niedziela, 8 września 2013

Hęchaczka.

Był dzień Pański. Niedziela to czas kazań, prostowania osobistych ścieżek i rad na przyszły tydzień. Dziś mocno świecące słońce wytyczyło mi radosną ścieżkę do kościoła. Przyznaję jednak, że zboczyłam, nie docierając na mszę. A wszystko przez Władka lat 97 i jego dwóch kompanów.

Spotkałam ich w parku przed kościołem pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie. Mężczyźni zauważyli mnie z daleka, ukłonili się, wstali z ławki i wyszli na przeciw. AK-owcowi towarzyszli dwaj bezdomni, czyli Zdzisław lat 48 oraz Marian lat 53.

- W tył zwrot, panowie! – obwieściłam na przywitanie. – Idziemy na mszę! Dziś proboszcz będzie mówił o plewach i kąkolu.
- Hę? – spytał Władek.
- Hę? – zawtórowali bezdomni.
- Proszę mi tu nie hęchać! – oburzyłam się. – Nie wolno kaleczyć języczka polskiego!
- Języczka? – zdziwił się powstaniec.
- Hęchacie to mi się w głowie wszystko miesza. Groch z kapustką!
- Kapustką?
- Każdy bezdomny ma hęchaczkę – obwieścił Maryś.
- Ajajaj – zareagowałam na kolejne swoje zdrobnienie.
- Hęchaczka to żadne jaja – poparł kolegę Zdzisiek.
- Że niby co?
- To żadne świństwo – zapewnił Władek. – Hęchaczka nie ma nic wspołnego z łechtaczką.
- Uważasz, że łechtaczka to świństwo?
- Hęchaczka uruchamia się tylko w kontakcie z niewysłowionym pięknem – wyjaśnił Marian.
- To dlatego hęchaliście na moje powitanie?
- Adelo, jesteś przecież ślicznotką – przymilał się mój druh lat 97.
- Ciociu, chodź z nami – poprosił Zdziś. – Przy proboszczu nie wykształci ci się hęchaczka.
- Nie ukrwi – potwierdził Marian.
- Niby dokąd się wybieracie?
- Do parku Jana Pawła II.

Kwadrans potem siedzieliśmy na ławce, drzewa dumnie prężyły się na naszych oczach, komary kąsały, ptaki świergotały. Zaczęłam hęchać. Wtórował mi Władek i dwaj lokalni bezdomni. Zrozumiałam, że w czterech ścianach nikt nie odnajdzie swojej hęchaczki.

1 komentarz:

  1. Ależ ty jesteś podatna na sugestie... I łasa na komplementy..:) No, dobra, na takie dictum kazdy by uległ:)

    OdpowiedzUsuń