Dziewczęta bezceremonialnie taksowały mnie
wzrokiem. Szacowały, ile tłuszczu mi przybyło, czy brzuszek się wypiął i stopy
powiększyły. Zrobiło się cieplej, więc zmieniłam buty na wiosenne i to akurat
utwierdziło koleżanki w przekonaniu o mojej ciąży. Nie było sensu tłumaczyć
się, bo i tak by nie uwierzyły.
– Tej, nie przejmuj się, w boskim przybytku
proboszcza będzie gorzej – pocieszała mnie dostatecznie dobra Kunia, która również
tej niedzieli postanowiła towarzyszyć mi podczas niedzielnej sumy.
– Zawsze byłam płodna, ale nigdy nie uważałam tego
za występek – żaliłam się. – A tu nagle takie zamieszanie…
– Tej, ale mi możesz chyba powiedzieć, kto był
ojcem?
Jezus Maria! Nawet kochana Kunia mnie zdradziła!!
I ona nie wierzyła, że skutek może objawić się bez przyczyny!!! Obracałam się w
kręgu kobiet małej wiary. Dziewczęta nie dawały wiary cudom. Było mi przykro
tym bardziej, że podświadomie czułam jak rosną mi stopy. Co było grane?
Przekroczyłyśmy próg wildeckiej świątyni. Czułam
się jakbym weszła na czerwony dywan w Hollywood, bo wszystkie gały obmacywały
moją wyjątkową kreację przygotowaną na przedwiośnie. Aż chciało mi się
przycupnąć najbliższej wyjścia, ale Kunia pociągnęła mnie do ławki tuż pod
amboną.
– Amen – sapnęłam siadając na twardym, poświęconym
siedzisku. Wkrótce jednak musiałam znów powstać, bo proboszcz rozpoczął mszalną
gimnastykę. Pociechą było, że naprzemiennie klęcząc, wstając i siadając, wierni
z poznańskiej Wildy mniej się mną interesowali. Do czasu, albowiem w końcu
nadszedł moment kazania.
– Błogosławione te, które są w stanie
błogosławionym – rozpoczął duchowny, patrząc na mnie wymownie. – Ale podejrzane
te błogosławione, które ukrywają ojca przed ludem bożym.
– To mi się nie podoba – odparłam podniesionym
głosem.
– Błogosławieni cisi – odpalił kapłan.
– Ale nie ślepe – wrogo wtrąciła się Genowefa lat
61. – Wszystkie widzimy, że Adeli rosną stopy.
– Błogosławione w stanie błogosławionym –
kontynuował proboszcz – które nie głodzą się. Pamiętajcie, żadnej
pregorektyczce nie udzielę rozgrzeszenia! – ksiądz grzmiał z ambony.
– Tej – szepnęła Kunia – przecież on promuje
twojego bloga.
Ależ tak! Kunia miała rację. Byłam BLOGOSŁAWIONA.
– Tej, ale powiedz w końcu, kto jest ojcem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz