sobota, 25 września 2010

O wizji, telewizji i niepokojącym proroctwie.

Każdy z nas ma swoje małe cele, monstrualne plany i sprytne strategie. Ale odkąd Polska wstąpiła do Unii Europejskiej i w gospodarce zaczęto wdrażać systemy ISO, HACCP oraz inne potwory, to firmy postanowiły wytyczyć, a potem dążyć do osiągnięcia dalekosiężnych wizji. I tak na przykład przedsiębiorstwo produkujące obrusy z ceraty tak będzie deklarować swoją wizję: NIE DAMY PLAMY, natomiast spółka jawna „Achilles” sprzedająca skarpetki z 95% zawartością bawełny za hasło przewodnie będzie miała NIE ZNAJDZIESZ DZIURY W CAŁYM.

Dziurę w całym znalazłam przy okazji wizyty Władka lat 94. Zaczął znienacka perorować na nieinteresujący mnie temat, ale robił to tak dziwnie, że musiałam jego przemowę opatrzyć tym wstępem.
– Wiesia lat 55 mieszkająca w mojej klatce w kamienicy przy ulicy Krzyżowej (tu Władek przekrzywił głowę w prawo) zakupiła na Rynku Wildeckim 2 kilo pyr. (Zawiesił na chwilę głos i wybałuszył oczy). W domu okazało się, że były wśród nich dwie zgniłki. (Przekrzywił głowę na lewo). Towarzyszyłem Wiesi lat 55, gdy ta poszła z reklamacją. (intonacja Władka zapowiadała kulminację przekazywanej informacji), ale sprzedający nie dał się przekonać (zrobił surową minę, głowę przekrzywiając ponownie w prawo), że to jego zgniłki. (Wprawił głowę w ruch wahadłowy). Wobec tego Wiesia lat 55 znalazła zgniłą pyrę na straganie i rzuciła ją w głowę sprzedającego. (Władek wbił przenikliwy wzrok w moją twarz). Czy miała do tego prawo? (Głowa znieruchomiała)
– Władek, o co ci chodzi? – byłam zdezorientowana.
– Trenuję. Chcę zostać reporterem telewizji dzielnicowej.
– Ale w telewizji pracują ludzie młodzi. I ładni – dodałam złośliwie.
– Mam słuszny wzrost – zaoponował Władek lat 94. – Mam także wizję.
– Taa...? Jaką?
– ŚWIEŻOŚĆ I SOCZYSTOŚĆ W KAŻDYM TELEWIZORZE!

No cóż, na pewno Władkowi w wieku lat 94 udało się odnaleźć swoje ISO. Może kiedyś zdecyduje się też na HACCP, wówczas stanie się również higieniczny. Zresztą nie tylko on. Cały kraj zmierza ku zasypaniu dziury w całym. Ku wyrugowaniu zgnilizny. Ku soczystemu i świeżemu przekazowi. Tylko że wtedy nie będę miała przeciw czemu protestować. A ja bez protestu stracę swoją Adelowatość.

Dlatego protestuję: Ideały precz!

piątek, 24 września 2010

O dopawlaczach.

Ostatnio bardzo dużo mówi się o dopalaczach. Że takie groźne, że odbierają rozum, czasem życie, a ja znam przypadek, który spowodował euforyczne nawrócenie się na wiarę katolicką pod wpływem dopalaczy. Wyspowiadanie się, wzięcie udziału w mszy świętej i przyjęcie komunii świętej przez delikwenta. Niestety, entuzjazm neofity skończył się z chwilą działania specyfiku. I tak historia o działaniu dopalacza, nie mogąc służyć za budujący przykład, trafiła do pawlacza.

Sprawa mnie poruszyła w momencie, gdy poprosiłam Władka lat 94 o pomoc. To wysoki szczun, który w warszawskich, powstańczych kanałach musiał brnąć w pozycji pochylonej, dlatego z radością wyciąga ręce ku górze, wyprostowując kręgosłup. Ja wykorzystuję ten fakt, gdy muszę schować stare klonkry do pawlacza.
– Adela, po co chowasz łyżwy?
– Bo to hokejówki. Tracę linię, gdy zakładam ochraniacze. Nie dość, że przypominam misia kuleczkę, to jeszcze jestem zbyt wolna.
– Hokej to szybka gra. Trzeba mieć refleks i kondycję, dlatego ja zawsze grywam na bramce.
– Chcę nabyć figurówki. Są bardziej finezyjne. Piruety, kroczki, no i skoki. Myślę, że będę świetna w Ritbergerze, ale boję się Axel’a.
– A żelazko? Po co chowasz żelazko?
– Bo razem z kreacją na lód zakupiłam nowe żelazko. Stare by przypaliło mi falbanki i inne fikuśności odważnej kreacji.
– Adela, przebierz się. Chcę cię zobaczyć!

Mężczyźni są jak dzieci. Chcą tu i teraz. Rozkapryszone bachory, tyle tylko, że z wykształconymi narządami płciowymi. Chwyciłam do ręki nowe żelazko i z groźną posturą wyprosiłam grzecznie Władka z mieszkania.

Prawdziwymi dopalaczami są nowe pomysły. Zapalamy się do nich, a one odpłacają się nam hojnymi garściami animuszu. Wtedy zapominamy o dopawlaczach. A dopawlacze najlepsze są na długie zimowe wieczory. Przecież ile sukienek wyprasowałam starym żelazkiem, ile guzów ponabijałam, ile parzących wspomnień ma stare żelazko. Albo hokejówki i moje życiowe ślizgi, czy też walizka z pożółkłymi moimi niewinnymi aktami z końca lat 50. Dopawlacze to najlepszy protest dla dopalaczy.

Bo w dopawlaczach jest MOC.

czwartek, 23 września 2010

O mądrości, czyli co ma feler do fąfusia.

Wiadomo, że mądrość jest brakiem głupoty. Tak jak niewinność jest brakiem grzechu, a odwaga brakiem strachu. Zatem mądrość jest po prostu brakiem lub wybrakowaną głupotą. Zaś wybrakowana głupota jest bublem, dlatego spokojnie możemy stwierdzić, że mądrość jest felerem. Każda mądra kobieta to wie. Ot, żadna tajemnica, czy sekret masoński. Taka życiowa gnosis. Nic więcej.

Weźmy Władka lat 94. Cieszył się jak dzieciak, gdy wymyślił niby-aforyzm. Niby-aforyzmy Władka to od lat 17 moje utrapienie. Bo Władek lat obecnie 94 złote myśli zaczął klecić w 1993 roku. Naszło go jednego wieczora i natchnienie od tamtej pory dopada go zwykle po podwieczorku.
– Adela, Adela, mam znowu złotą myśl! – z tym wesołym krzykiem wpadł wczoraj do mnie na kolację.
– To feleruj, kochasiu.
– Że co?
– Referuj, fąfusiu.
– Fąfusiu?
– To zamieszanie w mojej głowie spowodowane jest oczekiwaniem na twoją myśl. Feleruj, o złotousty!
Władek lat 94 spojrzał na mnie podejrzliwie, bo moja kpina była zbyt czytelna, ale zrobiłam słodką minkę i z udawanym niezaspokojeniem czekałam na feler Władka.
– Matki, żony i kochanki – wszystkie były kiedyś szczepione na świnkę.
Chciałabym w tym momencie widzieć wasze miny. Ja musiałam mieć podobną, ale nie udało mi się odegrać tego wyrazu twarzy przed lustrem. Zawsze głośno wzdychałam i zwierciadło zaparowywało się...

Mądrość jest także źle spożytkowanym pomysłem. Po żytku ma się przecież różne pomysły, ale zwykle są one złe, czyli nierealne. Dlatego podejrzewam, że Władek lat 94 inspiruje się różnymi domieszaczami, które dają pomysły, ale ich aromat zabijany jest przez zapach kawy. Bo Władek niby pija kawę, ale co jest w środku filiżanki, Bóg raczy wiedzieć.

Dlatego ja protestuję przeciw mądrości, bo ona jest tylko efektem domieszaczy i przez to mądrość wprowadza zbyt dużo zamieszania. A komu zależy na zamieszkach?

środa, 22 września 2010

O łokciach, obcasach i roztaczaniu uroku.

Roztaczanie uroku kobietom najlepiej wychodzi w krajobrazie górskim lub na prześcieradle. W każdym razie na wyciągnięcie ręki muszą być roztocza. Albo piękne schrony poradzieckie w linii Mołotowa znajdujące się w Roztoczu Wschodnim, albo sytuacja, gdzie rolę gra naskórek lub napletek, który przecież też ma naskórek będący wielkim przysmakiem roztoczy. W jednym i drugim przypadku liczą się wysokie obcasy, które damską łydkę szlachetnie wysmuklają i powodują, że prześcieradło staje się parkurem, na którym nierzadko odbywają się zawody WKKW.

Kobiety najlepiej roztaczają swój widok korporacyjnie, gdyż z tłumu asystentek i sekretarek najłatwiej wybić się poprzez wysoki obcas, podbicie kopyta oraz prosty szew pończochy biegnący wzdłuż nogi. Od pięty do mroku spowijającego pośladek, jaki daje cień kusej spódniczki. Urok najlepiej roztaczającej obcasowe wdzięki kobiety chwytany jest w locie przez prezesów, dyrektorów i kierowników. W smutnej ciszy zaplecza, magazynu, czy pakamery jest też kontemplowany przez szeregowych pracowników, a potem wizualizowany w fantazjach podczas kontaktu ze Zdzisią lub Czesią na płaskiej podeszwie.

Wiem coś o tym, bo Władek lat 94 zaskoczył mnie wczoraj swoją prośbą.
– Adela, załóż te pantofelki na wysokim obcasie!
– Ale po co?
– Bo tak intensywniej roztaczasz swój urok.
– To niewygodne, daj spokój, Żużu lat 94.
– Nie po to rozpychałem się łokciami, by cię zdobyć, żebyś teraz stroiła fochy!

Oczywiście zrobiłam awanturę Władkowi lat 94, bo tak dżentelmen nie zachowuje się na prześcieradle. I choć już dawno straciłam złudzenia co do elegancji Władka w codziennym obyciu, to jednak cały czas mnie to razi. W każdym razie Władek lat 94 uświadomił mi, że żeby zdobyć korporacyjną kobietę na obcasach, mężczyzna musi rozpychać się. Łokieć absztyfikanta ma być twardy, żelazny i bezkompromisowy, zatapiać się w sadle konkurenta, znienacka wyłazić bokiem i w ogóle być czujnym. Łokieć ważny jest też na prześcieradle, bo przecież skoro kobieta jest już na obcasach, to w rewanżu mężczyzna powinien być aktywny.

No i przeciw braku aktywności ja zwykle protestuję. Ale dziś mi się udało. Dziś Władek lat 94 ubrał buty na obcasach.

wtorek, 21 września 2010

O pasji, czyli braku synchronizacji.

Władek wrócił z zawodów żużlowych cały umorusany. Wnuk jego siostrzeńca Stefana, Mietek lat 25 dotrzymał słowa i pościgał się z Władkiem po oficjalnym meczu żużlowym. Gdy Władek lat 94 wrócił wyglądał na starego Murzyna lat co najmniej 102. Był cały czarny, ale w jakiś sposób wzbudziło to we mnie czułość.
– Och, ty mój Żużu!
– Adela, niby masz kask na głowie, niby dostajesz kręćka, bo stadiony są niewielkie i obracasz się jak bąk w kółko, ale w tobie wszystko rośnie. Twarz jest czarna, wątroba i nos sine od alkoholu, ale serce krwiście czerwone.
– Ach, Żużlu!
– Żużel ma dużo wspólnego z szachami.
– Oj, Żulu!
– Sędzia dający znak startu ma flagę w biało-czarną szachownicę!
– Och, Żużu! Och, ty moja roszadko! Mój gambiciku ty!

Zrozumiałam, dlaczego górnicy mają takie wzięcie. Obmywanie zabrudzonych, męskich ciał po bohaterskim znoju może być szalenie ekscytujące dla doświadczonej kobiety. Nie dla nas sterylność, nie dla nas „ą” i „ę”, nie dla nas dezynfekcja strzyków. Pasja nie jest pasją, gdy nie ma w niej odrobiny ześwinienia. Czyż nawracanie pogan na wiarę chrześcijańską nie jest kontaktem z pogrążonymi w lubieżności ludzkimi świniami? Przecież gdzie Cyryl, tam i e-Metody, a w internecie same świństwa. Czyż nie są świńskie koncerty kameralne? Wiemy przecież wszyscy z czego robione są smyczki. Czyż nie jest ludzkim ześwinieniem chodzić po bruku, czyli po kocich łbach? A jednak nawracamy z pasją. Pasjami słuchamy muzyki klasycznej. Spacerujemy po starym mieście nie tylko z pasją, ale i z całą rodziną. Świnimy się! Niby kulturalnie, ale to jednak ześwinienie. Nie ma usprawiedliwienia!

Spytałam się o to mojego Żużu lat 94. Był wynorany, więc musiał się orientować.
– Władku, o co chodzi z tym ześwinieniem? Dlaczego pasja nie może być święta?
– Mężczyźni szukają w miłości, czyli pasji sacrum, a kobiety profanum. Dlatego my świnimy się dla was, byście wy nas obmywając same się uświniły. Taplamy się w tym samym gównie, ale niejednocześnie. To jest tajemnica różnicy płci! Brak synchronizacji! O tempora!
– Hę?

No to ja protestuję przeciw tym pseudointelektualnym spalinom mojego Żużu lat 94.

poniedziałek, 20 września 2010

O szczęściu.

Szczęście to nadmiar. Masz tyle pieniędzy, że zapychasz nimi dziury w kieszeni, a z banknotów robisz wkładki do butów, zdrowie nudzi się w zapasie, miłość wylewa się zza kołnierza, cellulitis w pawlaczu czeka na lepsze czasy, bachory zdolne, grzeczne i ułożone, uznanie przełożonych podnosi cię o 2 cm nad ziemię, sympatia koleżanek rozdaje uśmiechy, zalotne spojrzenia kolegów ujędrniają biust, ciuchów nie prasujesz, bo masz ich tyle, że ciągle zakładasz nowe, jadasz zdrowo, wypoczywasz egzotycznie, pijesz umiarkowanie, ale za to najlepsze trunki, masz sprawnego seksualnie partnera i trochę zabawek w szufladzie nocnego stolika, czytasz dużo, oglądasz sporo, myślisz oględnie (to ważne, bo zbyt intensywne myślenie przeszkadza). Jesteś SZCZĘŚLIWA.

Dziś przelotnie spojrzałam na siebie w lustro. Zobaczyłam swój nadmiar szczęścia. Na oko 12 kilo nadwagi. (A może to już otyłość?) Jednak pal licho tuszę. Ja w ogóle na co dzień mam siebie w nadmiarze. Trudno mi się ze sobą rozstać. Owszem, jak przykazał Jezus kocham siebie samą miłością wielką, szlachetną i dozgonną, ale trochę w tym szczęściu się duszę. Chciałabym kiedyś zostawić siebie w domu i pójść sama na zakupy. Przymierzyć kilka modnych ciuszków. Ale nie daje się. Próbowałam i nic. W dodatku jeszcze Władek lat 94 mnie biesi. Pokazuje mi się w nadmiarze, myśląc, że mnie to uszczęśliwia...

– Och, Adelo, najchętniej zamknąłbym się z tobą w mieszkaniu i przez miesiąc nie wychodził. Zamknęlibyśmy i zasłonili okna, nie odpowiadali na telefony i dzwonki do drzwi, nawet o rachunkach byśmy zapomnieli w szale namiętności.
– Nawet mieszkania nie chciałbyś przewietrzyć?! Nie rozumiesz, że ja się duszę w tym szczęśliwym smrodzie?!! – rozbeczałam się. Kobieta szczęśliwa płacze tylko z potrzeby pozbycia się nadmiaru soli w organizmie, lecz ja płakałam z troski. – Szczęście polega na dzieleniu się!
– Ależ ty jesteś dzielna! – zaoponował Władek.
– Zrozumiałeś, kochany dzielniku – ucieszyłam się. – Władek, mam niespodziankę.
– Tak?
– Wykupiłam ci godzinkę u Pelagii lat 56. Szczęściem trzeba się dzielić!
– Że co?

Ciekawa jestem, kim Władek mi się odwdzięczy. Nie zaprotestuję, jeśli będzie to Sting. W końcu Żądło jest dziś w Poznaniu.

niedziela, 19 września 2010

O stygmatach.

Siedziałam przy porannej kawie, gdy zadzwonił Władek lat 94. W telefonie komórkowym przypisałam jego numerowi dźwięk rozkosznego śmiechu bobasa, więc od razu odgaduję, kto do mnie dzwoni.
– Adela, dziś nie przyjdę na obiad.
– Chwalmy los nasz błogosławiony, liżąc rany Pana!
– Coś ty taka religijna ostatnio? Halo? Adela! Halo! Jadę na żużel.
– Na żużel?
– Wnuk mojego siostrzeńca Stefana przyobiecał, że pościga się ze mną po zawodach.
– Zwariowałeś?
– Załatwiłaś bilety na Stinga?
– Niestety, strefa pod sceną jest już zajęta. Wyprzedzili nas głuchoniemi.

Władek lat 94 zaklął siarczyście, potem rozłączył się. Dobrze, bo nie chciałam go dobijać. Właśnie przeczytałam wyniki pewnych badań amerykańskich, z których wynika, że od 60 roku życia obniża się sprawność intelektualna. Odwrotnie niż u głuchoniemych, którzy rodzą się z niskim IQ, by na końcu życia intelektualnie prześcignąć 60-cio i 70-ciolatków. I to oni przeżyją niewypowiedziane wrażenia na koncercie Stinga. Parszywa deterioracja intelektualna!

Wstąpiła do mnie Kazia lat 47 z III piętra. Poczęstowałam ja kapucynem, czyli kawą po wiedeńsku.
– Pani Adelu, lubię panią odwiedzać, bo nie odpowiada pani na społeczne zapotrzebowanie.
– Kaziu, z przyjemnością zainstaluję ci kino domowe, ale może najpierw zaczniemy od teoretycznych podstaw elektromechaniki...
– Nie trzeba, pani Adelu. Idzie mi o to, że nie ma pani stygmatu starości, który oznacza brak aktywności i postępującą głupotę. Nie spełniła pani oczekiwań społecznych!
– Nie skarżę się, choć mogłabym. Taki głuchoniemy nigdy nie będzie stary, bo zawsze będzie głuchoniemym. Przez to nie odpowiada na oczekiwania społeczne i IQ mu nie pada.
– Pani ma dobrze, bo pani protestuje!

Czy ja protestuję? A może tylko interesuję się tym co nowe? I myślę autonomicznie?