Kolejna niedziela, kolejna msza święta w kościele
pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego w Poznaniu, cool’ejne sacrum. Niedziela.
Dzień Pański. Zamknięte są sklepy wielkopowierzchniowe, więc samotnych utulić
mogą tylko ściany świątyni. Albo dworca kolejowego. Albo dworca autobusowego. Natomiast
dach nad głową mogą dać mosty albo bramy niestrzeżone kratami i domofonami. Ale
Zenon lat 58 nie był braminem, więc zastał nas przed kościołem.
– Proboszcz niemile wita kulasów, bo oni nie służą
cichej tacy – przywitała go opryskliwie Kunia lat 90. – Co najwyżej brzęczą
monetami, dekoncentrując głównego celebranta.
– Szczęść Boże – odpowiedział po chrześcijańsku
Zenek.
– Co ty robisz pod katolickim Domem Bożym? –
spytałam.
– Postanowiłem więcej nie kuleć.
– Oczekujesz cudu? – zdziwiła się Malwina lat 92.
– Ha! – zahachał oszczędnie kulas.
Zenek nie musiał kuleć fizycznie, on kuśtykał
duchowo. Jaki bowiem wildzianin mógłby być protestantem, a nie katolikiem? To
musiał być umysłowy zboczeniec. Kurwiniec mózgowy. Diabeł myśli powszedniej.
– Skąd masz tę przypadłość? – dociekałam. – Heine
Medina?
– Mój najprzedniejszy antenat był przyjacielem
Marcina Lutra.
– Jutra? – dopytywała się słabo słysząca Lwinka.
– Luter mieszkał wówczas w Wittenberdze –
kontynuował opowieść Zenek – i kiedy dotarł ze swoim przyjacielem, a moim pra
pra pra, pod bramę kościoła, to był świadkiem jego najchlubniejszego czynu.
– Czego? – rozdziawiła gębę Kunia.
– Luter przybił do drzwi kościoła 96 protez. Jedną
z nich zabrał mój pra pra pra, bo uznał, że 95 protez wystarczająco skulawi
katolicyzm.
– Precz, Antychryście! – włączyła się do rozmowy
zausznica proboszcza Trudzia 77.
– Ja tylko jestem przechodniem, udaję się bowiem
do przyszłego prezydenta kraju.
– Do kogo? – zapiałam.
– Do tomasz.ka – odparł Zenek – Jemu właśnie chcę
przekać legendarną protezę, by z nią zaprotestował przeciw nieszczęściu
doczesnemu i wreszcie zapracował na osobistą radość.
Zrobiłam wielkie oczy. Z jednej strony chciałam,
by wreszcie zakopał się w pierzynie razem z uwielbianą przez niego Reni, ale
też nie chciałam by kulał. Mimo że dotąd kuśtykał egzystencjalnie, to jakoś nie
wyobrażałam sobie, by do zdjęcia ślubnego pozował z kulą.
tomasz.ka znów pierwszy zaczyna kampanię?
OdpowiedzUsuńTrudno trzymać urwisa w uździe...
OdpowiedzUsuń