sobota, 3 lipca 2010

Nadzieja.

Krupska umarła. Nie ma co się łudzić i wierzyć we wszelakie reinkarnacje. Można tylko zaufać, że Nadzieja nadstawiała się ideologicznie. W taki oto celny sposób rozwiązałam zagadkę komuny. Wystarczy spojrzeć za gatki, by rozwiązać zagadkę.
Wprawdzie idea komuny ciągle bliska jest tak zwanym artystom, którzy stawiając pytanie "komuNY?", wyjeżdżają do tego beznadziejnego miasta, mimo że Krupska przecież nigdy tam swojej uroczej stópki nie postawiła.

Na dzieje należy spojrzeć IPN-owsko i wyciągnąć korzyści. Polska to kraj, który ma wielotysięczne tradycje pogańskie i krótki korzeń chrześcijański. Można zatem być pewnym, że korzeń chrześcijański jest krótszy niż korzeń dinozaura. Wniosek teraz jest  prosty: Polki nie szukają świętych, ale pana gada. Pan gad musi gadać. Nawet nie musi tego robić z sensem, bo przecież i tak go nie słuchamy. Ale gadać musi, bo lepszy pan gad, niż pan płaz. Na gada można ponarzekać, płaza zaś zdepczemy znudzone. Płazy podobnie do fortepianu Chopina sięgnęły bruku - deptaki wybrukowane są płazami, nazywanymi niesłusznie kocimi łbami.
Peter Brook, ten który pobierał nauki we wrocławskim Laboratorium, też miał koci łeb, wystawiając długaśną Mahabharatę, przez co zapłaził filów spektakli na kilka godzin. Płaszczył się przed widownią swoją erudycją, a publika wypięła dupę.

Dobrze, wrócę do wyciągania korzyści, czyli do pana ptaka. Taki zwykle ćwierka, że niby lotna paskuda, ale w istocie potrafi zadziobać. Stroszy piórka i sra w locie. Krąży nad głową. Po co komu ptaszyna, która ciągle wyfruwa z gniazda?
O uzależnionych od ssania maminsynkach w ogóle nie wspomnę.

Nadzieja umarła 27 lutego 1939 roku. Pół roku po jej śmierci przekonali się o tym Polacy. Lecz mimo to ciągle istnieją idioci, którzy twierdzą, że Nadzieja żyje.
Aż brak sił przeciw nim protestować...

piątek, 2 lipca 2010

Wiara.

Te wybory już się skończyły. Bukmacherzy obstawiają typy nie po to, by przegrać, a zarobić. Rezultat zatem znany. W takiej sytuacji mogę dać urlop tomaszka 2015 – niech huncwot gdzieś wyjedzie, najlepiej do Lucjana Kutaśko, który wymaga wsparcia przy piraniowo – krokodylowym zagrożeniu – ja zaś zmienię ton na wspomnieniowy. Będzie przez to nieco poważniej.


Z wiekiem każdą kobietę opuszcza wiara. Najpierw są to mężczyźni. Mówimy: „Wiara, wynocha stąd!” Czasem same wyprzedzamy ten krok i każemy odejść najbliższemu draniowi bezpowrotnie. To jest jednak najmniejszy problem. Istotą utraty naszej wiary jest rozczarowanie. Co do jakości osiąganych celów, które jawiły się lśniąco, a wyszło matowe gówno.

Jeden z większych ochlapusów w dziejach literatury, człowiek bez wiary za to ze szczęściem, niejaki Hank Chinaski, napisał tak: „Często najlepsze chwile w życiu to te, kiedy nic nie robisz, tylko zastanawiasz się nad swoim istnieniem, kontemplujesz różne sprawy. I tak kiedy na przykład mówisz, że wszystko nie ma sensu, to nie może do końca nie mieć sensu, bo przecież jesteś świadom, że nie ma sensu, a twoja świadomość braku sensu nadaje temu jakiś sens. Rozumiecie, o co mi chodzi? Optymistyczny pesymizm.”

I kiedy wydaje się, że już nie mamy wiary, to odnajdujemy ją w latoroślach. „Tobie się uda, córeczko”, myślimy. „Ty wypalisz, synku!” – jesteśmy tego pewne. I zarażamy wiarą kolejne pokolenia. (Zapraszam do obejrzenia filmu "Niedziela Barabasza". Chętni odnajdą go w zasobach internetu.)

Tymczasem bez wiary łatwiej. Omijają nas złudzenia. Na co wam, chłopaki, Zła Dziunia? (taka personifikacja złudzenia). Na co wam, dziewczyny, Piotruś Pan (taka personifikacja popaprańca). Bądźmy sami! Jak Pan Samochodzik! Jak Zosia Samosia!

PS. Jutro o Nadziei.

Opierdalak?!

Najwyższy czas, jakby powiedział Korwin Mikke.

czwartek, 1 lipca 2010

Woody na pudy.

Lucjan Kutaśko dziczeje. Dzwoni do mnie wprawdzie co dzień, ale poza tym ust nie otwiera. No chyba, że podczas jedzenia, albo ze zdziwienia. Tak też było, gdy usłyszał opowieści o wałęsaku brazylijskim. Podobnie gdy zobaczył opalającą się topless dziewczynę. Pewnie widział ją z boku, więc pomyślał, że ma tylko jedną pierś. "Pani Adelu, to Amazonka!", obwieścił. Co miałam na to odpowiedzieć? A on dalej ciągnął, że boi się piranii i krokodyli, a najbardziej wałęsaków. "A ta kobieta?", spytałam. "To Indianka. Jej też się boję. Może mnie dmuchnąć! Właśnie wzięła do ust dmuchawę!", odrzekł. Kazałam mu zmykać, wiedząc, że nie zdąży na kolejną debatę z tomaszka 2015. Tylko jak on przepłynął Atlantyk?

Tymczasem Władek lat 94 chciał użyć kurary na Prezydenta 2015. Przygotował bardzo podchwytliwe pytania. Natomiast kandydat 2015 starał się zostać wyborczym Zeligiem.
- Czy pana wyborcy schowają mi dowód? Może życzy pan starym ludziom śmierci?
- "Wieczność jest bardzo nudna, szczególnie pod koniec."
- Ale pan chce zostać prezydentem - wtrąciłam się. - Pana czyny mogą sprawić, że zapisze się pan na kartach historii. Zostanie pan prezydentem nieśmiertelnym.
- "Nieśmiertelność jest bardzo łatwa do osiągnięcia. Wystarczy nie umierać."
- Ale w przypadku konfliktu zbrojnego różne sytuacje mogą się zdarzyć. - Akurat kanałowy bohater wiedział, co mówi.
- "Mam kategorię 'Z'. Na wypadek wojny, ja zostaję zakładnikiem."
- To może samobójstwo? Nie chciałby być pan pierwszym prezydentem -  samobójcą?
- "Słuchaj, nie znam się na samobójstwach. Kiedy dorastałem na Brooklynie, nikt nie popełnił samobójstwa. Wszyscy byli zbyt nieszczęśliwi."
- W Polsce wszyscy są szczęśliwi. Jestem pewna. Ostatnio oglądałam telewizję publicznę - powiedziałam. - Pan chyba też niczego nie żałuje?
- "Jedyne czego żałuję w życiu, to tego, że nie jestem kimś innym."

Zapadła niezręczna cisza. Z Władkiem lat 94 spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. Należało przerwać ten żałosny wywiad.
- Dość, huncwocie! Takiej bzdury od ciebie nie oczekiwałam! Kończymy!
- Dlaczego? Nie powiedziałem jeszcze nic o seksie.  Po co niby zapisałem cały zeszyt? Ja chciałem elektoratowi oznajmić, że "jestem tak dobrym kochankiem, ponieważ dużo ćwiczę sam."
- Nie, no! Żenada! Władek może ty byś kandydował? - Byłam zniesmaczona smarkaczem. Władek lat 94  postanowił jednak zakończyć rozmowę z klasą.
- Na koniec, panie prezydencie - zapytał. - Czym pan podbije wyborców?
- "Achilles miał tylko piętę Achillesa. Ja mam całe ciało Achillesa."

To dlatego u niego tak śmierdzi. tomaszka 2015 trzyma trupa w szafie! A miał być inny, niż patałachy 2010.
Ja protestuję przeciw jakiemukolwiek rozkładowi. Czy pociągi TLK nie mają spóźnień? Protestuję też przeciw naftalinie!
Protestuję i już!

środa, 30 czerwca 2010

Zblazowany prezydent.

Ile kosztuje marchewka? Kto ma chrapkę na oszczędności emeryta w skarpetce? Co mówi celebryta, mimo że bez sensu? Jak wytłumaczyć stan wyższej konieczności i co na to Tymiński? Dlaczego gazu nie sprzedaje Biedronka i w związku z tym, co z promocjami na energię? Czemu Marokańczycy zachowują Rabat dla siebie? Po co nam seks, skoro mamy in vitro? Jak nie zwariować?
Na te i inne pytania musi znać odpowiedź prezydent. Patałachy 2010 się pocą, ale dla tomaszka 2015 nasz sztab wymyślił inne odpowiedzi.

Do piątku, a więc do ciszy wyborczej, Prezydent 2015 będzie się szkolił w debatach. Użyje do tego kilku sztuczek. Już ja z Władkiem lat 94 o to zadbam. Dziś postawiliśmy na zblazowanie. Natchnął nas tytuł pewnej książki: Blaise Pascal "myśli". No jak myśli, to czemu nie wykorzystać człowieka, który myśli?
Zrobiliśmy poligon, na którym tomaszka 2015 na zadawane pytania będzie odpowiadał Blezem. Jeżeli dobrze wykorzysta Pascala, to ciśnienie powinno nam wzrosnąć.

- Władek, kochasiu, bądź opanowany! - pouczyłam mojego re.portera. Był jak mocne piwo, tylko że w powtórce. - Zachowaj szacunkową odległość do prezydenta!
- Przepraszam - zmitygował się Władek lat 94, zachowując dystans do kandydata 2015.
- Panie prezydencie, jak pan wyobraża sobie współpracę z parlamentem? - zadałam pytanie jako pierwsza.
- "Wyobraźmy sobie ciało pełne myślących członków..."
- Stop! - krzyknęłam zdenerwowana. - Miałeś mówić Blezem!
- A co ja niby robię?

 Władek lat 94 mnie dekoncentruje, a później kompromituję się w oczach krewniaka. Wstyd. Po prostu, wstyd.
- Proszę kontynuować, panie prezydencie.
- "Gdyby noga była zawsze nieświadoma, że należy do ciała i że istnieje ciało, od którego jest zawisła, gdyby miała tylko świadomość i miłość samej siebie..."
- No właśnie - wtrącił się Władek lat 94. - Co pan zrobi, by nie traktować społeczeństwa per noga?
- "Aby sprawić, by członki były szczęśliwe, trzeba, aby miały wolę i aby stosowały ją do ciała".
- A pana misja, panie prezydencie?
- "Być członkiem znaczy nie mieć życia, istnienia i ruchu inaczej niż przez wspólność z ciałem i dla ciała."
- A będzie pan latał samolotem? - wyrwał się Władek.
- "Przykłady bohaterskich śmierci Spartan i innych nie wzruszają nas wcale; cóż nam z tego? Ale przykład śmierci męczenników wzrusza nas; bo to są "nasze członki"".

Nawet nieźle krewniak wypadł, jak na pierwszy raz. Jutro będzie miał trudniejsze zadanie: Woody na pudy. Bo już dziś zaczynam jutrzejszy protest. Protestuję przeciw nudziarzom 2010. Ale za 5 lat - to się będzie działo!

wtorek, 29 czerwca 2010

Wałęsak brazylijski.

Wleciał do mnie Władek lat 94. Zwykle to ja go zapraszam, lecz tym razem sam wykazał się inicjatywą. Wyraźnie był zaaferowany jakąś myślą, już od progu krzycząc, że ma ważną sprawę. Położyłam palec na ustach, zmuszając go do skupienia. Podkręciłam głośność i z gramofonu popłynęły czyste dźwięki jednej z sonat Domenico Scarlattiego. Zagłębiłam się w fotelu. Udawałam, że nie dostrzegam niezdrowej ekscytacji Władka lat 94. On na początku przestępował z nogi na nogę, ale potem w ślad za mną klapnął na kanapę. Wtedy mogłam przymknąć oczy i oddać duszę natchnionej muzyce.

Minął ostatni akord, otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Władek przysnął. Bałam się, że zacznie rzęzić swoim chrapakiem, więc podeszłam do terrarium, który pięknie urządziłam dla mego małego ulubieńca. Zakup pająka doradził mi Lucjan Kutaśko, który podczas swojego zadumanego rejsu spotkał przy brzegu prezydenta Wałęsę z wędką, zanętą oraz ochroniarzem w trzcinach. Pogadali o tych rybkach, co biorą, Brazylii grającej na Mundialu, a potem o czerwonej pajęczynie, która oplatała ojczyznę za czasów prezydentury pana Wałęsy. I tak Lucjan Kutaśko usłyszał o toksynie Tx2-6. Potem telefonicznie skonsultował się ze mną.

Ostrożnie położyłam pająka na ręce kanałowego bohatera. Długo nie czekałam. Lesio, bo tak ma na imię mój brazylijski wałęsak, był głodny. Nie myślałam jednak, że Władek ma bardzo delikatną skórę na nadgarstku. Zawył jakby był przeszyty serią ze schmeiserra.
- Co jest, do cholery?! - krzyknął Władek lat 94.
- Nie krzycz na Lesia. To nasze wyborcze bogactwo!
- Co?
- Patałachy 2010 stawiają na papizm.
- Tak, papy mają wychuchane.
- My w kampanii tomaszka 2015 zanegujemy papizm. Postawimy na priapizm!
- Priapizm? - zapytał zdziwiony powstaniec, obserwując spodnie, które zaczęły przypominać namiot cyrkowy.
- A właściwie z czym przyszedłeś, kochasiu?
- Eee... - zaczął Władek lat 94 - wydawało mi się, że zostawiłem u ciebie te niebieskie tabletki...

Taa..., pomyślałam. Nikt nie potrafi przyznać, że nie papy nas interesują. Szczególnie nieszczerzy są papiści, którzy choć wysysają każde słowo z ust rzymskiego papy, to sutanny maskują im namioty. Nawet Władek, z którego powstaniec był jak ta lala, też się certolił. Dlatego protestuję przeciw tym, którzy nie znajdują pieprzu w muzyce Scarlattiego. Albo u Beethovena, dla którego niejedna dama rozebrała się przy księżycowej sonacie.  

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Świętego dnia nie można spaskudzić!

Niedziela jest paskudna. Nie wiadomo, co z sobą począć. Jedni klepią modlitwy w kościele, inni oglądają nudny Mundial, jeszcze inni pielą chwasty na zapuszczonym trawniku. Zabijanie czasu staje się erzacem życia rodzinnego. Zakupy nie zorganizują dnia wolnego. Masturbacja nie wypełni weekendu. Modlitwy nie uwznioślą Niedzieli Pańskiej. Ale jest jeszcze Poezja. Ja postanowiłam podejść do niej nowatorsko w sensie formalnym. Oto moje wczorajsze wypociny!

Środek ciężkości
mój wujek był
cioci mężem, kanalią,
wyjątkowym parszywcem. gnój,
łajdak i jebaka. więc nie wie nikt,
co mu odbiło, gdy stanął w obronie
tej dziewczyny. jednemu wyrwał chu-
ja, drugiemu przestawił szczękę, trzeci
wyjął spluwę, odbezpieczył i przyło-
żył wujkowi do głowy. ten nie skre-
wił. dlatego została mu czarna pla-
ma na czole. W takim jak
tu kształcie.


cz.2
Chrzanowski
pierwszy raz zaszedł
w ciążę w wieku lat 7. Myśl,
która kiełkowała przez 9 minut,
tuż po cudzie narodzin młodszego
brata oraz uświadamiającej rozmowie
z kolegami pod trzepakiem przy śmiet-
niku była Punktem Zwrotnym w jego ży-
ciu. Odtąd Chrzanowski odłożył na bok
środki doodbytnicze, częściej używa-
jąc tabletek od bólu głowy. Przes-
tał też wierzyć w bociany. Dziś
liczy się dla niego jedynie
seks nieprokreacyjny.
A kuku.


Odcinek pierwszy
Autobus z P-nia do Warszawy jest gorszy, niż pociąg do stolicy europejskiego kraju B. Zatem, czy pojedziesz baną do stolicy Polski, czy Wielkopolski, nie idź do Warsa. Ale wielu, choć rzyga, to idzie. Podróżny X też. Przysiada się zwłaszcza do jedzących bigos. Tak odbija sobie cenę biletu. A on sam jest przezorny Y wszystkie kieszenie ma Zaszyte.

tomaszka 2015 pisze odcinek ostatni
Zobaczyłam wściekłego Chrzanowskiego: „Pijus, do nogi!”. Podeszłam mówiąc, że to niemożliwe. „Ty jesteś w punkcie Y, a pies ucieka do X. Gdy dobiegniesz, on już będzie gdzie indziej. I tak bez końca. To znane prawo.”. Chrzanowski nie uwierzył: „Niby kto te głupoty wymyślił?”. „to-ka z Elei.”. „To ten spod ósemki?”. „Nie, on mieszka w klatce A.


Delta Force
Już są!
On w sztucz-
kowych spodniach,
ona w białym welonie. O
godz. 16.30 kapitan statku pobło-
gosławił ich. Polała się woda święcona.
Zabawa rozpoczęła się wkrótce. O 23.30 ona
wyszła do toalety. Podążył za nią Pierwszy Oficer.
Polała się sperma. O godz. 23.32 Trzeci oficer wypił
wódkę z Panem Młodym. Wyznał, że nie lubi Pierwszego.
O godz. 23.36 Pan Młody spostrzegł, że nie był pierwszym. Po-
lała się krew. O godz. 23.47 statek zniknął z radarów najbliższego por-
tu. KATASTROFA. Tymczasem w naszej strefie czasowej tomaszka obchodził
znów urodziny. Dostał prezent od żony. Bermudy. Miały palmy na nogawkach i dupie.

Pachniały nieznanymi męskimi perfumami. Chyba nie pierwszy je biedak odział. Nie
lała się woda święcona, sperma, ani krew. Polała się za to wódka. On jest  Panem Starym.


Chrzanowski woli dmuchać na zimne
Chrzanowski też słyszał o Trójkącie
Bermudzkim, dlatego korzysta
jedynie z tych toalet, które
są oznaczone dwoma
sympatycznymi
zerami:
OO
!

Nie zgnuśniej!
Człowiek musi się ruszać, inaczej zgnuśnieje. Najlepiej spacerować. Rytmicznie i miarowo. Warto zwiększać tempo, ale nieznacznie, by nie przeciążyć organizmu. Nord walking? W dobrym tonie jest też nie dyszeć. Wspominam o tym, bo należy poprawiać kondycję w tym samym miejscu. Wtedy najlepiej widać postępy. Warto także mieć dobrego partnera. Rywalizacja poprawia rezultaty. Ale nadchodzi czas na zmianę, gdy czujesz, że masz szansę na kolejne odbicie. Ja przeczuwam. W końcu dziś mam apelację!

Żywioły Chrzanowskiego
Zawracanie dupy Chrzanowskiemu może go zrazić, bo Woda służy do picia, a Powietrze do oddychania. „Każdy głupi wie”, on powie. O Ogień nie prosi, bo nie pali. W ogóle palenie mu szkodzi, a i zaoszczędzić można. A Ziemia? Ziemia – niech mu lekką będzie.

Dla tych, co wierzą w horoskopy i takie tam
A
kiedy
stanie się
Koniec rzeczy,
czyli piąty wymiar,
po Przestrzeni i Czasie,
to powinien nastać Początek.
Zarazem i równocześnie. To jedna
z uprawnionych ontologicznych hipotez.
Początek to Reinkarnacja 4 młodszych Wy-
miarów. Zatem jeśli nie ma granicy między Koń-
cem a Początkiem, to Końca tak naprawdę nie ma. On
nie jest z tego świata. Tak samo jak ludzie. Ludzie też nie są
z tego świata, bo nikogo tak mocno nie dotyka Koniec, jak ich. Jak
nas. Jak może obchodzić nas coś, co nie istnieje? Świat koduje swoje cy-
kle, lecz ludzie nie pamiętają Końca, ani Początku. Ludzie zwykle pamiętają
siebie, lecz tylko wtedy, gdy są. Często jednak przeglądamy rodzinne stare albumy.
Poezję piszemy tylko po to, by przyklepać sobie nieśmiertelność. Wydaje się
nam, że to zamach na Czas i na Przestrzeń. Ekspresja odwagi i straceńcza
eksplozja. Tymczasem skoro nie pamiętamy Początku, a Końca nie ma,
to nasza poezja jest poza Czasem. Nie ponad Czasem, lecz poza Cza-
sem. Jest wyrzuconą na śmietnik klepsydrą. Nie można jej także
poddać recyklingowi, bo jest również poza Przestrzenią. Nie
ponad Przestrzenią, lecz poza nią. A jeśli nie ma wymia-
rów przestrzennych, to także jest poza śmietnikiem.
Nie ponad śmietnikiem, lecz poza nim. Uważam,
że to jedyna krzywda, jaką Świat lub Bóg
zgotował utalentowanym poetom.


Nie każdy piątek przypada 13-stego
Chrzanowski nie znosi
bezludnych wysp, dlatego
ilekroć spotka jakiegoś Robin-
sona, wówczas staje się jego
Piętaszkiem. Ostatnio był
nim Przewodniczący
Rady Osiedla. Rad-
ny to prestiżo-
wa posada.
Oklas-
ki!


Kosmonauta
      Świat
                                           powstał
                                                                                                            z Chaosu,
                                                                           lecz
                                                       jak
                                                                                                                                   to
             wytłumaczyć
                                                                                            astronaucie,
                                  który
                                                                                                                                    chciałby
                                                            usiąść
                                                                                         zwyczajnie
                                          na
                                                                                                                     kiblu.


„Muss sein” Chrzanowskiego
Porządek,
Ordnung,
the order,
порядок.
Niby rów–
nie czysto,
ale jednak
i n a c z e j

niedziela, 27 czerwca 2010

Jaki parametr powinien mieć prezydent (cz.2).

Śnił mi się dziś parametr. Prezydencki parametr. I nie zamierzam bawić sie we freudowskie, czy jungowskie interpretacje. Krowi placek we śnie to tylko krowi placek. Placek bez śliwek, bo krowa nie je śliwek. Podobnie ze spadochronem. Przyśni ci się spadochron, to znaczy, że przyśnił ci się spadochron. A nie, że chcesz odlecieć, albo nie daj boże rozwinąć czaszę. Właśnie szczególnie czaszy bym w to nie mieszała. Spadochron to spadochron, czasza to czasza, a nie śliwka to pestka, albo parametr to krowi placek.

Parametr, który mi się przyśnił był jak dostojeństwo urzędu Prezydenta RP. Dumny i wyprostowany. Szlachetny i twardy. Odpowiedzialny i wzniosły. Honorowy i wyprężony. Troskliwy i kosmiczny. Poważny i odlotowy.
To był skomplikowany sen: trochę żywy, trochę sztywny. 

A wszystko przez obcinanie paznokci u stóp przez tomaszka 2015. Prezydent 2015 zjawił się zgodnie z umową o godzinie 17, a ja wcześniej wymoczyłam nogi w blaszanej miednicy, do której nalałam ciepłą wodę i rozpuściłam w niej mydło.
Prezydent pochylił się nad stanem moich szponów, starając się zneutralizować groźne pazurki elektoratu. Miał do tego narzędzia, które sprytnie wykorzystywał. Pilniczek, nożyczki, cęgi - wszystko na moje szpony. Traktowałam zabieg jak poligon przed rzeczywistą kampanią, która rozgorzeje za 5 lat. Niech się kandydat 2015 uczy!

Ale do rzeczy. Znaczy do brzegu, jak powiedziałby Lucjan Kutaśko. tomaszka 2015 był wypięty i skupiony nad codziennymi problemami elektoratu, tymczasem ja zaatakowałam go o imponderabilia.
- Szanowny Prezydencie, czyli parametr działa?
- Ależ ciociu, jest czas działania, ale następuje też czas spoczynku. Jesteśmy tylko ludźmi. "Psy patrzą na nas z szacunkiem, koty z pogardą, a świnie jak na równych sobie."

No, no, no! Popatrzyłam na krewniaka z uznaniem. Zobaczyłam pochylonego nad blaszaną michą wypełnioną resztkami moich paznokci dostojnika państwowego, który cytował Winstona Churchilla. I który niczym Jezus obmywał i pielęgnował mi stopy! Zobaczyłam prezydencki PARAMETR!

I protestuję przeciw tym, którym mieszają się parametry! Wam nigdy nie przyśniło się obcinanie! Paznokci, włosów, czy też plotki. A obcinanie to podstawowe kryterium oceny prezydenta.
Ech, jak wy mało wiecie!