Wszystkie domyślamy się, czego ludzie mają serdecznie dość. Odpowiedź jest prozaiczna i nie spełnia waloru przypisywanego odkryciu Ameryki przez Krzysztofa Kolumba. Otóż ludzie nie cierpią chorób, braku miłości, biedy i innych pierdół, które tak naprawdę są tylko wymówkami. W rzeczywistości ludzie oburzają się właściwie tylko na jedno: na brak akceptacji siebie przez innych. To praprzyczyna chorób, braku miłości, biedy i innych pierdół. Nie będę rzucała nazwiskami osób, które z tego powodu odebrały sobie życie albo przestały się myć codziennie. Nie podeprę się przykładami, bo my wszystkie widzimy to naokoło. W sąsiedztwie, pracy, na bazarze też można usłuszeć o wielu takich historiach. Nieprawdaż? Opowiem jedynie, co rano mnie natchnęło do poruszenia tego istotnego tematu.
– Nie lubię gnać na złamanie karku – obwieściłam Władkowi lat 96, który długimi krokami prowadził mnie na spacer po poznańskich Łęgach Dębińskich.
– Syty głodnego nie zrozumie! – odpowiedział AK-owiec razy 2: były żołnierz AK oraz Anonimowy Kobieciarz w jednym. – Ty się najesz. Ja mogę tylko pić. Taka emerytura.
Weszliśmy już na teren Parku im. Jana Pawła II w Poznaniu, a powstaniec starał się mnie zaciągnąć w kierunku stawu, gdzie obiecał mi pokazać coś ekstremalnie pięknego.
– Nie! – krzyknęłam, siadając w kucki na asfaltowej dróżce. – Nie jestem w nastroju na tak szybkie przebieranie zgrabnymi nóżkami.
– Oj, Adela, zgrabnaś ty, jak cholera!
– Zgrabna cholera? – zdziwiłam się.
– Dokąd chcesz mnie zaprowadzić? – spytałam, podnosząc się z klęczek.
– Hę? – Władek nie dosłyszał pytania.
– Nie hęchaj, pacanie!
– Pacanie?! Jaki pacanie?! – oburzył się AK-owiec.
– Teraz słyszysz?
– Na Wildzie będzie lądowisko dla helikopterów ratunkowych. W Wielkopolsce lata jeden, ale drzewa wytną i zaasfaltują wielohektarowy teren, bo w planach mają lądować trzy.
– Znaczy dokupią dwa? – spytałam naiwnie.
– Pokażę ci ten teren.
Władek przechylił do ust 5-litrowy baniak z wodą, który wytrwale tu przydźwigał, po czym wyciągnął przedwojenny instrument z rozporka i siusiając, zaznaczał granice, gdzie będzie lądować śmigłowiec, co w oczach zamroczonych urzędników liczy sztuk 3. Trzy!
– Weź ty schowaj, bezecniku, swoją sikawkę! – zagrzmiałam.
– Muszę zaprotestować! – zaoponował powstaniec.
Spojrzałam na niego z namysłem. Potem odpuściłam. Nie znam się na siusianiu na stojąco, a nie lubię, gdy ktoś mnie nie akceptuje. Przytaknęłam, choć gdybym się oburzyła, to pewnie zyskałabym aprobatę zarządu miasta. I bądź tu mądra!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz