sobota, 3 listopada 2012

Szorstka miłość.

– Uwielbiałam być podrapaną.
Malwina lat 92 znienacka rzuciła dotąd głęboko ukrywane wspomnienie. Stałyśmy – jak zwykle o świcie – w ogonku, gdzie oczekiwałyśmy na przyjazd furgonu z piekarni ze świeżym pieczywem z nocnego wypieku. Zimno rozchodziło się po kościach, a blaknący księżyc chudnął w oczach, ukazując jeszcze pucułowatą twarz tuż po pełni.
– Byłam kiedyś zakochana platonicznie – przypomniała sobie Elwira lat 77. – W szkole podstawowej obdarzyłam miłością Rajmunda lat wówczas 13. To był mały ogrodnik, który powtarzał mi, że rozdrapie mi plecy grabiami. Widziałam w tym głębokie uczucie, ale okazało się, że był sadystą. Na szczęście zakochał się w mojej najlepszej przyjaciółce Florentynie. To jej rozdrapał plecy. Potem kilku innym dziewczynom. Bardzo szybko dostał dożywocie. Długo korespondowaliśmy, ale 8 lat temu przestał pisać. Okazało się, że umarł w więzieniu w Rawiczu. Panie świeć nad jego duszą.
– Dobry Jezu, a nasz Panie, daj mu wieczne spoczywanie – pomodliłam się.
– Wieczne spoczywanie? – zdziwiła się Kunia lat 90. – Dożywocie po dożywociu? Czy to nie jest zbyt okrutne?
– Mężczyzna musi drapać – stwierdziła Malwina – z tymże zarostem. Niekoniecznie grabiami. Facet nie musi być ogrodnikiem. Co mi po jego konewce? Co mi po jego szlauchu? To za mało. Ja wolę zbója. Podniecały mnie zwłaszcza łoża hultajów pokroju Madeja. Ile ja się tam najęczałam!
– Coś w tym jest, że szorstka miłość powoduje nasze najszczersze jęki – przyznała Elwira. – Przecież codziennie jestem świadkiem szorstkiej miłości Boga do księdza proboszcza. Widzę jak nasz pasterz się wije przed obliczem Pana.
– Też lubię chleb powszedni – zgodziła się Kunia. – Ale bochenek musi być dobrze wypieczony. Ksiądz proboszcz jest dla mnie za blady.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała czujnie Elwira, na co Kunia tylko wzruszyła ramionami.
– Nigdy żaden gołowąs mnie nie podniecił – zakomunikowała Lwinka. – Próbowałam z wieloma. W końcu doszłam z typem zarośniętym. To była otchłań piekielna, czarna dziura, z której nie mogłam i nie chciałam się wydostać.
– Z moich doświadczeń wynikało, że mężczyźni z zarostem, wąsem lub brodą, zawsze wolali kobiety wygolone – zauważyła Elwira. – I na odwrót. Ci z mlekiem pod nosem żądali był była zarośnięta.
– Wolali? – uniosłam brwi.
– Miłość musi być szorstka – spuentowała naszą rozmowę Kunia. – Kłuje tylko jedna strona, by uczucie miało czytelny wymiar. Owszem, potem mogą zmienić się zarostem, ale podrapana musi być tylko jedna strona.
– To mówisz, że proboszcz się wije? – dopytałam.

Niestety, Elwira nie była skłonna do kolejnych wynurzeń, a i okoliczności nie sprzyjały, bo akurat podjechał dostawczak z piekarni i kierowca zaczął wyładowywać pieczywo. Trzeba było odliczyć drobne, kupić chleb i wrócić do domu, by zrobić pyszne śniadanie.

piątek, 2 listopada 2012

Kłaść lachę.

– Ale z was lachy!

Stałyśmy o mrocznym świcie w ogonku przed sklepem spożywczym, oczekując na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku, gdy niepostrzeżenie podszedł do nas Ziemowit lat 79 i dość obcesowo zagadnął. Te wypowiedziane przez niego „lachy” nie za bardzo nam się spodobały, co zauważyłam po minach wszystkich moich kolejkowych koleżanek.

– Gdybyś, Ziemowicie, był Ziemomysłem, to może byś bardziej myślał, zwracając się do dam – burknęłam.
– Mysł kojarzy się bardziej z przemysłem – zauważyła Elwira lat 77. – A przemysł zawsze prze. To niegodne!
– Raczej z myślą – zaoponowała Kunia lat 90 – natomiast ty, Ziemowicie, mówisz tylko o witaminach. Wit na końcu twego imienia jest bardzo wymowny.
– Super z was lachy! – powtórzył się Ziemowit.
– Ty, kurde, powiedz coś rozsądnego! – zachęcała Malwina lat 92.
– Ziemowit nie jest chrześcijaninem – zauważyła Elwira. – Ksiądz proboszcz nigdy tak by nie sformułował swoich myśli.
– Nieraz kładłem lachę, a potem na niej się układałem – obwieścił Ziemowit, śliniąc się obleśnie.
– Znam wielu mężczyzn, którzy lubili spać na brzuchu – przypomniała sobie Malwina. – Ja wolałam jednak kochanków, którzy kładli się z przyrodzeniem na wierzchu. Kobieta musi wiedzieć, z kim ma do czynienia.
– To od skali mężczyzny zależy, czy jego czyny będą chwalebne – skonstatowałam. – Weźmy takiego polityka, jednego z drugim. Przecież nigdy nie wiesz, co kryje w rozporku. Jak im zaufać?
– Kładę na szali swoją lachę – powiedział Ziemowit, grzebiąc w swoim rozporku. – Szukam lachy, bo mnie pili. O co wam chodzi?! – wykrzyknął po chwili. – Przecież jest ciemno. Możemy to zrobić w kolejce! No ustawiać się! – wrzasnął. – Jedna po drugiej!
– Czekać lubimy tylko na świeży chleb z twardą skorupką. Nie chcemy pracować na zakwasie – oburzyła się Elwira.
– Ty obleśny zboczeńcu! – oburzyła się Malwina.
– Ziemowicie, nie wprowadzaj koszarowych komend! – odkrzyknęłam.
– Ja cię ugryzę! – obiecała Kunia i padła na kolana.

Przeraźliwy krzyk, który rozległ się po poznańskiej dzielnicy Wilda, obudził niemal wszystkich mieszkańców. Uratowali się tylko ci, którzy mieli w uszach stopery.

W tej sytuacji stopery warto zadedykować wszystkim...

czwartek, 1 listopada 2012

Butapren.

– Co to za głupi pomysł!
Kunia lat 90 wymachiwała płachtą gazety, którą cyklicznie wydawała Rada Osiedla Wilda w Poznaniu.
– Zimno jest jak cholera – zaklęła Malwina lat 92. – Może pokrzyczę z tobą dla rozgrzania?

Stałyśmy przed cmentarzem na poznańskim Dębcu, czekając na Elwirę lat 77, która obskakiwała prawie wszystkie groby zmarłych w ostatnich latach wiernych z naszej parafii, odmawiając przy każdej kwaterze krótką modlitwę.
– Podam ich do sądu! – odgrażała się Kunia.
– Ale o co chodzi? – spytałam, bo jeszcze nie miałam w ręku świeżego numeru dzielnicowej gazetki z dzisiejszego nocnego druku.
– Oszkalowali mnie! – wrzasnęła przyjaciółka lat 90.
– Podaj gazetę.

Po chwili zaczęłam czytać artykuł z pierwszej strony:
– „Niepokojąca duża ilość zgonów na Wildzie na przestrzeni ostatnich 3 lat znalazła swoje wyjaśnienie. Na ulicy 28 Czerwca 1956 r. znaleziono i wyrwano z rąk odurzających się bezdomnych prochowiec należący wcześniej do obywatelki K.K. lat 90. Płaszcz był nasączony butaprenem. Ów zabieg miał na celu pozbycie się przez obywatelkę K.K. niewygodnych sąsiadek. Pożyczała im ona odzienie, po czym odbierała przed samym zejściem ofiary. Choć policja na razie odmówiła zbadania wszystkich wątków sprawy, to my już dziś dysponujemy źródłem, który potwierdził fakt, że w naszej dzielnicy grasowała wielokrotna morderczyni.” Kunia, to niby ty? – zdziwiłam się.
– Dobrze, że Elwira modli się za zmarłych – stwierdziła Malwina. – Przyłączę się do niej, ponieważ boję się tu stać przy Kuni. Jeszcze się ona i do mnie przyklei.
– No, no, no! – pogroziła palcem Kunia.
– Jeżeli jutro rozpoczną robić ekshumacje, to po co zapalałam znicze? – biadoliła Gertruda lat 59. – Po co kupowałam kwiaty, wiązanki i świerk?
– Przecież Henio lat 68 umarł na raka prostaty – przypomniała sobie Kunia. – Po co miałabym mu dawać do wąchania butapren? Zresztą ja używam tylko Kropelki.
– Kunia, a ty w ogóle miałaś prochowiec? – indagowałam.
– Nigdy w życiu! Przecież wiesz, że jestem dresiarą.
– Nie wiem, kto zwąchał tę aferę... I po co? – zastanawiałam się. – Dasz się powąchać?

Powąchałam przyjaciółkę i od razu poczułam w nozdrzach rozpuszczalnik. Kunia przyznała się, że rano zmyła lakier od paznokci. W ten sposób upewniłam się, że śledztwo może być rozwojowe.

środa, 31 października 2012

Fraternite, egalite, merde.

Stałam z kilkoma sąsiadkami przed sklepem i rozmowa jakoś sama zeszła na Wielką Rewolucję Francuską. Zaczęło się od francuskiego pieczywa, potem cięcia wydatków, a skończyło na gilotynie. Zresztą podobnie było już nieraz. Zaczynałyśmy na przykład rozmawiać o pogodzie, chmurach, zasępionym obliczu, dąsaniu się, by przejść do kar cielesnych, jakich mógł doświadczać w dzieciństwie prezes Jarosław Kaczyńskich albo Irena Dziedzic. Innym razem dyskutowałyśmy o kwiatach balkonowych, potem jedna z nas użyła sformułowania „largo”, które przecież mieści się w pelargoniach, a potem to już rozmowa szybko zeszła z muzyki poważnej na klasyczny kształt nosa, jakim mógł się pochwalić dozorca spod ósemki, Lesio lat 55. Tak często się dzieje, gdy kobiety beztrosko plotą.

– Kiedy mój stary jeszcze żył, to mówił, że nadawałabym się na babę dla Dantona. Zresztą do Robespierre’a też bym pasowała – powiedziała Malwina lat 92.
– Dlaczego? – dociekała Kunia lat 90.
– Mawiał, że jako kobieta nie zrozumiem braterstwa i właśnie dlatego pyskuję, gdy on z kolegami wyskakuje na wódkę. Natomiast chwalił mnie za froternite, które wychodziło mi nieźle, bo podłogi pięknie się świeciły – wyjaśniła Lwinka.
– Dziś ze świecą trzeba szukać mężczyzny, który skomplementuje cię za porządek w domu – stwierdziła Elwira lat 77.
– A ja uważam, że egalitaryzm zaczyna się od ścierania kurzów – skontrowałam staroświecką wypowiedź Malwiny. – Także od wynoszenia śmieci, repasacji pończoch i gotowania mleka na gazowej kuchence. Mężczyźni nie powinni się wstydzić wykonywania tych czynności.
– Ja bardzo lubię trzymać w ręku pilota – pochwaliła się Kunia.
– Nie zgadzam się – zaoponowała Elwira. – Nikt tak nie zetnie głowy jak mężczyzna. Kobieta by się wahała, chciałaby zrobić to delikatnie i na pewno odpowiednio nie naostrzyłaby gilotyny.
– Bywałam kiedyś ostra – wyznała Malwina. – To małżeństwo mnie tak stępiło.
– Merde! – zaklęłam. – Te wszystkie hasła to merde!
– Hę? – Elwira nie zrozumiała.
– Fraternite to merde! Poimy się egalite i pochłaniamy łakomie liberte! A co wychodzi na końcu? Merde, merde, merde!
– Adela, przestań merdać – ostudziła moje emocje Waleria. – Chleb przywieźli.

Rzeczywiście, podjechał furgon ze świeżym pieczywem z nocnego wypieku, więc zaczęłyśmy odliczać drobne, by szybko uiścić przy kasie za zrobione zakupy.

wtorek, 30 października 2012

Wnikliwie.

Złapałam się na tym, że ilekroć odwiedzi mnie Władek, to ja przestaję go widzieć. Owszem, majaczy mi się jakaś sylwetka, dochodzą do mnie różne powstańcze zapachy, słyszę bełkotliwy jęk dochodzący z ust 96-letniego flirciarza, ale przestaję zwracać uwagi na szczegóły. Twarzy AK-owca przypatruję się tylko wówczas, gdy powie coś bzdurnego i choć zdarza się to często, to ja dotychczas szukałam jedynie szaleństwa w jego oczach, resztę bagatelizując. Postanowiłam to zmienić, by być bardziej uważną na drugiego człowieka.

Władek zjawił się u mnie sporo przed południem i już od progu żądał gorącego szatana oraz całusa na powitanie.
Zawiesiłam wzrok na twarzy weterana koleżeńskiej relacji.
– Golisz się z backhandu czy forhandu?
– Dlaczego się pytasz?
– Bo lewy policzek masz dobrze wygolony.
– Co mnie obchodzą policzki! Pocałuj mnie w usta!
– Władku, gdybyś był prawy, to na prawym policzku nie zostawiłbyś kosmyków włosów.
– Jakich kosmyków?

AK-owiec ustawił się naprzeciw wiszącego w przedpokoju lustra i z uwagą zaczął przyglądać się swojemu odbiciu. Dzięki temu miałam okazję rzucić okiem na tył powstańca, od szyi po pięty, które odkrył w bamboszach na podobieństwo Achillesa.
– Wspominasz o tych kilku niedociętych włoskach? – piał kogucik na 4 lata przed setką. – O takie bzdety robisz awanturę?!
– Musisz wyprać spodnie, bo masz dwa duże zacieki w kroku. Władku, czy ty trzymasz mocz?
– Nieustannie. Trzymam mocz w kieszeniach. Tak na wszelki wypadek – odpowiedział wściekle, odwracając się do mnie. – Zaczepi mnie ktoś na ulicy, poprosi o mocz do badania, to ja odlewam mu z kieszeni.
– Zwykle mówisz półgębkiem i nie zauważyłam, że zaniedbałeś zęby. Twoja jedyna jedynka zrobiła się czarna. Umówić cię do dentysty? – spytałam z troską.
– Teraz walisz mnie w zęby!
– Do alergologa też się powinieneś wybrać, bo masz przebarwienia na skórze – doradziłam Władkowi. – Myślę, że jesteś na coś uczulony.
– Na głupie gadanie! – Władek znów się obrócił do mnie tyłem, zmierzając do drzwi wyjściowych.
– I dietę zmień. Pięty ci pękają.
– Ja pierdolę! Nie wypiłem kawy, a ciśnienie i tak mi podskoczyło!

No to zaprotestowałam. Nie będzie nikt do mnie przychodził i klął parszywie. Równie wzburzona zatrzasnęłam drzwi za powstańcem, po czym udałam się do kuchni. Wypiłam kawę przygotowaną dla Władka i od razu poczułam się lepiej. Dobrze być osobą spostrzegawczą i wnikliwą. Kobiety zwykle rzucają się do ust mężczyzny, a potem skarżą się, że są podrapane. Ja się nie dam podrapać.
Precz z zarostem!

poniedziałek, 29 października 2012

Władek lat 96 objawił młodszą twarz.

Władek lat 96 nie siedział w spokoju. Siorbał kawę, którą zaparzyłam mu na drugie śniadanie, zajadał się pączkiem, ale zmarszczka na jego czole podpowiadała mi, jak bardzo przejął się niewiedzą, o której chciał porozmawiać. Jak bardzo mu ona zaimponowała.

– Widzisz, Adela, ci bezdomni mają intuicję.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Zawsze wyczują kiedy nadejdzie burza. Nigdy nie widziałem ich w strugach deszczu.
– Może dlatego, że samemu też unikasz ulewy?
– Byle piorun ich nie trafi.
– Co masz na myśli?
– Ich brak myśli popycha ich ku praprzyczynom. Ustawiają się na linii startu, dlatego ciągle są w formie. Przed nimi bieg, dlatego nikt z nich nie stanie na podium, od którego można dostać jedynie żylaków.
– Czy ty nie za dużo myślisz? – powątpiewałam.
– Nie. Właśnie, że nie myślę i zaczynam być z tego dumny!
– Dotąd czułam tylko twoje skarpetki, teraz dodatkowo pachniesz mi ekstremizmem – powiedziałam z obawą.
– Niesłusznie, Adela. Moja intuicja do wczoraj była bezdomna i to był powód, że nie rozumiałem fenomenu bezdomności.
– Znaczy sądzisz, że tylko u bezdomnych intuicja jest pod własnym dachem?
– Otóż to! – krzyknął z radością AK-owiec. – Dziś z samego rana wypisałem się od doktor Pryszcz.
– Zwariowałeś? Grażynka jest najlepszym geriatrą w dzielnicy!

Spojrzałam z troską na powstańca. Wprawdzie Władek nie należał do zbyt chorowitych, ale w końcu musiał od czasu do czasu dostać skierowanie do laryngologa, żeby wyciągnęli mu wosk z uszu. Z głuchym w końcu nie pogadasz, a i on chciał posłuchać świergotu różnych ptaszyn. W końcu nadal był niewyleczonym ze skłonności do flirtu Anonimowym Kobieciarzem..

– Ale chyba gdzieś musisz należeć?
– Zapisałem się do neonatologa.
– Co?!
– Tylko specjalista od niemowląt dotrze do praprzyczyny, dlaczego mam hemoroidy. Dość mam leczenia objawowego.
Ponownie obrzuciłam uważnym spojrzeniem Władkową twarz. Brak myśli naciągał mu zmarszczki, wygładzając niemal stuletnie lico. Intuicja napełniała go radością rychłego dojścia do tajemniczej, bo intuicyjnej gnosis.
– Ty przestań myśleć, Adela – zachęcał szatańsko powstaniec.

Szatańsko? A może anielsko? Jak łatwo w tej niewiedzy można się zagubić...

niedziela, 28 października 2012

Sakrament wtajemniczenia.

– Przeczytałam dzisiaj horoskop dla siebie – przyznała Kunia lat 90, stojąc ze mną oraz kilkoma innymi przyjaciółkami przed kościołem pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie. – Zabłysnę fachowością i szybkością skojarzeń. Będę miała również okazje.
– Na co? – dociekała Malwina lat 92.
– To się okaże.

W tym momencie podszedł do nas wikary. Dziś była niedziela, więc spod sutanny wystawały mu wyświecone buty, koloratka była wymieniona na białą, tylko oddech pachniał sobotnim wieczorem.

– Dziewczęta – zaczął duchowny lat 36 – dziś na kazaniu będę mówił o tajemnicy. O odkryciu sekretu i w ogóle o odkrywaniu.
– Wow! – ścisnęła kolana Elwira lat 77.
– Co za odkrycie Ameryki! – prychnęła Kunia. – Bóg jest. Niczym więcej nas nie zaskoczysz, chłopaku.
– Czy ksiądz przewiduje odkrycia cielesne? – zainteresowałam się. – Elwira, chciałabyś służyć?
– Jeśli ksiądz to uzgodni z proboszczem...
– Przyszłość ma wiele zmarszczek – zauważył katolicki pasterz. – Nie myślałem dotąd o pokazach, ale skoro na uczelniach nauczyciele akademiccy robią na wykładach prezentacje komputerowe, to niby czemu ja nie miałbym użyć żywej duszy? Tylko czy wierni będą przygotowani na sakrament wtajemniczenia?
– Elwira, ty akurat nie powinnaś obnażać się pod amboną – zauważyła Malwina – wszyscy wiedzą, że twój korpus z delicji przynależy do proboszcza.
– Czy ksiądz nie straci tchu? – odniosłam się rzeczowo do pomysłu. – Skoro dziewczyna zaprezentuje swoje zmarszczki w głównej nawie?
– To nie może być porno – zauważyła Kunia. – Dziewczynę trzeba uwędzić w dymie kadzideł. Wtedy będzie niedopowiedzenie dla natchnionych słów księdza.
– To może ty, córko, przyjmiesz sakrament wtajemniczenia? – wikary pytanie skierował bezpośrednio do Kuni.
– Amen – skwitowała Elwira.
– Nagość jest od święta, bo na co dzień chodzimy ubrane – przytomnie zauważyła Malwina.
– Przyjęcie sakramentu wtajemniczenia oznacza bezbronność wobec Absolutu – wyjaśniał wikary. – Jest symbolem całkowitego oddania się Panu.
– Dobra – orzekła Kunia. – Wchodzę w to.

No i Kunia obnażyła się w kościele. Oprócz Pana jedynymi beneficjentami striptizu Kuni byli ministranci, bo wikary tak mocno dmuchał z ambony, że dym z kadzideł wbił się w oczy wiernych, którzy wyszli ze mszy załzawieni. Ja też płakałam. Było mistycznie. Na tyle, że jak wróciłam do domu, to też zrzuciłam łachy, a potem przyglądałam się swemu oddaniu Panu.