– Jakie ja mam muły! – chwaliła się Kunia. –
Gdybyście widziały, jakie mam stalowe muskuły!
Nadal było mroźno, więc mimo interesującego
początku, nie mogłyśmy prosić dostatecznie dobrej Kuni o okazanie tkanki
mięśniowej. Oczekiwanie na przyjazd furgonu z piekarni, dowożącego świeże
pieczywo z nocnego wypieku, jest dość monotonne, dlatego wykorzystujemy każdą
okazję do uatrakcyjnienia tego czasu. Dziś jednak było to niemożliwe. Zbyt
zimno.
– Wyciskasz? – spytałam.
– Tylko łzy.
– Jak to?
– Bo życiową sztangę obciążam emocjami. Dlatego
jestem taka wyrobiona. Znaczy muły mam wyrobione.
– Kurka wodna! – zaklęła Lwinka.
Spojrzałam uważnie na przyjaciółkę. Owszem, mimo
pozorów była wewnątrz osobą wrażliwą, często poddawała się nastrojom, była też
uczulona na nabiał, mięso z kangura oraz żarłoczne roztocze. Dopadały ją
zmartwienia, westchnienia, a ostatnio coraz częściej zmarszczki. Trzeba było
podpowiedzieć jej inną formę dźwigania kłopotów.
– Mam silny brzuch – oznajmiłam. – A to dlatego,
że jedyne uczucia, na które sobie pozwalałam, to śmiech.
– Nie wierzę – Kunia była niewierząca, więc jej
odpowiedź nie zdziwiła żadnej z nas.
– Ja mam łaskotki – stwierdziła z głupia frant
Balbina. – Gilgotki, giglanie, smyranie po stopach, dmuchanie w pachy… Ech,
życie jest śmieszne.
– Mnie bawi najbardziej komizm sytuacyjny –
stwierdziłam. – Wówczas włącza mi się kaloryfer na brzuchu.
– Pinkolisz – uznała Kunia – też dźwigasz sztangę
uczuć, tylko teraz chojraczysz. Wrócisz do domu, to co? Do chrupkiego chleba z
nocnego wypieku będziesz się kielczyć?
– Co cię trapi, Kunia?
– Ach, złapałam fuchę. Szukali studentów i
emerytki, no to się zgłosiłam.
– Masz robotę?
Wnet poznałyśmy przyczynę złego humoru Kuni. Otóż
podjęła się ona podkładać śmiech pod sitcomy. To musiało ją przygnębić. Na
szczęście miałam ze sobą kilka skórek od banana. Ile było śmiechu, gdy
dostawczak wyhamował dopiero na latarni, po prostu nie sposób opisać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz