czwartek, 20 września 2012

Kocenie diakona.

Jeśli idzie o fluktuację naszego parafialnego personelu to jest ona na bardzo słabym poziomie. Proboszcza mamy tego samego od 8 lat, wikarego od lat 4, a kościelny zbierający pieniążki na tacę, to jest u nas całe wieki. Ucieszyłyśmy się zatem, gdy w parafii pojawił się diakon, który jeszcze do końca nie przegryzł pępowiny łączącej go z seminarium. Dlatego za przyzwoleniem księdza proboszcza zwabiłyśmy diakona do parku przed kościołem pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie.

Pogoda już pachniała jesienią, ale temperatury jeszcze były znośne, więc bez wyrzutów sumienia mogłyśmy obnażyć diakona. Trochę było szamotaniny, bo biedak protestował, nawet dość głośno, więc musiałyśmy go zakneblować. Diakon pod sutanną nosił slipki, ale tych mu nie zdjęłyśmy. W końcu niedługo będzie naszym spowiednikiem. Ponadto tak jak kiedyś byłyśmy przeciwne fali w wojsku, tak teraz też nie chciałyśmy powielać podobnych zachowań. W końcu to było tylko kocenie diakona, a ono wymagało od nas dużo więcej subtelności.

– Mam plaster do depilacji – poinformowała Kunia lat 90. – Gdzie przykleić? Proponuję lewe udo.
– Na klatę! – zaproponowała Malwina lat 92. – Duchowny nie powinien mieć włosów na piersiach. Włochaty ksiądz przypomina szatana!
– Kocenie diakona to jedyna chwila, gdzie można wobec księdza użyć liścia – oznajmiłam. – Chciałabym byśmy obrzuciły go stertą suchych liści, które dopiero co opadły z drzew.
– A potem podpalimy? – Kuni zaświeciły się oczy.
– To nie ma być palenie na stosie czarownic! – sprzeciwiła się Elwira lat 77. – Możemy liście wpleść we włosy diakona.
– Diakon powinien miauczeć – zatroskała się Malwina. – Co to za kocenie, gdy diakon nie miaucze, bo ma zakneblowane usta?
– Zrobiłam się głodna – obwieściłam. – Na szczęście właśnie kupiłam pasztetową. Posmaruję nią plecy diakona. Proszę, częstujcie się dziewczyny – zachęciłam.
W tej chwili pojawił się przy naszej ławce ksiądz proboszcz, który postanowił sprawdzić, jak przebiega kocenie diakona..
– Wielebny – zwróciła się do niego Elwira – ma ksiądz ochotę na wątrobiankę? Adela twierdzi, że jest świeża.
– Bóg zapłać – ucieszył się ksiądz proboszcz.

I szczerze powiedziawszy, kocenie diakona skończyło się wylizaniem go. Diakon lśnił, a my dostałyśmy zastrzyk energii dzięki wysoko kalorycznej pasztetowej. Jaka to szkoda, że na tak niskim poziomie jest fluktuacja w naszej parafii...

2 komentarze:

  1. pani adelo! zatroskałam się po przeczytaniu dzisiejszego wpisu. zlizywanie piany z kolan jest erotycznie bardziej czytelne. a pasztetowa na plecach to ... no to już są szatańskie wybryki. ja tu erotyzmu nie widzę. a może i lepiej? (z punktu widzenia prokuratury).

    OdpowiedzUsuń