– Dla was zostanę turbiną – zaordynowała Kunia. – Dziewczyny,
przecież wiecie, jak bardzo lubię sobie pokręcić.
– To ja wejdę w rolę generatora prądu
elektrycznego – przyklepałam wybór. – Uwielbiam napięcie oraz natężenie prądu.
Generuję energię i dzielę się nią, bo moc jest we mnie.
– Dziękuję, że zostawiłyście dla mnie szlauch –
uradowała się Lwinka. – Mam oko i pewną rękę. Wyceluję i trafię w każdego
obwiesia.
Dowcipkowałyśmy, czatując na suchych samców. Tak
naprawdę to nawet nie podłączyłyśmy się do hydrantu, który stał w pobliżu
wildeckiego kościółka. Wystarczyło nam werbalnie zrosić spróchniałą naturę
mężczyzn.
– Niektóre dziady są jak chrust – diagnozowała
dostatecznie dobra Kunia. – Łatwo się podpalają, ale żadnego zielonego pędu nie
wypuszczą.
– I trzeszczą jak się po nich chodzi –
przypomniałam sobie. – Kiedy ostatni raz deptałam Władka, to strasznie się
łamał.
– Najbardziej nie znoszę sucharów – zwierzyła się
Lwinka. – Pan Frazesek z koleżką Banałkiem wypluwają z siebie potoki
komplementów, w których nie ma krztyny fantazji. Suchary są obrzydliwe. Fuj!
– Też nie lubię kazań księdza proboszcza –
zgodziła się Kunia. – Ciągle gada o tym samym. Co roku ta sama męka, to samo
cierpienie, to samo zmartwychwstanie. Rdza, patyna, kurz! Niczego więcej nie ma
w jego kazaniach.
– Ty nic nie rozumiesz – oburzyła się Gertruda. –
Ksiądz proboszcz to wybitny orator z bardzo sprawnym językiem.
– Kiedy mówi, to pluje. Niby wydala mikro ślinki,
co nie byłoby groźne, gdyby powstrzymywał się do jednego zdania. A on nigdy nie
chce skończyć. Odwadnia się zatem, więc też należy do suchych samców.
– Większość chłopów to pustynie – oceniłam. – Chwalą
się szerokimi horyzontami, ale w istocie to fatamorgany. Intelektualnie garbaci
jak wielbłądy, zawiani jak wydmy kroczące, z jadem jak u skorpionów.
W tym momencie podszedł do nas dziarski powstaniec.
– Hola, hola! – krzyknął. – A wy jeszcze nie jesteście
mokre?
Spojrzałyśmy na niego pogardliwe, a sucha sylwetka
Władka pod siłą naszych spojrzeń zaczęła się kurczyć. AK-owiec zapadł się w
sobie, gubiąc swoją podwójność. A my okrutnie nie spuszczałyśmy z niego wzroku,
cierpliwie czekając na jego skarlenie.
Nasz Hydrozespół był bardzo skuteczny – Władek zminiaturyzował
się zaledwie w trzy minuty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz