Włosów siwych mam w bród, ale przynajmniej nie
rosną mi one w uszach i w nosie. Kiedy zauważam na ulicy 20-letniego hipstera,
który postanowił wejść w starość, udając drwala, to wiem, że nie chce mu się
zadbać o codzienne czyszczenie nochala i małżowinek z krnąbrnych włosów i po
partyzancku to ukrywa. Jednocześnie moja siwizna jest oznaką dojrzałości,
odpowiedzialności i życiowej mądrości. Toteż nie ukrywam tego cudownego daru,
gdyż przeznaczam go dla koneserów, ewentualnie dla osób, które cenią we mnie
to, co prawdziwie jest wartościowe. A najlepiej dla tych, co kochają jedno i drugie.
Nie powiem, robię sobie makijaż i inne duperele,
ale nie poddaję się przejściowym modom, a nawet z nimi walczę. Przypomniałam
sobie o tym – stojąc w ogonku przed sklepem na dole, gdzie codziennie wczesnym
rankiem oczekujemy z dziewczynami na przyjazd furgonu z piekarni, który dowoził
świeże pieczywo z nocnego wypieku – gdy z daleka zobaczyłam idącego w naszą
stronę Wespazjana lat 27. Młokos był brodaczem, hipsterem oraz już znudzonym
życiem młokosem, którego pasją było obserwowanie przyrostu osobistego zarostu.
Stąd można było go spotkać przed witrynami różnych sklepów, w których obserwował
własne odbicie. W domu matka pozasłaniała mu lustra, więc już o świcie
opuszczał domowe pielesze, by móc dowartościować się własnym wyglądem.
– Macie pincetę? – spytałam.
– Ja mam pęsetę – odparła dostatecznie dobra
Kunia.
– A masz może małe szczypczyki o sprężystych
ramionach? – doprecyzowałam.
– Proszę – Kunia pogrzebała w torebce i podała mi
narzędzie kosmetycznych tortur.
– No to huzia na Józia! – zarządziłam.
Wespazjan sam z siebie wpadł w zasadzkę. Wepchnął
się w nasz ogonek, rozsuwając niby delikatnie Lwinkę i stojącą przed nią
Balbinę, po czym zaczął przeglądać się w sklepowej szybie. Natychmiast dałam
znak do ataku. Dziewczyny chwyciły go za ręce, Kunia podcięła mu nogi, a
pozostałe kolejkowiczki przydusiły go do trotuaru ciężarem swych obfitości
okraszonych bezcennym srebrem włosów.
– Masz włosy w nosie! – oskarżyłam niechluja.
– Co? – wyjęczał przerażony Wespazjan.
– W takim stanie nigdy nikomu nie dasz buzi buzi.
– Ale mnie nikt nie chce całować – żalił się, jakby
leżał na kozetce u psychoanalityka.
– Nawet nie masz szans dosłyszeć takiej propozycji.
– Auu! Ałł! Auł!
Hipsterskie okrzyki były reakcją na stanowcze
ruchy szczypczykami. Mimo że nie pastwiłam się i czynności kosmetyczne
wykonywałam szybko, to brzydal wił się okrutnie, wykrzywiając twarz. Tak, to
lico nie miało szans na najmniejsze buzi buzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz