sobota, 14 lutego 2015

Keks

Dziś mróz bezlitośnie szczypał nasze policzki. Stałyśmy jak zwykle o świcie przed sklepem spożywczym, oczekując na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku. Przestępowałyśmy z nogi na nogę, rozmawiając o kolejnych krokach kampanii huncwota. Zależało nam, by chłopak z naszej dzielnicy został prezydentem kraju. Mnie zależało najbardziej, bo to był mój krewniak. Nie szło o synekury, ale o zwyczajną dumę z nowatorskiego przedsięwzięcia, w której miałam niebagatelny udział. tomasz.ka 2015 miał bowiem zostać pierwszym prezydentem z ciotką.

- W Tłusty Czwartek zrozumiałam, że nie można być pączkiem, jak to jest obecnie z głową państwa - stwierdziła Kunia. - Pan Bronisław wszystkim maśli, co nie wzbudza w obywatelach potrzeby postępu.
- tomasz.ka nie może być drożdżówką - zasępiłam się. - Owszem, jak był dzieciakiem, to rósł jak na drożdżach, ale nie chcę by był okrągły.
- Niech będzie eklerem - zaproponowała Elwira lat 77, która kręciła się blisko przedstawicieli kleru.
- Ekler jest penisowy. Nie jestem wulgarna, bo powinnam inaczej określić rozmiary tego ciacha - zarzekła się Pela lat 83.
- Keks - rzuciła Malwina lat 92.
- Keks?
- Prezydent powinien coś zainicjować - wyjaśniała Lwinka. - Pączek nie położy kamienia węgielnego pod ważną strategicznie inwestycję. Eklerowi zależy tylko na śmietance. Natomiast Keks może założyć akademię.
- Akademię? - zdziwiła się Elwira. - Szkołę należy poświęcić.
- Do Akademii Pana Kleksa uczęszczali jedynie chłopcy o imieniu na literę A - przypomniała Lwinka. - A jak będzie w Akademii Pana Keksa?
- Może to będzie kuźnica dla AA?
- Kuźnica? - dopytywała Elwira. - Hamernia?
- Nie zakład hutniczy, lecz środowisko osób wybitnych - odrzekłam.
- Ale dla AA? - kręciła głową Pela. - Jakich znacie ludzi z imieniem na AA?
- Aaaron?- rzuciłam.
- Szkoła dla Żydów? - zapiała Kunia.
- Akademia - odrzekłam spokojnie. - Akademia Pana Keksa dla AA.
- To już lepiej - uznała moja przyjaciółka. - Z Keksem mogą współpracować rodzynki. Nawet z AA.

I tym stwierdzeniem zakończyłyśmy dyskusję, gdyż zza zakrętu wyłonił się furgon z piekarni. Zaczęłyśmy grzebać w portmonetkach, by przygotować drobne do zakupu świeżego pieczywa z nocnego wypieku. Banknotów nie potrzebowałyśmy, bo akurat ta piekarnia nie dowoziła słodkiego. Zatem na keks jeszcze nie ciekła nam ślinka.

poniedziałek, 9 lutego 2015

Poddusiłam go koloratką

Mężczyzna jest sfrustrowany, gdy pozostaje niewyżyty seksualnie. Dotyczy to wszystkich samców: i tych nagusów, i tych w sukienkach, i tych, co na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie normalnych.

Wredota wikarego musiała mieć podłoże również w braku zaspokojenia płciowego. Stąd jego ataki na myślących inaczej i natrętne myśli o oblubienicach. Doszłyśmy do tego wniosku wspólnie z Kunią lat 90 oraz Malwiną lat 92. Nie wtajemniczałam tym razem w swoje sprawy wszystkich dziewczyn, a w szczególności Elwirę lat 77, gdyż ona za bardzo dbała o poprawne stosunki z lokalnymi placówkami Watykanu.

- Nie jest to do końca w zgodzie z prawem, ale muszę to zrobić - wyznałam.
- Jeszcze żaden chłop nie poskarżył się na moje molestowanie - stwierdziła Kunia.
- Trzeba znienacka zadrzeć sutannę na głowę - planowała Lwinka. - Zróbmy go metodą na strusia.
- Jesteśmy zbyt wyrafinowane - zaoponowałam. - Doły zostawmy dołom społecznym, my skupmy się na szyi.
- Zawsze zastanawiałam się jak koloratka może być biała, a nie kolorowa - zamyśliła się Lwinka.
- Wikary koloratkę ma zwykle szarą, a od wewnętrznej strony jeszcze bardziej popielatą - zauważyła Kunia.
- Chciałabym poprosić was, byście gałgana zagadały - wyraziłam życzenie. - Ja zajdę go od tyłu.

Poszłyśmy do zakrystii kościoła pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie. Tuż przed drzwiami przepuściłam dziewczyny, sama chowając się za barczystą Lwinką. Potem w odpowiednim momencie skryłam się w cieniu holu.
Po chwili usłyszałam głos wikarego.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - przywitał się.
- Niech będzie - odpowiedziała Kunia.
- Czy możemy wszyscy razem klęknąc na klęczniku? - zaproponowała Malwina.
Wikarego to zaskoczyło, ale nie zaprotestował. Tym bardziej, że dziewczny już padły na kolana, zostawiając dla niego miejsce pośrodku. W końcu i on klapnął na klęcznik.

- Ładna figurka - Kunia podniosła oczy na rzeźbę znajdującą się ponad linią ich wzroku. - Mam dwóch podobnych czarnych laufrów. Ustawiam ich na szachownicy - pochwaliła się.
- To nie goniec - odparł dumnie wikary. - To Chrystus frasobliwy.
Chciał jeszcze coś dopowiedzieć, ale ja już zdążyłam capnąć jego koloratkę, zaciskając ją na szyi księdza.
Chwila bezdechu wystarczyła, by dostał erekcji. Wówczas trochę poluźniłam, odczekałam dwie sekundy i znów zacisnęłam. Powtórzyłam tę czynność kilkanaście razy przy wtórze modlitw dziewczyn.
W końcu wikary trysnął...

Zostawiłyśmy wikarego z jego szczęściem i wstydem zarazem. Chrystus frasobliwy pozostał nieprzenikniony. My natomiast wracałayśmy do swych domów z przekonaniem, że zniwelowałyśmy napięcie wikarego i w naszych stosunkach może być już tylko lepiej.

niedziela, 8 lutego 2015

Gałgan w sutannie

Umówiłam się z Władkiem lat 98. Przyszedł do mnie elegancki i pachnący. Na nogach miał sztuczkowe spodnie, zaś pod marynarką błyszczała szara koszula, która zbyt często była traktowana za bardzo rozgrzanym żelazkiem. Pod szyją miał zawiązaną muchę w zielone grochy, na stopach zaś wypastowane buty zimowe. Widok uzupełniało lekko sfatygowane palto, jedwabny szal oraz czapka z norek. Tak odziany AK-owiec podał mi ramię i razem udaliśmy się do kościoła na poranną mszę świętą. Mamy zwyczaj oddawać Bogu, co boskie, co usprawiedliwia nas w tym, że nie rzucamy na tacę. Mamona należy do tego, co cesarskie i nie mamy zamiaru dawać łupić się podwójnie. Wystarczy nam chciwy fiskus. Od Wszechmogącego oczekujemy zaś wyrozumiałości.

Wikary z parafii pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie - w odróżnieniu od swego Mocodawcy - nie jest jednak wyrozumiały. O jego parszywym charakterze wiedzieliśmy od dawna, jednak ostatnio wydawał się być uspokojony. Dawno niczym nam nie podpadł, dlatego dziś jego fanaberia nas zaskoczyła. Jak się okazało nie podobał mu się nasz kandydat na prezydenta. Owszem, tomasz.ka 2015 za nic miał blubry artykułowane z ambony, ale w końcu nadal pozostawał bliźnim duchownego.

Wikary pokazał swoje wredne oblicze podczas kazania.
- Polityk jest dobry dla swych wyborców tylko wtedy, gdy ma dar boży - palnął w pewnej chwili ksiądz.
- Jasny gwint - wyszeptał powstaniec lat 98.
- Dar boży posiada zaś ten, kto ma dwie oblubienice - ciągnął wikary.
- Kurdemol -skwitował Władek. Zrobił to ciut za głośno, bo siedząca przed nami Elwira lat 77 obejrzała się z wyrzutem wymalowanym na twarzy.
- Pierwszą oblubienicą jest kościół. - kontynuował duchowny.
- Łe tam - zareagował zawiedziony AK-owiec.
- Kościół, czyli nasza wspólnota. Bo co to za przedstawiciel narodu, który gdzieś ma nas? Właściwie gdzie?
- W dupie - mój druh odpowiedział po żołniersku.
Tym razem kilka kobiet się obejrzało.
- Druga zaś oblubienica, która dzieli w sposób prawy łoże z politykiem, musi być oblubienicą pierwszej oblubienicy.
- Psiakrew, zaczynam się gubić - pożalił się Władek.
- Czyli oblubienica druga musi oddać pokłon pierwszej oblubienicy. O tak!
Wikary pokazał fotografię, na której oblubienica składa hołd.
- Są jednak tacy politycy, co uciekają przed obiema oblubienicami! Jeden taki nawet należy do naszej parafii!
Przez główną nawę przeszła gwałtowna fala szczerego oburzenia.
- A to gałgan!- oburzyłam się. - On mówi o naszym huncwocie.
- Wpierdolić mu? - Władek zawsze palił się do czynu.
- Wikary przestanie lubić poniedziałki - przepowiedziałam złowróżbnie.

Potem wstałam i ostentacyjnie opuściłam kościół. Powstaniec również się podniósł, lecz wyszedł chyłkiem, przeciskając się przez tłum stojący w lewej nawie.

cdn.