wtorek, 27 lutego 2018

Mężczyźni z drabinami


To było niebywałe i naraziło nas na bezwzględny atak anginy. Stałyśmy jak zwykle w ogonku przed sklepem na dole, oczekując na przyjazd furgonu z piekarni, który dowoził świeże pieczywo z nocnego wypieku. Od czasu do czasu mrugałyśmy do siebie przyjaźnie, kiedy naszym oczom ukazał się Walery lat 61, który niósł 6 metrową drabinę. Przystawił ją do jednego z okien na wysokości pierwszego piętra, wdrapał się po szczeblach i zaczął podglądać to, co działo się w środku za oknem. To właśnie skłoniło nas do rozdziawienia gardeł i narażenia migdałków na okrucieństwo zimowej aury.

– Kto tam mieszka? – spytała Lwinka.
– Elżunia lat 55 – wyjaśniła Dziunia lat 59. – To moja koleżanka. Pracuje na nocną zmianę w Amazonie. O tej porze kładzie się do łóżka. Nieraz chwaliła się, że lubi spać nago.
– Ty łobuzie! – wrzasnęłam. – Ale już, złaź na dół!

Walery tylko wzruszył ramionami i przytknął nos do oszronionej szyby. Nasza kolejka załamała się, tracąc swój liniowy kształt. Podbiegłyśmy rączo do drabiny i zaczęłyśmy nią potrząsać. Walery spadł jak przejrzała gruszka z drzewa owocowego.

– Auu! Co wam odbiło? – jęczał Walery, masując obolały tyłek. – Przecież ja nic złego nie zrobiłem.
– Zachciało ci się podglądać, łysy frajerze? – wydyszała oburzona Wacława 72.
– Musimy dać mu w skórę! – zachęcała Kazia lat 69.
– Wyłupmy mu oczy – zaproponowała dostatecznie dobra Kunia.
– Żadnej litości! – wtórowała Lwinka.
– Nic nie rozumiecie – bronił się Walery. – Ja nie podglądałem, ja podziwiałem.
– To ma cię tłumaczyć?! – zapiała Kazia.
– Mnie nie chodzi o kształty. Choć one są bardzo ważne, ponętne i apetyczne, to ja obserwuję gesty, mimikę, wdechy i wydechy Elżuni. Zresztą inni też to robią.
– Kto jeszcze podgląda Elżunię? – dociekałam.
– Oj, na Elżunię spoglądam tylko ja. Idzie mi o to, że co drugi wildzianin ma drabinę. Władek też się wspina, ale on ma szczęście, bo ty Adela, nie chodzisz na nocną zmianę.
– Co proszę?
– Najgorzej ma prezydent 2020, bo nie dość, że ma daleko do wypatrzonego okna, to jeszcze musi wspinać się aż na 5 piętro pewnego wieżowca.
– Dziady powiarowały – orzekła Lwinka.

Może oni zidiocieli, ale to w naszych przełykach zagnieździła się angina. Pokasłując, odprawiłyśmy Walerego, a potem – w oczekiwaniu na przyjazd dostawczaka – z osobna zastanawiałyśmy się, jak zinterpretować ten dziwny rodzaj hołdu dla naszej wyjątkowości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz