Wraz z dostatecznie dobrą Kunią wzięłyśmy za łachy wikarego, pilnując,
by zabrał ze sobą solidnie zmoczone kropidło. Reszta dziewczyn skupiała się na beznamiętnych
słowach głoszącego kazanie proboszcza. Nam wystarczał duchowny niższej rangi,
pod jednym wszakże warunkiem: chodziło o to, by nie ględził.
– To jest gwałt
– jęczał wikary. – Tak nie wolno. Z tego się nie wyspowiadacie!
– Nie strasz,
łamago – Kunia bezpardonowo popchnęła księdza w stronę ławki przed kościołem.
Siedział na niej huncwot 2020.
– Musisz
wyświęcić prezydenta – zażądałam.
– Dlaczego nie
w kościele?
– Nie mieszaj
dwóch wartości pojęciowych – pouczyła Kunia. – Zajmiesz się teraz cesarzem.
– Nie te myśli
się liczą, które są w człowieku, lecz te, które ujawnia – obwieścił na
przywitanie tomasz.ka 2020.
– Właśnie,
chluśnij prezydenta wodą święconą – rozkazałam. – Wyświęć jego propagandę.
– Nie te
pieniądze się liczą, które się ma, lecz te, które się w oczach innych
przepuszcza – krewniak dotknął kolejnej sfery swojego urzędowania.
– Za to poświęcenie
nie otrzymasz kasy – uprzedziła wikarego Kunia. – Albowiem dzisiejsze
chlustanie robisz dla ojczyzny.
– Nie te ideały
mają znaczenie, które nosi się w piersi, lecz te do których człowiek przyznaje
się przed światem – uznał dostojnik in spe.
– Na co
czekasz? Poświęć wizerunek huncwota.
– Nie mogliśmy
zrobić tego za tydzień? – dziwił się kapłan. – Lany poniedziałek byłby chyba
odpowiedniejszy…
– Dziś jest
ładna pogoda – parskał zmoczony prezydent. – Głupio się przeziębić 1 kwietnia.
Żaden lekarz, by w to nie uwierzył.
– No to
chluśnij go jeszcze za dar przekonywania – poprosiłam.
– Oj tak –
zgodził się krewniak, jednak nie nadając myślom imienia.
Wikary się
spisał, prezydent suszył się w słońcu, my zaś zdążyłyśmy jeszcze na koniec mszy.
Byłyśmy tak zapobiegliwe, że wyminęłyśmy krążącego z tacą kościelnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz