niedziela, 6 stycznia 2013

Leczo.

Dziś jest niedziela, natomiast już wczoraj wszystkich duchownych z parafii pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie siekła grypa i widmo niedzielnej mszy świętej odsunęło się. Najbliższy kościół na Rynku Wildeckim był przed wojną protestancki, więc nie było tam za dużo malowideł, figur świętych i wotów, co mogło nas rozproszyć, spychając na manowce grzesznych rozmyślań. Kunia lat 90 doskonale to przewidziała, więc przybiegła do mnie, bym coś zaradziła.

– Adela, ty masz ręce, które leczo!
– Leczo?
– Musisz obmacać nasze Pańskie ogniwa, by zdiagnozować punkt skażenia kapłańskich organizmów.
– O kurde!
– Nie gadaj, tylko ubieraj się! Masz ręce, które leczo! Nie trzymaj ich bezsensownie na parapecie, kiedy możesz uzdrowić głosy od Boga!
– Ale oni tego chcą?
– Oni też leczo, ale duchowo. To jednak ty zdziałasz cuda!

Założyłam garsonkę, narzuciłam palto i poszłam za Kunią. Przed bramą czekała nas Elwira lat 77, która miała najbliższy kontakt z księdzem proboszczem, więc wiedziała, jak najprościej wprowadzić nas na pokoje prywatne duchownych z naszej parafii.

– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – przywitał się słabym głosem główny pasterz naszej parafii, gdy zobaczył nas w progu swego mieszkania.
– Niech będzie – odpowiedziałam. – Dobra, gzubie, wyskakuj z pidżamy.
– Gzubie? – wystękał słabym głosem szef wildeckich dusz, po czym obnażył się przed nami.
– Wolisz, bym zwracała się do ciebie per pacjencie, smyku?
– Tu też mnie boli – powiedział proboszcz, gdy moje palce zabłądziły na kapłańskie podbrzusze.
– Adela, bój się Boga! – wtrąciła się czujna Elwira.
– Włóż mu palec do gardła – doradziła Kunia. – Duchowni często mają zgagę.
– Chciałbym być wyleczon – trochę archaicznie wyraził prośbę uległy ksiądz.
– Nie martw się, mam ręce, które leczo. Właściwie już jesteś zdrowy. Wystarczyło kilka głasków – pochwaliłam się.
– Rzeczywiście, czuję się lepiej.
– Dobra, chłoptasiu, leć po wikarego.

Proboszcz był tak radosny, że nagi wyskoczył spod kołdry i pobiegł po chorego wikarego. Ja w tym czasie smarowałam ręce oliwką, a Kunia ustawiła się przy drzwiach, by zrobić kapłanom pamiątkowe zdjęcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz