sobota, 8 marca 2014

UWAGA!!

W związku z przygotowywaniem się do wydania książki nie będą ukazywały się bieżące teksty aż do 1o kwietnia br. Wiernych Czytelników serdecznie przepraszam i zachęcam do powrotu do lektury bloga od 15 kwietnia. To nie żart :)

piątek, 7 marca 2014

Bojler męski.

Spoglądałam ukradkiem na Władka lat 95, który krzątał się po mieszkaniu. Otrzymał ode mnie kategoryczne polecenie, więc biegał ze ścierą, walcząc z kurzem i pajęczynami. Rozgrzał się tak bardzo, że zrzucił z siebie najpierw koszulę flanelową, potem podkoszulek i biegał obnażony do pasa. Zwykle zawieszam wzrok na jego pośladkach, ale dziś miałam okazję popatrzeć na brzuszysko.

- Władek, gdzie się podział kaloryfer?
- Najpierw odkurzę regał z książkami.
- Ja mówię o twoim kaloryferze.
- Jakim kaloryferze?
- Fuj! Ty masz bojler!
- Jaki bojler?
- Musisz ubierać luźne i ciemne koszule.
- Że co?
- Najlepiej wyglądałbyś w sutannie.
- O nie! Na to się nie zgodzę! Nie wpędzisz mnie w celibat!
- Nie martw się: masz zbyt duże jabłko Adama, bardzo brzydko sterczałoby nad koloratką.
- Adela, ty się odczep od mojego wyglądu.
- Powinieneś zmienić kreację. Wiem! Bądź jak Neo z Matrixa. Taki Neo-Władek. Zrobiłbyś w dzielnicy furorę.
- Nie zaprogramujesz mnie pod swoje widzimisię!
- Dobra, dobra, nie wkurzaj się.
- No właśnie, mam przecież odkurzyć kaloryfer.
- To by się przydało – powiedziałam, patrząc z dezaprobatą na korbol powstańca.

I pomyśleć, że już niedługo znów zacznie się obżerać. I nie pójdzie mu w kościste pośladki, ale wypełni mazurkami, jajkami i innymi szynkami swoje obleśne brzuszysko. A może zaprotestować przeciw temu? Może przedłużyć mu post?
Znów rzuciłam krytyczne spojrzenie na AK-owca...

czwartek, 6 marca 2014

Okno na świat.

- Co to za dziadostwo? – wytknęłam Władkowi lat 98. – Są same smugi. Nawet okna nie potrafisz wyczyścić!
- Bo słońce mnie oślepia.
- Mówiłam przecież żebyś umył okna od zachodniej strony, od wschodniej miałeś umyć po południu!
- Dlaczego w ogóle musimy myć?
- Żeby wpuścić światło do domu.
- Nie łatwiej otworzyć okno? Przy okazji wywietrzysz mieszkanie.
- Żeby świat zobaczyć.
- Jaki świat? Sąsiadów można podpatrzeć i nic więcej.
- Co tam widzisz? – spytałam czujnie.
- Bożena zakłada halkę. O, macha do mnie ręką.
- Zostaw te smugi. Ja poprawię, a ty idź umyć okno w salonie.
- Ale po co myjemy okna?
- Żeby czysto było.
- Adela, a po cholerę ci czystość na szybie?
- Dręczysz mnie pytaniami jak małe dziecko.
- Macham ścierą, pocę się, słońce kłuje mnie w oczy, a ty nie chcesz odpowiedzieć na pytanie.
- Żeby tradycji stało się zadość.
- To pierwsi chrześcijanie też myli okna na wiosnę?
- A samochodami jeździli do myjni automatycznej – odrzekłam złośliwie. – Co się tak przyczepiłeś? Nie zagaduj mnie, tylko wyczyść jeszcze jedno okno na świat.

Poszłam do kuchni, zajrzałam w piekarnik, podlałam kwiatki, zaparzyłam wodę na kawę. Z dwoma filiżankami kawy z cynamonem poszłam do salonu. Zobaczyłam Władka lat 98, który opacznie zrozumiał zadanie. Stał nad telewizorem, polerując ekran. Już miałam się odezwać, lecz powstaniec mnie uprzedził.

- W sumie masz rację, Adela, dobrze mieć czyste okno na świat.
I zaprotestowałam. Nie spędzimy dnia przed telewizorem. Na pewno nie!

środa, 5 marca 2014

Nieświeży chuch.

- Napływa chłodne, polarne powietrze.

Władek lat 98 nieraz potrafi podzielić się swoimi głębokimi myślami. Szczególnie przy drugim śniadaniu zmarszczki potrafią poorać mu czoło. Jednak poza posiłkami wyraz jego twarzy oddaje naiwność i myślenie nastawione na spełnianie potrzeb fizjologicznych. Władek niczym nie różni się od innych mężczyzn.

- A opady w normie? – spytałam z grzeczności.
- Opad? Dawno nie robiłem badania krwi.
- Kocham zmiany frontalne.
- A jeśli front przyniesie burze?
- Przynajmniej na niskie ciśnienie nie będziesz narzekać.
- No właśnie. Masz aparat do mierzenia ciśnienia?
- Wystarczy mi moje oko, kochasiu. Władku, od dawna nie podnosisz mi ciśnienia. Ponadto masz nieświeży chuch.
- Ja pierdolę! Nie masz najmniejszego szacunku dla mojej metryki.
- Nie wyrażaj się! W moim mieszkaniu panuje klimat dla ożywczej dyskusji na tematy kulturalne. Tu nie ma miejsca dla twoich prostackich sformułowań. Słyszysz?! – W tym momecie trochę się uniosłam. – Nie używaj takich pierdolonych zwrotów! Nie zmenelisz mi mieszkania!
- No dobra – AK-owiec pojednawczo próbował wyciszyć moje wzburzenie. – O co chodzi z tym chuchem?
- Leci ci z buzi.
- Czym?
- Wszystkim.
- Przecież to nie jest konkretne. Wszystkim znaczy tyle samo co niczym.

Powstaniec miał rację. Nie można nikomu wytykać ułomności lub wad, nie odnosząc się do konkretów. Spięłam się w sobie, odważnie podejmując rzuconą rękawicę.
- Chuchnij mi prosto w nos.
Władek nabrał głęboko powietrza, a ja czym prędzej przymknęłam oczy. Po chwili dotarła do mnie trąba powietrzna z Władkowej trzustki, wątroby i jelita grubego. Nie myślałam, że można zassać powietrze nawet z odbytu.
- Zacznę od końca. Leci ci przetrawionym jajem i cebulą, w wątrobie kotłuje się wczorajszy szczypiorek oraz kisiel truskawkowy. Jezu, a w trzustce to masz dopiero kibel!
- Kibel?

Odepchnęłam od siebie Władka, otworzyłam oczy i chwiejnie podeszłam do zlewu. Tam zmoczyłam sobie głowę zimną wodą, kurczowo trzymając się kuchennego blatu. Po chwili przeszły mi zawroty głowy. Sięgnęłam ręką po ręcznik i też go zmoczyłam. Później wzięłam szmatę do ręki i zaprotestowałam. Władek przyjął tylko dwa ciosy, bo udało mu się szybko umknąć.

wtorek, 4 marca 2014

Lumpeksy szczęścia.

Stałam dzisiaj w kolejce oczekującej na dostawę świeżego pieczywa, gdy naszła mnie ożywcza myśl.

- Dziewczyny, chyba właśnie zrozumiałam, że najwięcej szczęścia dają mi włochate jagody – odezwałam się do sąsiadek stojących razem ze mną w ogonku do sklepu.
- To włoskie jagody dają szczęście? – zdziwiła się Kunia lat 90.
- Idzie mi o agrest – wyjaśniłam. – Agrest jest swojski. Wprawdzie krzak potrafi pokłuć, ale jeśli doczekasz do momentu dojrzałości owocu, to zaznasz słodyczy i szybko zapomnisz o cierpieniu, jakie sprawiło ci ukłucie.
- Ja się uśmiecham – powiedziała Lonia lat 69. – Wszyscy wówczas wiedzą, że jestem szczęśliwa, a ja choć nie zawsze jestem radosna, to świadomość, że inni uważają mnie za szczęśliwą od razu mnie uszczęśliwa.
- To mi się nie podoba – wtrąciła się Walerka lat 88. – Ja mam sztuczne szczęki i nie mogę się szeroko uśmiechać. Uśmiech mnie unieszczęśliwia, bo w żadnym sklepie nie kupisz mlecznych zębów. Dostępne są tylko sztuczne szczęki z lumpeksu.
- Mnie by uszczęśliwiły palemki. W drinku i na plaży – rozmarzyła się Brydzia lat 76.
- To też jest lumpeks – stanowczo zawyrokowałam. – Tylko że na folderowym obrazku nie ma ryczącego jelenia, za to pręży się na słońcu oślizgły delfin w ofercie all inclusive. Przecież to poniżej intelektu morskiego ssaka!
- Ja bym nawet za mąż wyszła ze delfina, ale ci wstrętni Francuzi tyle krwi królewskiej przelali...
- Dziś już niemodne jest osiągnięcie sukcesu poprzez małżeństwo – powątpiewała Kunia.
- A ostatni ślub w Londynie? – skontrowała Lonia.
- Mnie ojciec unieszczęśliwił – zwierzyła się Brydzia. – Marzyłam kiedyś, by wygrać turniej tenisowy na kortach Wimbledonu, ale tatuś zapisał mnie na ping ponga. Straciłam przez to poważanie wśród kolegów, którzy mówili, że za szybka jestem. Tak ich raził mój kobiecy refleks!
- Chłop też może dać szczęście – przypomniała sobie Walerka.
- Tylko przy pierwszej pańszczyźnie – zauważyłam. – Potem się tłumaczy, że jest zarobiony i radło mu tępieje. A co z naszymi skibami? Szczęście związane z chłopem zawsze na końcu leży odłogiem. Mówię wam: tylko agrest!

Dziewczyny z grzeczności pokiwały głową, ale widać było, że nie były przekonane. Każdą z nich dręczył inny lumpeks szczęścia. A ja protestuję przeciw szczęściu z drugiej ręki. Co to niby ma być? Rajski second hand?

poniedziałek, 3 marca 2014

Szalenie fajnie jest porozmawiać ze śmieciarzem.

Ze śmieciami zwykle wysyłam Władka lat 98, ale ostatnio zapomniałam go o to poprosić. Gdy dziś ujrzałam kubeł i wysypujące się z niego odpadki, to nie miałam innego wyjścia, jak samej wziąć worek ze śmieciami. Zeszłam na podwórko do śmietnika, a tam akurat przyjechali śmieciarze. Wykonałam koszykarski rzut osobisty, bezbłędnie trafiając workiem do kontenera. Jeden ze śmieciarzy zaczął bić mi brawo.

- Jest pani szalenie wysportowana. Lubię kobiety, które potrafią punktować.
- Dziękuję, młody człowieku – odpowiedziałam. – Staram się dbać o siebie, choć mam już 73 lata z plusem.
- Wygląda pani na 46 lat.
- Ma pan oko – stwierdziłam z podziwem. – Mam na imię Adela.
- Szalenie mi się podoba pani imię.

Zalotnie wyciągnęłam rękę na powitanie. Śmieciarz zaś zdjął robocze rękawice i podał mi wypielęgnowaną dłoń.
- Mam na imię Wawrzyniec. Mam lat 53 i jesienią będę obchodzić jubileusz 30-lecia na cudzych śmieciach.
- Każda praca wawrzynem człowieka.
- Szalenie ma pani rację. Ze sfermentowanych liści laurowych również można uzyskać kaloryczny napój.
- Ale chyba nie jest pan pijakiem?
- Tylko koneserem, droga pani.
- Jak się w ogóle pracuje w pana branży, Wawrzyńcu? – spytałam z ciekawością, bo lubię wiedzieć, co się dzieje dookoła mnie, a śmieciarze są nieodzowną i nieodłączną częścią naszego życia.
- Pecunia non olet, a ja szalenie lubię schylać się po grosz leżący na ulicy.
- To musi być pan bogatym człowiekiem.
- Również wewnętrznie, pani Adelo. Ostatnio na ulicy Pamiątkowej natknąłem się na Krytykę czystego rozumu. Szalenie dużo mi ta lektura rozjaśniła.
- Chciałbyś, drogi Wawrzyńcu, bym w przyszłym tygodniu wyrzuciła Krytykę jasnego rozumu?
- Oczywiście! – po czym dodał niepewnie: – Ale chyba nie kantuje mnie pani?
- Wawrzyn – do śmieciarza podszedł jego kolega, trzymając w ręku kawał blachy. – To chyba mosiądz. Bierzemy?
- Szalenie!
- Wy musicie na wszystkim się znać – stwierdziłam z uznaniem.
- Jesteśmy omnipotentni – Wawrzyniec ze skromnością przyznał mi rację.

Po chwili szarmancko pożegnał się, założył rękawice robocze i wraz z kolegami udał się na ulicę Krzyżową. Mieli nadzieję odnaleźć tam co najmniej kilka mosiężnych krucyfiksów. Ja zaś wróciłam do siebie. Wspinając się klatką schodową myślałam o bogactwie. Szalenie zaczęło mi się nie podobać życie. Wyrzucając śmieci stawałam się intelektualnie biedniejsza. Chyba zaprotestuję przeciw temu i jednak nie wyrzucę Kanta.

niedziela, 2 marca 2014

O dziewczynach, które są lub były najbliżej Boga.

Dziś niedziela, więc znów bardziej odświętnie. Znaczy na ambonie. Mam na sobie ornat, a nawet jeśli nie, to lepiej byście w to uwierzyli, bo słowa przekażę święte i dobrze dodać im sacrum, czyli idealną podniosłość. Kobieta w ornacie jest święta i zarazem prowokacyjna. Wzbudza szacunek i łaskocze chuć. Sakralna babka jest najlepszą recepta na ambonę. W końcu z ambony zawsze o świcie widać dziki. A dzikość serca dla niejednego może oznaczać lincz. Diabelską chłostę.

Znana jest natchniona oniryczna wizja świętej pamięci świętej Teresy, którą nawiedził anioł święty z poświęconą złotą włócznią. Święta Teresa we śnie miała lat jeszcze nie najwięcej, więc posapała, pojęczała, a potem spisała rzetelną relację. Anioł wymierzył w nią złotą włócznię, nadział bezpardonowo, a ona poczuła Boga. Mistyczna radość, która świętą opanowała, była podniosła i także ja, gdy to czytałam czułam się na szczycie wiary. Poczułam piękną obietnicę tego, co czeka mnie wkrótce, czyli po śmierci. Ekscytowałam się na myśl o katolickim pochówku. Wieńcach i Chopinie lub Bachu na ostatniej drodze. Aż do dołu.

Święta Teresa doznała cudu, który wytłumaczył jej tajemnicę wiary chrześcijańskiej. Że złote włócznie mają tylko anioły w niebie. Ziemskie rożna nie są w żadnym drogocennym kruszcu i najczęściej bywają tandetną podróbką chemicznego Au. Takim tombakiem, czyli Tomaszem na biegu wstecznym (tom.back). Niestety, nie wszystkie kobiety chcą czekać na złotą dzidę długo, czyli na zawrotnego Tomasza na biegu najwyższym.

Niektóre z pań stają się przez to kalwinistkami, twierdząc, że ich orgazmy są łaską Pańską i widomym oraz słyszalnym znakiem na to, że docześnie żyją w zgodzie z Bogiem, który ich przyjemnie doświadcza. Na drugim biegunie tkwią buddystki, które przekonane są, że ludzka egzystencja to cierpienie, więc śpiewają mantry, by w kolejnym wcieleniu znów stać się kobietą i zacząć cierpienie od nowa. Bardziej stoickie są hinduistki, które wpatrują się dłużej w piekarnik niż gospodynie domowe. One też czekają na placki, ale dopiero po przejściu stada krów. O kontakt przez rurę z Bogiem walczą zaś striptizerki. One twierdzą, że nagie przyszły na świat i tańcząc, chcą się dostać przez transcendentną rurę do Absolutu.

I w tym momencie muszę zaprotestować. Precz z Absolutem! Won z Sobieskim i Wyborową! Dość Żytniej i Żołądkowej Gorzkiej! Od wódki umysł krótki!