Podchodziłyśmy z dostatecznie niewierzącą Kunią,
ale lubiącą śpiewać Bogurodzicę, Te Deum oraz kilka barokowych kolęd, do
kościoła pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie, gdy
zaczepił nas wikary. Odciągnął na bok, by w pewnym oddaleniu od sznura ludzi
zdążającego na niedzielną mszę przekazać nam instrukcje.
– Ksiądz proboszcz dostał sygnał, że zamierzacie
grandzić – zaczął bez ogródek. – Nie będzie z wami się cackać. Może nawet rzucić
anatemę.
– Twoja w tym głowa, kochasiu, żeby do tego nie
doszło – ostrzegła Kunia.
– Jak to?
– Dobrze uprasowana sutanna, czysta koloratka,
niedawno zrobiony manicure – oceniałam, okrążając wolnym krokiem wikarego.
– Tylko ta koronkowa różowa bielizna nie pasuje –
wypaliła Kunia.
– Co?! Skąd wiecie?
– Leć do proboszcza, smyku – poleciłam. – Powiedz,
że trzymasz naszą stronę.
– Wolę nadstawić drugi policzek.
– Te kulki przeznaczone są dla kobiet – orzekła
dostatecznie dobra Kunia, zimnym spojrzeniem wdzierając się bezpardonowo w oczy
kapłana.
– Dobra, zobaczę, co da się zrobić.
– Po prostu to zrób – zażądałam. – Proboszcz może
podskakiwać tylko na nasz sygnał.
– O Boże – wikary wezwał nadaremno imię Naczelnego
Zwierzchnika.
Weszłyśmy do świątyni, zajmując miejsca w ławie
przy ambonie. Organista naduszał bogobojnie klawisze swego instrumentu, ktoś
wtykał nos w książeczkę do nabożeństwa, reszta ruszała palcami stóp,
zwiększając temperaturę w swoich butach. Kadziło blokowało wejście smogu do
środka, kropielnica lodowato witała nowo wchodzących, wota bez nadziei czekały
na nowych znajomych. Większość oczekiwała na coś spodziewanego, mniejszość była
przygotowana na niespodzianki. W końcu rozpoczęła się msza. Prowadził ją ksiądz
proboszcz. Wstałyśmy, siadłyśmy, klęknęłyśmy, wymruczałyśmy kilka modlitewnych
formułek i w końcu nadszedł czas wspinania się księdza proboszcza na ambonę. W
końcu osiągnął swój szczyt, z góry spojrzał surowo na swoją trzódkę, by w końcu
zacząć kazanie.
– Jezus Chrystus, chodząc po wodzie, dał nam
przykład, że możemy osiągnąć wszystko. Musimy tylko uwierzyć – rozpoczął przemowę
proboszcz.
– To propaganda stąpania po cienkim lodzie –
duchownemu przerwała wywód Kunia.
– Chcesz, grzenico, powiedzieć, że Jezus się
ślizgał?
– Śliskie są interpretacje, a przede wszystkim didaskalia
– poparłam przyjaciółkę. – Ja tu jestem dla miłości. Moczenie nóg jest dobre dla
osób lubiących osiągać cielesne korzyści poprzez pedicure czy inny manicure.
Wikary się zarumienił, proboszcz zapowietrzył, a biskup,
nie wiedząc o tym incydencie ani myślał o anatemie. Prawo kanoniczne nadal funkcjonowało,
Jezus konsekwentnie nie dawał znaku życia, ale problem miłości zawisł w powietrzu,
o czym sumiennie postanowiłam wspomnieć na swoim blogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz