– Mam ochotę na soczystą śliwkę – oznajmił Władek,
który zaskoczył nas w ogonku przed sklepem na dole, gdzie oczekiwałyśmy na
przyjazd dostawczaka z piekarni.
– Na węgierkę? – zaciekawiła się dobra Lwinka,
której ostatnie wyniki badań krwi wykazały bycze osocze, czyli Egri Bikaver.
– A może na mirabelkę? – uśmiechała się zalotnie
Balbina lat zaledwie 67, ale już o pożółkłej starością oraz ustawicznym
paleniem ćmików cerze.
– Na kąśliwkę – odparł powstaniec.
– Że co? – zdziwiłam się, przeczuwając, że z
odpowiedzi podwójnego AK-owca może wyniknąć draka.
W Wielki Czwartek w polskiej katoliczce coś
obumiera. Tego dnia jesteśmy bezsilne wobec napaści agresywnych Rzymian oraz
uzbrojonych w byle dziabkę Belzebubów.
– Wstałem dziś lewą nogą i nie zamierzam przejść
nad tym do porządku dziennego – potwierdził moje obawy powstaniec warszawski.
– Zrobić ci masaż, przystojniaku? – zaproponowała
Gertruda lat 77.
– Śliwka? – nie wierzyłam bredniom dryblasa z
bardzo nieatrakcyjnym PESEL-em.
– Śliwka kąśliwka – odrzekł ogonkowy intruz, a
potem zahęchał w stronę Trudzi. – Hę? Ty i masaż? Z tipsami wymalowanymi w
dekalog Mojżesza?
– Tej! Spier papier, póki mówię po dobroci! –
uczciwie uprzedziła Kunia. – Ja nie mam długich paznokci, ale potrafię
zadrapać.
– Tej? Patatej! Tylko pyry tak gamonią, hej!
– On mnie zaczyna drażnić – złowrogo warknęła
dostatecznie dobra Kunegunda.
– A ty, Adela? – kontynuował kąśliwkę AK-owiec.
– Co niby ja?
– Tobie wykąśliwię na końcu. Teraz kolej na
Malwinę.
– Oszczędź mnie, błagam… – szepnęła Lwinka. – Ja
cię chyba lubię…, może nawet dostrzegam zalety…, tak… znaczy jestem pewna…
znaczy na 17 procent…
– Nie ma litości, należysz do gangu Adeli! Jesteś
przez nią całkowicie wydrylowana! Nie ma w tobie ani jednej interesującej
pestki!
– To dlatego pod płaszcz założyłeś gang – nareszcie
domyśliłam się powodów jego porannej elegancji. – Na nic twoje awanse, nie
wpuszczamy do kolejki samców.
– My tu swoje seksrety mamy – poparła mnie
lubieżna Dziunia lat 59.
– Adela i jej świeże pieczywo – prychał
prześmiewczo Władek. – Ciotka z nocnego wypieku. Furgonisz się beznadziejnie,
bo codziennie!
– Skuj go – poprosiłam.
Kunia tylko czekała na mój znak, wyciągając zza
pazuchy kajdanki. W tym czasie Lwinka podłożyła powstańcowi nogę, Trudzia się
przeżegnała, a Dziunia go popchnęła, ale przed upadkiem Władka zdążyła obmacać powstańczy
zadek. Postanowiłyśmy wrzucić go na budę dostawczaka, na którego przyjazd
oczekiwałyśmy w ogonku przed sklepem na dole. Nie doszło do tego, bo wcześniej
dostałam SMS od huncwota 2020, w którym przypomniał, że dziś czas na
rozpoczęcie brudnej kampanii.
Tak na poznańskiej Wildzie rozpoczął się okres
zadumy i oczekiwania na ciąg dalszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz