sobota, 19 marca 2011

Strzeżcie się obywateli, którym gatki wpijają się w pupę!

Zbliżają się moje urodziny, które przypadają na pierwszy dzień wiosny. Mojej świętej pamięci mamusia Józefina powtarzała mi: „Adela, marcowa dziewuszko, zmień pieluchy braciszkom, a potem opatul ich szczelnie, bo to zimowe chłopaki i lubią ciepło.” Niestety, zarówno Eugeniusz, jak i Benio nie przeżyli mroźnej zimy w 1944 roku, umierając na gruźlicę i dyfteryt.

Wczoraj spotkałam Rafaella Santi. To chłopak nie z naszej dzielnicy, który lubi obłapiać Madonny. Trzeba mu przyznać, że panienki, które głaszcze, są jak malowane, ale ze mną pogrywał inaczej.
– Adela, zagrajmy w tenisa.
– Chłopczyku, z chęcią. Uważam, że ktoś powinien ci złoić pupę – odpowiedziałam.
I wtedy spojrzałam na zad niedzielnego sportsmena. No, nie widzieliście jeszcze takich pokładów nie przetrawionych batonów i czekoladek!
– Grubasku – zaryzykowałam – nie ugrasz ze mną nawet jednego gema. Ale lubię cię, dlatego przyjmiesz po meczu moją radę.
– Tak, proszę cioci?
To na co dzień jest grzeczny maminsynek lat około 40, więc zastanowiłam się, co wzbudza w nim taką żądzę czynu. I wtedy przypomniałam sobie, że w Polsce najbardziej aktywni są mężczyźni, którym gatki wpijają się w pupę.
– Będę grała w antygwałtkach – zarzekłam się na wszelki wypadek, bo nigdy nie wiadomo, co siedzi w głowach graczy.


Do tematu wróciłam dziś, gdy odwiedził mnie mój druh, czyli Anonimowy Kobieciarz lat 95, znaczy AK-owiec o imieniu Władek.
– Druhu mój kochany – zaczęłam uroczyście. – Czy tobie gatki też wpijają się w pupę?
– Adela, wiesz doskonale, że na czworakach pełzałem w warszawskich kanałach. Sierpień 1944 roku był przesrany.
– Fakt. Hitler miał zbyt przylegające do jego tyłu slipki, a Stalin, który chodził w bokserkach, ubierał modele o rozmiarze S – oznajmiłam. – Za ciasne gatki robią z mężczyn potworów.
– Nie możemy przecież biegać nago – zauważył Władek. – Fujara by nam się zbyt na boki rozbiegała.
– Masz rację, nie mówmy o zbokach. Pogadajmy o tenisie.
– Że co?

Do dzisiejszego protestu przyłączył się mój druh, który razem ze mną sprzeciwił się bezmajtkowemu rozpasaniu Polaków. Jednocześnie położyliśmy wspólnie akcent na gumkę w gaciach, która wpijając się, szcególnie w polityczny zad Polaków, sprawia, że powstają różne ustawowe potworki.
Aha, teraz kilka słów do moich znajomych Madonn. Jeżeli chcecie zobaczyć, jak będę łoić tyłek Rafaella Santi, to lobbujcie za mną we wtorek. Kara smecza dla chłopaczka będzie surowa. Władek lat 95 już dziś wie, ża ma on prze...
Ech, nie używajmy koszarowego języka.

piątek, 18 marca 2011

Nie lubię ludzi, którzy mówią KOCHAM.

Oczywiście zawsze wydawało mi się, że wiem, kiedy mówi się „kocham”, ale dotychczas jeszcze tego nie wypowiedziałam. W końcu mam dopiero 73 lata i sporo przede mną. Dziś jednak otarłam się o to słowo i to wcale nie było przyjemne. „Kocham” potrafi zabić przyjemny aromat kawy, a w sytuacjach ekstremalnych nawet podniecającą nutę Chanel Nr 5 rozsiewaną z kobiecego nadgarstka lub zza wścibskiego ucha panny, mężatki lub wesołej wdówki.

Władek lat 95 przysiadł się do mnie siedzącej u boku długiego stołu kuchennego i zaczął żłopać przygotowaną przeze mnie kawę, do której dodałam dziś cynamonu.
– Jezu! – wykrzyknął. – Jak ja kocham tę kawę!
– Jak?
– Niemożebnie!
– To paskudnie z twojej strony, królu archaizmów.
– Że co?
– Znasz język polski?
– Od urodzenia – powiedział chełpliwie Anonimowy Kobieciarz lat 95.
– Kim jest zatem cham?
– To gbur? Łajdak? Impertynent?
– A gbur na łopatkach?
– Obiekt specjalnej troski?
– Właśnie! To cham, któremu sędzia w pierwszej instancji orzekł KO. Zresztą drugiej instancji na ringu nie ma, chyba, że cham się wkurzy i powali sędziego. Ale wtedy sam jest skończony. Rozumiesz?
– KO-cham! Proste jak trąbka Eustachiusza.
– Władku, jest ci źle?
– Nie. Po prostu idzie wiosna i czuję, że muszę znów ci się oświadczyć.
– To dlaczego krytykujesz moją kawę?
– Przecież powiedziałem, że ją kocham.
– A ja ci wyjaśniłam, kim jest KO-cham. Dlatego muszę uprzedzić cię, że twoje konkury zakończą się klęską, która jednak będzie twoim moralnym zwycięstwem. Przecież nigdy z moich ust nie usłyszysz „KO-cham”.
– Adela, ty to potrafisz kulturalnie odprawić absztyfikanta – ucieszył się AK-owiec.

Władek powrócił do radosnego siorbania kawy z cynamonem, a ja w duchu zaprotestowałam przeciw wszystkim wyznającym miłość chamom. Proponowana wiosną kooperacja to operacja, która musi zakończyć się KO.

czwartek, 17 marca 2011

Klątwa Prącisława.

Prącisław naokrągło chodził po prasłowiańskiej osadzie z interesem na wierzchu, więc nie jest dziwne, że jego skołowany syn Piast został kołodziejem. Gall Anonim łaskawie zgodził się przekupić i za 120 srebrników (inflacja) nie uwzględnił Prącisława w historii najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Jak wyglądałoby to językowo, gdyby urząd się nie piastowało, lecz prątkowało? Kim byśmy mieli się chwalić przed światem? Prącim Wałęsą? Tragicznie zmarłym Prącidentem? Dlatego dobrze się stało, że po Popielu ostała się gumka myszka i Gall Anonim wymazał Prącisława z kart polskiej historii. Ktoś jednak zataił przed kronikarzem klątwę ojca Piasta – który przeczuwał swoje wymazanie z historii, patrząc z zazdrością na zakręconego syna Pomazańca – a on sam nie dotarł do źródeł historycznych i dopiero teraz sprawa ujrzała światło dzienne.

Mieliśmy poważne miny, a głowy były wtulone w ramiona. Najbardziej strapiony był Prezydent 2015, dlatego staraliśmy się go z Władkiem lat 95 pocieszyć.
– Może klątwa Prącisława dotyczy tylko władców dynastycznych?
– A ten fragment? – żachnął się huncwot, cytując przepowiednię Prącisława. – „Po prąciu poznacie króla, bo z niego musi być Ce Cha, a cecha ta przytłumi mu rozsądek, żądze wszelakie przedkładać będzie nad dobro swego plemienia, a trwać to będzie póty władcom nie wykastruje się libido”. I ja mam w tym uczestniczyć?
– Nie musisz się zgodzić na kastrację – zauważył rozsądnie Władek.
– Na to żaden prezydent się nie pójdzie, ja też nie jestem szaleńcem. Mi przed oczami staje inny problem: mam być kolejnym ce cha na szczycie władzy?
– Może można jakoś zdjąć klątwę Prącisława? – spytałam.
– „Jeżeli gabaryt prącia władcy nie będzie satysfakcjonujący – kontynuował czytanie tomasz.ka 2015 – to może zrzec się tronu, ze swym malutkim prątkiem oddając się sztuce.” Czyli moją jedyną alternatywą jest gruźlica! Miałbym pluć krwią i szczeznąć w przytułku?
– To może uczyń słabość siłą? – zaproponowałam.
– Niby jak?
– Przyznaj przed społeczeństwem, że jesteś ce cha, ale nie byle jaki ce cha.
– Elektorat tego nie kupi – huncwot zareagował sceptycznie.
– Kupi – przekonywałam Prezydenta 2015. – Ludzie zwykle wiedzą, że ce cha to ce cha, oddając głos na podobnego sobie. Powiem więcej: Polacy są gotowi wielbić ce cha, ale muszą poczuć jego szczerość.
– „A lud brać będzie przykład ze swego władcy, bo to jego cecha.” – tomasz.ka zakończył czytanie przepowiedni Prącisława.

Pokiwaliśmy zgodnie głowami, wcale jednak nie będąc usatysfakcjonowani wynikiem rozmowy. Klątwa Prącisława nas przybiła. Mnie osobiście tak mocno, że w akcie sprzeciwu nigdy bym nie przyznała Prącisławowi obywatelstwa polskiego. Mam nadzieję, że żaden ce cha z parlamentu nigdy nie wystąpi o jego rehabilitację.

środa, 16 marca 2011

Balcerowicz musi odejść. Na emeryturę.

Kiedyś każdy miał łyk świeżego, czystego powietrza, dziś natomiast mamy telefony komórkowe i jest to argument przytaczany przez różne media oraz zainteresowanych materialnie ekspertów na to, jak obecnie jest świetnie. Stado owiec podążających za przekonującym baranem stoi u wrót rzeźni. Najważniejsze pytanie brzmi jednak inaczej: kto tak naprawdę jest baranem? To pytanie nurtuje niemal każdą owcę, choć przyznaję, że tuż przed rzeźnią możnaby znaleźć sensowniejszy problem do ostatecznych rozmyślań.

Dziś o emeryturach zapragnęłam porozmawiać nie tylko z Władkiem lat 95, ale też z Prezydentem 2015. Jego głos w tej dyskusji powinien nadać ton ekonomicznej stronie naszej przyszłej kampanii wyborczej.
– Co sądzicie o OFE?
– Ja posiadam tylko jeden filar – odpowiedział Władek. – Jest prężny, gotów do działania i mam go w zasięgu ręki.
– Milcz, stary świntuchu – stalowym wzrokiem kategorycznie nakazałam AK-owcowi cofnąć rękę z rozporka.
– A fe – powiedział tomasz.ka, zagryzając wypowiedź pączkiem.
– Widzisz – zwróciłam się do powstańca lat 95. – Nawet nasz primus inter pares cię skarcił.
– Nie, wcale nie – zaoponował huncwot. – Ja tylko podchwyciłem temat o II filarze.
– Ci cię tak zniesmaczyło?
– Niemal każdy ekspert z tytułem profesora, który w mediach zabiera głos, siedzi w radzie nadzorczej towarzystwa ubezpieczeniowego. Natomiast minister finansów, choć jest antypatyczny i językowo nie nadanża, a przecież profesor powinien w sposób prawidłowy nadążyć za meandrami ojczystej mowy, postanowił rozliczyć z efektów działania towarzystwa, które ubezpieczają przed wszystkim swoją kieszeń.
– Czyli chromolić Balcerowicza? – spytał Władek.
– Jak to jest, że przez kilka lat więcej zarobiły nisko oprocentowane obligacje skarbowe niż pieniądze, które odkładamy na swoją emeryturę? Dlaczego agent ubezpieczeniowy, który przepisze cię z jednego towarzystwa do drugiego zarabia za ten fakt kilkaset złotych? Jeżeli takie pieniądze trafiają do kieszeni pionka, to ile z naszej przyszłej emerytury płacimy prezesom i ludziom z rady nadzorczej?
– Zaraz, zaraz – przerwałam wywód Prezydentowi 2015 – to pachnie populizmem. Ja wprawdzie się cieszę, bo na moją emeryturę ZUS-owi powinno wystarczyć i urzędników po zmianach w rozdziale składki emerytalnej przybędzie, co ograniczy bezrobocie, ale mówi się, że ZUS to bankrut.
– ZUS to państwo, ciociu.

I jestem w kropce. Przeciw komu zaprotestować? Pomachać groźnie szmatą przed gębą Balcerowicza i jego FOR (Forum Obywatelskiego Rozwoju), które jest dotowane także przez pewne towarzystwo ubezpieczeniowe, czy spoliczkować największego bankruta wśród obecnych ministrów? Chyba przemyślę to na balkonie. Gołębie znów mi go zasrały.

wtorek, 15 marca 2011

O plemniku.

– Jak to z czego składa się plemnik? – zdziwił się Władek.
– Och, głuptasku. Osoby duchowne skupiają się na pierwszej sylabie i plecą te swoje ple ple, przy okazji plując na wiernych trzema literkami. Natomiast fantaści są skłonni w plemniku zobaczyć Lema, buchalterzy Naczelną Izbę Kontroli, pijacy klina, wielbiciele „W pustyni i w puszczy” Nel od Stasia Tarkowskiego, zaś koneserzy blondynek len, bo kojarzy im się z kolorem włosów cycatej wybranki..
– Dlaczego cycatej?
– Bo brak biustu nawet tlenionej blacharze nie pomoże – wyjaśniłam.
– Jasne! Wie o tym nawet Ken od Barbie.
– Czujesz cza-czę, Władku – pochwaliłam swojego 95-letniego druha.
– Nieprawdopodobne, że to wszystko można wziąć z plemnika.
– Nie wszystko. Plemnik jest pojęciem o wiele szerszym, niż myślisz. Ma także aspekt międzynarodowy. Na przykład tacy Koreańczycy są skłonni zobaczyć tam Kima.
– Kim Ir Sena czy Kim Dzong Ila?
– Obaj mile podchodzili do plemnika jako leku.
– Zaraz – zastanowił się AK-owiec – Czy plemnik nie jest też swoistym akumulatorem, bo chyba jest spokrewniony i blisko mu do klem?
– Najlepiej wiedzą o tym w Pile!
– Jednak dla wielu historia plemnika stanowi plamki na honorze – powątpiewał powstaniec.
– Tylko u tych, co używają deklinacji. Nie martw się o nich, bo ponadto poszli na lep ortodoksyjnych postaw sprawiedliwych w ich mniemaniu ojców.
– To znaczy, że im nie staje plemnika tylko kapie?
– Z lima też im kapie.
– Lima? Wmieszłaś w to nawet Peruwiańczyków ze stolicy?
– Plemnik nie zna granic.
– Nie no, dość tych lip! – żachnął się Władek. – Nie wierzę, że plemnik ukryty w cieczy podobnej do mleka może być czymś tak ogromnym jak Droga Mleczna!
– Zdziwiłbyś się, kochasiu.

I zostawiłam Władka sam na sam z jądrem problemu. Sama zaś poszłam umyć filiżanki po wypitej kawie. I kiedy tak stałam nad zlewem, to pomyślałam, że co za plemnik dotarł do macicy mojej mamusi, że ja jak ten Kali stoję niewolniczo nad garami i je zmywam! Zatem zaprotestowałam i zmyłam głowę AK-owcowi.

poniedziałek, 14 marca 2011

O poezji.

Wiersze piszą ci,
co nie gimnastykują się,
nie podnoszą hantli,
nie rozciągają sprężyn,
i których garb poezji
WYWYŻSZA.

Wiersze czytają ci,
co nie znaleźli siebie
ani w porannej musztrze,
ani w wymachach rąk,
a ich z trosk i łez smarki,
PONIŻAJĄ.

Wiersze pożytkują ci,
co znają cierpliwość papieru,
lecz żal im podetrzeć tyłek
jenem, choć spadł na pysk.
A najlepsze haiku świat wkrótce i tak
SPŁUCZE.

niedziela, 13 marca 2011

Czy bezwstydne cywilizacje upadają?

Zaprawdę, powiadam wam, nikomu nie będzie lekko. Wprawdzie nowe przyrządy łazienkowe będą o większej nośności, lecz nasza lekkość bytu przybierze na wadze zwłaszcza przez chipsy, kurczaki z rożna, hot-dogi, nic nie warte bułki z papierowym mięsem oraz inne śmieci w kolorowych opakowaniach. Ale to nie z tego powodu będziemy odczuwali wstyd. W końcu wśród grubasek kobieta z nadwagą to zgrabny chudzielec. Zatem z powodu tuszy nadal może być nam lekko, natomiast wstydzić nas będą sprawy intymne. Tak było, jest i będzie.

Jestem kobietą odważną, która tematy przez innych omijane szerokim łukiem podejmuje w sposób bezpośredni, szczery i bezkompromisowy. Z tej przyczyny Władek lat 95 poplamił dziś kawą nie tylko swoją koszulę, ale i mój rzutnik w salonie, który kupiłam niemal trzydzieści lat temu w Cepelii przy Starym Rynku w Poznaniu. Wszystko przez to, że kawę w w niedziele i święta podaję gościom w salonie. A stało się to tak:
– Władku – znienacka zaczepiłam AK-owca – młodzi ludzie w okresie dojrzewania bardzo interesują się swoją seksualnością.
– I to im nie przechodzi aż do emerytury, a niektórym nawet do śmierci – zauważył powstaniec.
– W naszym wieku powinniśmy raczej teoretyzować – powiedziałam z wyrzutem.
– Adela, ty się nie odcinaj od korzeni!
– Że niby co?
– Noc Kupały, prasłowiańskie podmacywanki, dziuple bartników...
– O! Właśnie o tym chciałam porozmawiać. Dziewczęta i chłopcy w różny sposób eksplorują swoją seksualność. Rzekłabym, że młodzieńcy czynią to ekstensywnie, a rozkwitające polne kwiatuszki intensywnie.
– Nie rozumiem.
– Wy bardziej na zewnątrz, a my do środka. Władku, nigdy nie bawiłeś się w hot-doga?
Właśnie w tym momencie nastąpiła wspomniana wcześniej katastrofa. Cieszyłam się, że AK-owiec nie pluł w stronę dywana. Poklepałam druha po plecach, on jeszcze trochę pochrząkał, dopił resztkę kawy, wstał i obwieścił z emfazą.
– Adela, bezwstydne cywilizacje zawsze upadają.
– Może weźmiesz ze sobą dwa pączki?
Władek stanął niezdecydowany, po czym przyjął ode mnie poczęstunek. Trzymając je w dłoniach przez chwilę się zastanowił.
– A wiesz, Adela, że te pączki dobrze leżą w rękach?

Zamknęłam drzwi za AK-owcem, w duchu protestując przeciw Władkowej hipokryzji. Przecież to nie brak wstydu zabija cywilizacje, ale zwiędłe libido. Dlatego postanowiłam napisać jutro przyczynek do historii świata. Traktat zatytułuję „O wędrującym plemniku”.