Trzeba było z Lucjanem Kutaśką pożegnać się po
polsku, znaczy albo patriotycznie, czyli z kielichem wódki w dłoniach, albo po
chrześcijańsku, czyli w kościele. My, kobiety z poznańskiej Wildy, twardo
optowałyśmy za korzeniami katolickimi. Po pijaku korzenie nie działają, dlatego
też niedzielna suma była najlepszą okazją do wyekwipowania Kutaśki w delegację
po Polsce. Po Polsce, by chłopiec bez pępka był w zasięgu naszych telefonów
komórkowych oraz po to, by zregenerować jego tutejszą duszę, którą światowość
zaczęła mu podżerać.
Suma w kościele pod wezwaniem Zmartwychwstania
Pańskiego rozpoczęła się nieprzyjemnie. Proboszcz wypomniał, że mało która z
nas przyjęła kolędę i wobec tego, nie wyobraża sobie, by dziś taca miałaby być
głośna.
– Adela, masz jednorazową chusteczkę do nosa? –
szepnęła siedząca po mojej prawej stronie dobra na plus Lwinka.
– Po co ci?
– Mam przygotowane dwie pięćdziesięciogroszówki.
Chcę je owinąć w ligninę.
– To nie jest głupia myśl!
Wyciągnęłam opakowanie, podałam jedną chusteczkę
koleżance, po czym włożyłam na szczęście jeden grosz do środka i przydusiłam
przylepiec. Chusteczki higieniczne kosztowały mnie w kiosku Ruchu 1,10
złotego, więc po wyjęciu jednej sztuki i dodaniu fartownej monety, przebiłam
datek Lwinki mniej więcej o grosz.
– Czy w uwagach mam uwzględnić cichą tacę? –
radziła się Kunia, która miała za zadanie archiwizować od dziś postawę kościoła
wobec prezydenta 2020.
– Zapisz to przez kalkę, kopię wrzuć na tacę.
– Fiu fiu, to mi się podoba.
Notatki ze mszy miały nam dać materiał do
przypominania klerowi, by oddał cesarzowi, co cesarskie. Pomysł przypadł do
gustu sztabowi wyborczemu. Konsekwencją tego zamierzenia było wysłanie Kutaśki
na krajowe przeszpiegi. Dostał zadanie sprawdzenia ducha narodu.
Tymczasem proboszcz wszedł na ambonę, by wygłosić kazanie.
Rozejrzał się po ławkach, w których usadowiło się niewielkie stadko wiernych.
Wtedy dostrzegł Kunię.
– Nie trzeba zapisywać, w zakrystii mam do
sprzedaży Pismo Święte. Jeszcze ciepłe, bo ledwo wyszło z wydawnictwa.
– To też zanotuję – odparła zimno Kunia.
Od tego momentu proboszcz zaczął ważyć słowa. I to
nawet bardziej niż kościelny, który kwadrans później ważył w ręku coraz cięższą
tacę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz