środa, 1 sierpnia 2012

Wiadomości sportowe.

Igrzyska olimpijskie dotarły pod każdą strzechę, także na poznańską Wildę. Toteż nie pozostałyśmy w tyle i zaczęłyśmy wzorem całego świata uprawiać różnorakie dyscypliny, chcąc wyłonić spośród naszego grona mistrzynię nad mistrzyniami. Od pierwszego dnia rozgrywki urządzałyśmy losowo. Wcześniej włożyłyśmy do białych kopert karteczki z nazwami sportów, by każdego dnia wybrać jedną i rywalizować w tej dyscyplinie, która została wyjęta z koperty przez losującą sierotkę, którą zgodziła się być Elwira lat 77.

Pierwszego dnia graliśmy w siatkę. To była trudna dyscyplina, która wymagała połączenia dwóch skomplikowanych kryteriów. Za najcięższą siatkę i najniższy kwotowo paragon Kunia lat 90 otrzymała 4 złote i 3 grosze. Od pierwszego dnia Kunia z czterema złotymi medalami wysforowała się w kwalifikacji medalowej, wysoko ustawiając poprzeczkę dla pozostałych zawodniczek, w tym mnie.

Elwira nie miała litości już drugiego dnia. Jej sieroca rączka wylosowała judo, na co nie byłyśmy przygotowane. Dlatego w tej konkurencji zwyciężył czarny koń, czyli Malwina lat 92, która jako jedyna ubrała tego dnia czarny pasek do sukienki. Szczęśliwa z nieoczekiwanego zwycięstwa zaczęła powtarzać coś o macie, ale gdy jej wspomniałam, jak skończyła Mata Hari, to się przymknęła.

Najprostszy dla nas był trzeci dzień pod znakiem strzelectwa. Wprawdzie najpierw losowanie przyjęłyśmy ze skwaszoną miną, bo żadna z nas nie miała szans na medal. Drużynowo złoto w strzelaniu gaf zdobyli zaocznie mężczyźni z naszej dzielnicy, ale czekałyśmy na pierwszego osobnika smacznego, który ukaże się naszym oczom, by pogratulować mu wiktorii. Trafiło na Władka lat 96, który po owacji zgotowanej przez nas, a potem wyjaśnieniach zdjął koszulkę i uradowany przebiegł honorową rundę wokół naszego fyrtla.

Igrzyska dopiero się rozkręcały, a największe emocje cały czas na nas czekały. Wczoraj Elwira wyciągnęła los z WKKW. Wszechstronny Konkurs Konia Wierzchowego był dla nas nie lada wyzwaniem, bo w dzielnicy niewiele było dobrze ujeżdżonych rumaków. Większość chłopów z Wildy to wychudzone chabety, szkapy bezzębne, nędzne kobyłki. Nie nadawali się, by narzucić na nich siodło, większość też oponowała przed włożeniem uzdy do ust, inni z kolei źle znosili stymulowanie ostrogą. Musieliśmy posiłkować się chłopcami metroseksualnymi z odchyłem hipsterskim, którzy wszystko oryginalne uważali za normę. W ten oto sposób na metę pierwsza dotarła Elwira, która zamiast rozradować się perliście, to rozpłakała się. Ze wzruszenia. No cóż, sierotki reagują inaczej niż wdowy.

Dziś w ogonku oczekującym na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku panowała atmosfera pełna ekscytacji i podniecenia. Trzymałam plik białych kopert, a Kunia wprowadzała Elwirę z czarną opaską na oczach w wir, by zawrócić jej w głowie i osiągnąć efekt całkowitej przypadkowości w jej wyborze. W końcu wylosowała. Z namaszczeniem wyjęła karteczkę i przeczytała: Zapasy.

Zrozumiałam, że dziś przede mną otworzyła się szansa na pierwsze złoto. Muszę je tylko sprowadzić do mojej spiżarki i pokazać, jakie zrobiłam zapasy na zimę.

2 komentarze:

  1. Adelciu Kochana.
    Cóż Ci się stało?
    Nie musisz tak łopatą...
    Sprowadzić do mojej spiżarki. (i kropka)
    Po co pokazywaać, jakie zrobiłaś zapasy na zimę?

    OdpowiedzUsuń
  2. Złoto omamia. Niby jesteś mądry, Piotrze, a tego nie wiesz? :)

    OdpowiedzUsuń