niedziela, 14 października 2012

W konfesjonale.

Kobieta nierzadko chce sprawdzić, ile znaczy w oczach znajomych. Mnie taki test również od czasu do czasu nęci. Oczywiście, jest to próba bardzo ryzykowna. Jeśli dochodzi do weryfikacji, to jest w porządku, ale jeśli potwierdzą się nasze obawy, to zaniży nam się samoocena, pokłócimy się z sąsiadkami albo zdzielimy przyjaciółkę mokrą szmatą przez łeb. Znalazłam na to jednak sposób. Mianowicie proszę wcześniej Władka lat 96, by zakuł mnie w kajdanki, zakneblował i uniemożliwił działanie pod wpływem emocji.

Poprosiłam AK-owca, czyli byłego żołnierza AK oraz Anonimowego Kobieciarza w jednym, którego poddaję terapii mającej uwolnić go od obleśnego spoglądania na kobiece krągłości, by wziął na sumę policyjne obrączki. Wyszliśmy na mszę dużo wcześniej, po to, bym mogła niepostrzeżenie wejść do bardzo rzadko używanego konfesjonału w lewej nawie. Powstaniec zakuł mnie, przytwierdzając zarazem do konstrukcji sosnowej altanki służącej do zmywania duchownym szlauchem grzechów z utytłanej duszy. Potem włożył mi chustę do ust, przytwierdził ją plastrem, zasunął zasłonkę, a ja z kierunkowym mikrofonem i słuchawkami na uszach czekałam na przybycie przyjaciółek i sąsiadek.

Dobry kwadrans kręciłam się niecierpliwie na siedzisku, zanim nadeszły pierwsze znajome. Władek, który siedział blisko zajmowanego przeze mnie konfesjonału, przywołał je gestem ręki.

– Widziałyście gdzieś Adelę? – spytał obłudnie, nie zważając na wota powieszone na filarze, które miał tuż przed oczyma.
– To nie przyszła z tobą? – zdziwiła się Malwina lat 92.
– Dzwoniłam do niej i nie odpowiadała – poinformowała Kunia lat 90. – Obie mamy zapasowe klucze do swoich mieszkań, więc dla świętego pokoju wstąpiłam do niej. Adeli nie było, ale za to jaki bałagan miała w salonie!
– Nie mówiłam wam wcześniej, ale wyczuwam u niej spory ładunek grzechu, który zapragnął się zamanifestować – szepnęła konfidencjonalnym tonem Elwira lat 77. – Adela stała się narzędziem szatana, bo promuje in vitro.
– Tu chyba straszy – powiedziała Malwina. – Słyszycie jak trzeszczy konfesjonał?!
– Zły duch Adeli chce nas zatrwożyć – kiwnęła głową Elwira.
– Adela pewnie się szlaja z jakimiś młodymi chłopami, ale mimo to nie zapomina nas straszyć – zrzędziła Malwina.
– Chłopów weźmie na chatę i zmusi ich do roboty, bo ma burdel – przypuściła Kunia.
– Burdel? – spytał czujnie AK-owiec.
– Bałagan w salonie.
Tymczasem rozpoczęła się suma. Ksiądz proboszcz początkowa prowadził ją uroczyście, choć kazanie rozpoczął zgrzytem:
– Dziś będę mówił o pyskowaniu przed obliczem Pana, dlatego z żalem stwierdzam, że nie widzę Adeli...
– Ale jej duch jest! – krzyknęła Malwina. – Jest i trzeszczy!

To nic, w końcu nie tylko konfesjonał tu trzeszczał. Ale do tych przemyśleń doszłam już po mszy. Miałam sporo czasu na przemyślenia, bo umówiliśmy się z Władkiem, że uwolni mnie dopiero przed wieczorną mszą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz