poniedziałek, 24 grudnia 2018

Jako rękawicka

– Oj maluśki, maluśki – wypominałam krewniakowi, smażąc jednocześnie karpia na patelni – gębę masz pełną frazesów, obietnic i bufonady, za to kieszenie są jak dziurki w nosie niemowlaka i do żadnej z nich nie wsuniesz nawet jednego zwiniętego banknotu, a ciało… Ech, na dodatek jeszcze to ciało.
– Co ciało? – zapiszczał cienko huncwot 2020, bo akurat ściął ostrym nożem pół opuszka serdecznego palca. – Co ciało?!
– Twój mózg jest jak zardzewiały samochód marki syrenka podążający na autostradzie do sanatorium w Złomowisku-Zdrój, paluchy masz smukłe niczym czeskie utopence unurzane w tłustej zalewie, przyrodzeniem chwalisz się jako najmniejszą częścią ułamanego kabanosa bez osłonki, wątroba ci kipi jak zupa kwarków po sekundzie od Wielkiego Wybuchu, a nerki są niczym syfon od zlewu w umywalni dla pracowników w opustoszałej od lat rzeźni świń.
– Ciociu, co zrobić z palcem? Mogę go wrzucić do gara?
– Te głowy od karpia są już syte.

Krzątałam się po kuchni, gotując na karpich łbach zupę rybną, smażąc dzwonki ryby i przygotowując pozostałe wigilijne specjały. tomasz.ka miał mi niby pomagać, podając a to chochlę, a to drewniane łyżki, a to tłuczki, wałki, noże czy przyprawy. Zawsze jednak potrafił się wywinąć od pomocy, skutecznie uszkadzając się. Święta Bożego Narodzenia w naszej rodzinie zawsze były krwawe.

– Rzuć palec ptakom na balkonie – poleciłam. – Nawet gołębiom w wigilię należy okazać zarówno serce jak i palec.
Prezydent 2020 posłusznie wykonał rozkaz i już po chwili przydreptał z powrotem z dobrą (przynajmniej według jego mniemania) nowiną.
– Okazuje się, że moje ciało może też być smaczne.
– Poczekaj aż się posrają – odparłam brutalnie. – Nie rozsiadaj się! Gdzie jest cedzak?
– Chciałbym być rękawiczką – wyznał ni stąd, ni zowąd gamoń o powinowatej do mojej mieszance genów. – A nawet parą damskich rękawiczek.
– Takimi bez palców, jakie używają przekupki na warzywnym targu? – szydziłam.
– Mógłbym być też antygwałtkami na nogach wyberenki i nikt inny by jej nie chapnął.
– Wybranki chyba, matole. A w ogóle, znów chcesz być zdeptany? Kapeć, nie chłop!
– Oj, ciocia za grosz nie ma w sobie poezji. Przyziemna jesteś, nieprzenośna Adelo.
– Lepiej uruchom zdrową kończynę i wyjmij rybie łby z gara. I nie dawaj gołębiom, bo zafałszujesz wyniki ich srania.

A potem jak co roku jakoś się potoczyło i skończyło siankiem pod obrusem oraz łamaniem się opłatkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz