niedziela, 26 sierpnia 2012

Władkowi lat 96 przesunął się środek ciężkości.

U mnie jest to automatyzm. Wieczorem wyjmuję dwie szufladki i wkładam je do szklanki z wodą. One popływają przez noc, ja rano wstaję, umyję je pod strumieniem wody, przeczyszczę pastą do zębów i potem przez cały dzień pachnę stomatologiczną miętą. Mogę śpiewać, całować się, plotkować bez oskarżenia od interlokutora, że psuję atmosferę. Inaczej jest z powstańcem lat 96. Władek, ten flejtuch 4 lata przed setką, nigdy nie myje zębów! Jest za to fanem owocowej gumy balonowej. Żuje i jakoś żyje, choć dziewczyny nie rwą się do jego warg. Z ust mu pachnie sztuczną truskawką, czasem maliną – dla mnie to obrzydliwe syntetyczne zapaszki.

Dziś z AK-owcem, czyli byłym żołnierzem AK oraz Anonimowym Kobieciarzem w jednym, którego poddaję terapii, wybrałam się na mszę świętą do kościoła pw. Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie. Władek w piątek wyspowiadał się i miał przyjąć komunię świętą, więc namówiłam go na oczyszczenie oddechu. Jak zwykle sięgnął po gumę balonową. Ostrzegłam go tylko, by zużytej nie przyklejał pod kropielnicą. On żachnął się (zawsze to robi, gdy ktoś go przyłapie na gorącym uczynku) i ze zdenerwowania połknął gumę. Pocieszyłam go, że nic mu się nie stanie. Pomyliłam się.

Właściwie znam tylko dwie kategorie mężczyzn: jedni nie krępują się w puszczaniu głośnych wiatrów, inni wyspecjalizowali się w kulturalnym wypuszczaniu „cichaczy”. Władka przez lata poddawałam socjalizacji, więc należał do drugiej grupy. W mieszkaniu łatwo go upilnować. Zaraz można go wysłać do toalety. Inaczej jest w kościele. Kiszki skręcały go zwykle podczas kazania i wtedy wyginał ciało, uwalniając się od efektów ubocznych jego metabolizmu. Kościoły są wysokie i nikomu zwykle to nie przeszkadza. Dziś jednak było inaczej.

Władek pierdnął gumą balonową. Myślę, że w gatkach uformował mu się balon z syntetycznej maliny i zmienił mu środek ciężkości. Pupa pociągnęła ciało do góry i powstaniec zawisł przed oczyma wikarego, który na ambonie rozprawiał akurat o czystości ducha. Wikary zapowietrzył się, a Władek zestresował się jeszcze bardziej i balon powiększył się tak mocno, że powstaniec uniósł się o kolejne 2 metry.

– Jezu Chryste! – jęknęła Elwira lat 77.
– Wodą święconą go! – krzyknęła Kunia lat 90. – Wodą!
Wierni żegnali się, a wikary wyciągnął w kierunku szybującego pod sklepieniem AK-owca krucyfiks. Tylko ja wiedziałam, że niedługo balon klapnie, przyklejając się do pośladków.
- Ornat, wielebny! – krzyknęłam. – Rozłóżmy ornat, żeby Władek miał na co spaść.
Z ornatu wyszły jednak nici (złote), bo guma klapnęła na powstańcze pośladki tuż po moim wrzasku. Władek pikował na dół, lądując na tacy kościelnego. Powstaniec zaróżowił się ze wstydu, przypominając wyglądem prosiaczka. W każdym razie potem już nic dziwnego się nie działo, a Władek przystąpił do komunii świętej. Wikary z pewnym ociąganiem położył hostię na powstańczy język.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz