Dietmar lat 77 dopiero przed kilku laty przyznał się, jakie jest jego prawdziwe imię. Dotąd znany był nam pod imieniem Wacław. Jego rodzice byli Bambrami, którzy postanowili zostać w Poznaniu, ukrywając się jedynie na czas przejścia Armii Czerwonej. W ten sposób Dietmar pozbył się rodziców, a sam został zmuszony do zmiany imienia na bardziej słowiańskie. Wspomnienia miał jednak mgliste, czemu nie można się dziwić, bo Dietmar lubił sznapsy, zwane u nas kielonkami czystej.
Od momentu przyznania się do pochodzenia germańskiego Dietmar wprowadził do języka potocznego akcent niemiecki, co budziło podziw i zazdrość wśród polskich kompanów od picia wódki. Biesiadowali z nim młodsi o pokolenie pijacy, więc zasłużył sobie na miano Kulti Wuja. Początkowo burzył się, pragnąc wymusić Kulti Onkela, ale pijacki upór kolegów od kieliszka był nieugięty. Nas z Kunią lat 89 dziwił jednak ten przydomek. Dlatego gdy ujrzałyśmy Dietmara na ulicy, to szybkim krokiem podążyłyśmy jego zygzakowatym, lekko nietrzeźwym śladem, by sprawę rzetelnie i do końca wyjaśnić.
– Gdy ciebie widzę – wydyszała zmęczona tempem biegu Kunia – to na usta ciągle ciśnie mi się Wacek.
– Ich bin Dietmar.
– Jawohl – odrzekłam, chcą przychylnie usposobić do nas Dietmara.
– Z takich pierdół ród Ulricha von Jungingen wyginął. Też mu Wacek nie cisnął się na usta – szczęsliwie te sarkastyczne słowa Kunia wypowiedziała na tyle cicho, że jedynie moje sprawne ucho to wyłowiło.
– Dietmarze – przeszłam do sedna, widząc, że nasz interlokutor woli usta zanurzyć w butelce niż przeznaczyć je do rozmowy – dlaczego nazywają ciebie Kulti Wujem?
– O Heimat idzie – wyjaśnił mętnie, po czym spojrzał pożądliwie na butelczynę. – Ich muss trinken.
– Musu się nie pije. Mus jabłkowy musi popracować, by sfermentował ostatecznie i nadał się do picia – udzieliła rady Kunia.
– O ojczyznę? – zdziwiłam się.
– Ja kultywuję. No nie, muszę walnąć sznapsa!
– Ale co kultywujesz? – zatrzymałam rękę Dietmara, którą kierował w stronę wewnętrznej kieszeni, gdzie trzymał płaską setkę
Dietmar spojrzał przez chwilę na mnie trzeźwym wzrokiem.
– Kultywuję pochodzenie, Mädchen.
– Germańskie, Wacku? – spytała nieopatrznie Kunia.
– Scheiße! – bardzo brzydko zaklął Dietmar, a następnie wygulgotał całą butelkę za jednym zamachem.
– Masz fantazję, Niemcu – uznałam.
– Danke schön – odpowiedział Bamber z Wildy.
Dietmar poszedł ku swemu przeznaczeniu, wobec którego my miałyśmy stracha. Bo najgorzej, gdy karty rozdaje Teufel.
Rozdaje karty do zechcyka, ma się rozumieć... ;-)))
OdpowiedzUsuńPawle, tymi szóstkami z 66 chcesz przywołać Teufela? A fe! Chyba będę musiała ochrzcić bloga.
Usuń