środa, 18 sierpnia 2010

Los człowieka.

Wparował do mnie Władek lat 94. Bez zapowiedzenia, za to z jakąś szmatą owiniętą wokół lewej ręki. Zza białej tkaniny wykwitały plamy krwi.
– Władku, ty płaczesz! – przeraziłam się nie na żarty.
– Nie płaczę, mam tylko łzy w oczach!
– Nie udawaj chojraka. Przecież widzę, że płaczesz.
– Adela, nie denerwuj mnie! Mam tylko łzy w oczach. Kroiłem cebulę i odciąłem sobie koniuszek palca. Masz bandaż?
– Trzeba najpierw odkazić.
– Podaj bandaż. Ranę już zdezynfekowałem.
Rzeczywiście od Władka leciało wysokoprocentowym alkoholem. Cuchnęło od ręki i z oddechu. Odsunęłam się nieco, wzięłam z szuflady bandaż i opatrzyłam mu ranę. Bohaterski powstaniec uśmiechnął się.
– Adela, jesteś dla mnie jak zwycięski los na loterii.

Ludzie traktują życie loteryjnie. „Jak ci idzie?”, pytają jedni. „Jakoś się kula”, odpowiadają drudzy. Tymczasem życie to nie zabawa w kulki, choć większość tak je traktuje. Na okrągło wbijają bile do łuz pełnych złudzeń. Chodzą do hipermarketów Billa, wybierają na prezydenta Billa Clintona, w restauracji płacą słone bill’e. Tymczasem to my jesteśmy Losem. Zrozumiałam to, opatrując rękę Władka lat 94. Taa, to ja sama jestem Opatrznością...

– Władku, czytałeś Szołochowa?
– A co to za gagatek?
– To nie czytaj. On nic nie wiedział o ludzkim losie.
– Może nigdy nie kroił cebuli.
– W Związku Radzieckim było ciężko. Wmówiono obywatelom, że mają cierpliwie czekać na wyróżnienie. Tym samym biedni ludzie zapomnieli, że sami są Losem.
– Nie przypominaj mi powstania! Masz wódkę?
– A wiesz, że moja Opatrzność wpływa na twój Los?

Władek rozdziawił głupio gębę. Wymownie utkwił wzrok na barku. Zaprotestowałam przeciwko temu niemo. Potem wzięłam Los Władka w swoje ręce.
Powstaniec warszawski już więcej nie poprosił o kieliszek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz