wyczują kiedy nadejdzie burza. Nigdy nie widziałem ich w strugach deszczu.
– Może dlatego, że samemu też unikasz ulewy?
– Byle piorun ich nie trafi.
– Co masz na myśli?
– Ich brak myśli popycha ich ku praprzyczynom. Ustawiają się na linii startu, dlatego ciągle są w formie. Przed nimi bieg, dlatego nikt z nich nie stanie na podium, od którego można dostać jedynie żylaków.
– Czy ty nie za dużo myślisz? – powątpiewałam.
– Nie. Właśnie, że nie myślę i zaczynam być z tego dumny!
– Dotąd czułam tylko twoje skarpetki, teraz dodatkowo pachniesz mi ekstremizmem – powiedziałam z obawą.
– Niesłusznie, Adela. Moja intuicja do wczoraj była bezdomna i to był powód, że nie rozumiałem fenomenu bezdomności.
– Znaczy sądzisz, że tylko u bezdomnych intuicja jest pod własnym dachem?
– Otóż to! – krzyknął z radością AK-owiec. – Dziś z samego rana wypisałem się od doktor Pryszcz.
– Zwariowałeś? Grażynka jest najlepszym geriatrą w dzielnicy!
Spojrzałam z troską na powstańca. Wprawdzie Władek nie należał do zbyt chorowitych, ale w końcu musiał od czasu do czasu dostać skierowanie do laryngologa, żeby wyciągnęli mu wosk z uszu. Z głuchym w końcu nie pogadasz, a i on chciał posłuchać świergotu różnych ptaszyn. W końcu nadal był niewyleczonym ze skłonności do flirtu Anonimowym Kobieciarzem..
– Ale chyba gdzieś musisz należeć?
– Zapisałem się do neonatologa.
– Co?!
– Tylko specjalista od niemowląt dotrze do praprzyczyny, dlaczego mam hemoroidy. Dość mam leczenia objawowego.
Ponownie obrzuciłam uważnym spojrzeniem Władkową twarz. Brak myśli naciągał mu zmarszczki, wygładzając niemal stuletnie lico. Intuicja napełniała go radością rychłego dojścia do tajemniczej, bo intuicyjnej gnosis.
– Ty przestań myśleć, Adela – zachęcał szatańsko powstaniec.
Szatańsko? A może anielsko? Jak łatwo w tej niewiedzy można się zagubić...

niedziela, 8 maja 2011

Kto jest bardziej głupi?

Nasi dzielnicowi bezdomni Zdzicho lat 48 i Maryś lat 53 znów odciągnęli mnie oraz wiele innych zagubionych owieczek od niedzielnej mszy świętej. Atrakcyjność ich rozrywkowej propozycji przebijała nawet melodyjną Barkę, którą zresztą organista nie wykonywał na każdej mszy. Wytknęłyśmy to proboszczowi, bo jak można pomijać pieśń, którą pokochał polski papież, szczególnie od momentu, gdy stanął w szeregu błogosławionych, czyli w kolejce po świętość, którą przyznaje kolegium grzesznych, ale wyspowiadanych specjalistów watykańskich.
Nasi bezdomni też są in blanco, chyba właśnie dlatego wpadli na pomysł quizu niewiedzowego „Kto jest bardziej głupi?”. Mieszkańców Wildy bardzo to zainteresowało, bo mamy już dość tych wszystkich mędrków, którzy chcą najlepiej śpiewać, tańczyć, gotować i świecić papą przed obiektywem kamery. Dlatego choć rozległ się dzwon z wieży kościelnej, to zamiast skierować swoje kroki do kościoła parafialnego poszliśmy z Władkiem lat 95 na skraj parku im. Jana Pawła II, by przed działkami przy ulicy Dolna Wilda w Poznaniu wziąć udział w konkursie na niewiedzę.
Zdzicho i Maryś przygotowali dwa stoły z powyłamywanymi nogami, które za pomocą gałęzi ustabilizowali, na blatach ułożyli po śwince skarbonce i oczekiwali na pytania przybywających widzów. Pierwsza w kolejce stała Kunegunda lat 81.
– Komu jest bardziej łyso: Kojakowi po uniewinnieniu schwytanego przestępcy czy premierowi, któremu przypomniano przeszłość szalikowca?
– Najbardziej łyso było premierowi Oleksemu, bo królowa nie zaprosiła go na ślub – odpowiedział Zdzicho.
– Cokolwiek nie odpowiem, to mi będzie łyso – palnął Maryś.
Kunegunda wrzuciła kilka groszy do świnki Marysia. Potem pytanie zadał Władek.
– Jeżeli milczenie jest złotem, to czym jest zaduma?
Bezdomni skonsternowani trudnym pytaniem zamilki.
– Odezwijcie się, bo przegracie! – ostrzegłam zawodników.
– Zaduma to introspektywna zadyma – strzelił Maryś.
– Zaduma to też kruszec – odpowiedział celnie Zdzicho, czym zaskarbił sobie złotówkę od AK-owca.
Potem padło wiele pytań.
– Kto na mistrzostwach świata w piłce nożnej został królem samobójów wszechczasów? – spytał Franek lat 57.
– Czego można się dochrapać podczas snu? – to pytanie zadała Halina lat 48.
– Jakiego koloru błyszczyka do ust używają policjanci z oddziałów prewencji? – dociekał Albin lat 39.
Bezdomni chętnie odpowiadali, a świnki skarbonki pęczniały z dumy i zadowolenia. Po godzinie pozbyliśmy się drobniaków, a Zdzicho z Marysiem pobiegli do sklepu wymienić monety na banknoty i butelki taniego wina. My z Władkiem wróciliśmy do domu. Powstaniec lat 95 włączył telewizor. Akurat przeprowadzano wywiad z Jarosławem Kaczyńskim. Niestety, nie miał przy sobie świnki skarbonki.