sobota, 25 lutego 2017

Zła szajba na dobre czasy

– Uwielbiam pastylki – stwierdziłam. – Jest w nich coś takiego, że najpierw od nich odpycha, ale potem chce się je brać. Tak, lubię prochy.
– Dokładnie – potwierdziła Kunia lat 90. – Nigdy nie brałam tabletek o czasie. Zawsze dzień po.
– Po terminie? – dopytywała się zausznica proboszcza, czyli Gertruda lat 77.
– Teraz bierze się przed – uznała Malwina lat 92. – A nawet zamiast, co też jest jakimś wyjściem.
– Bez tabletek nie ma życia – biadoliła Genia.
– Ustawodawca twierdzi inaczej – zaoponowała Kunia. – Bez tabletek to dopiero będzie życie! Za każdy pomyślny akt chcą wysupłać z budżetu 500 zyla.
– Prawi mężczyźni zaczynają myśleć tak samo – podzieliłam się plotką.
– Jak to?
– Zawsze mieli szajbę na punkcie seksu.
– To oczywiste – przyznała rację Pela lat 83.
– Wymogi współczesności wymagają od nich, by to była dobra szajba. A dobra szajba oznacza jedynie seks uprawiany dla prokreacji.
– A jak do tego mają się prochy? – dopytywała się Trudzia.
– Przekonasz się w najbliższą środę – odrzekła złośliwie Kunia.
– Że niby środa popielcowa?
– Ja nie wierzę, by chłopy zaczęły zajadać się tabletkami – nie dowierzała Balbina lat 59. – No chyba że wycofają z rynku prezerwatywy.
– Dajcie dokończyć mi plotkę – przerwałam bezsensowną wymiane zdań. – Nie zaauważyłyście, że w świecie istnieje dychotomia.
– Że co?
– Piękno nie może istnieć bez brzydoty, Yin bez Yang, czarne bez białego, a dobra szajba bez złej szajby.
– Nie kumam – odezwała się bezradnie Lwinka.
– Zabiorą chłopom gumki, zabiorą im też tabletki, a mimo to nie zwalczą złej szajby.
– Nie?
– Bo coraz większe branie mają babki po klimakterium. Czy teraz rozumiecie, że zła szajba oznacza dla nas dobre czasy?

Dziewczyny pojęły. Od razu zrobiło się nam weselej i jakoś tak z większym optymizmem patrzyłyśmy w przyszłość. Dobrą przyszłość.

poniedziałek, 20 lutego 2017

Nie poznałam się

Od kilkunastu lat nie spojrzałam w lustro. Kiecki szyje mi Malwina lat 92, włoski z nosa wyrywa fryzjerka, a witryny sklepowe obklejone są reklamami – nie tak jak niegdyś. W odwiedziny raczej nie chodzę, więc od wielu wiosen jedynym moim zwierciadłem były oczy Władka lat że ho ho. I okazało się, że one mnie postarzały!

W jego spojrzeniu widziałam siebie tak na oko na lat 60. Być może umarłabym w takim przeświadczeniu, gdyby nie zadzwonił do moich drzwi akwizytor luster. Po otwarciu drzwi zobaczyłam przystojną 50-latkę, do której się uśmiechnęłam, a ona to odwzajemniła.

Chwyciłam się pod boki, ona przyjęła tę samą postawę. Potem kilkakrotnie powtórzyła za mną różne gesty i już zaczęło mnie to niecierpliwić, gdy nagle z boku wyłoniła się twarz cygańskiego akwizytora, który zaseplenił: „Pse pani, kupi pani. Dwie dyski” No to kupiłam. I mam w mieszkaniu dwie twarze.

Jestem jakby mniej samotna.