piątek, 2 lutego 2018

Mister Hajs

 – Jak to się stało, że huncwot nagle stał się atrakcyjny dla kobiet? – indagowała Kunia lat 90.
– No właśnie, no właśnie – powiedziała równie zaitrygowana Malwina lat 92, gryząc pączka.

Obie przyjaciółki wdrapały się na ostatnie piętro mojej kamienicy, by przy aromatycznym szatanie z cynamonem poplotkować o mazgaju, z którym byłam spokrewniona.

– Postanowił zostać super bohaterem.
– Bohaterem narodowym? – głupio zapytała Lwinka.
– Nie, super bohaterem. Ci narodowi zwykle są pomnikowi. On natomiast chce być żywym przykładem na siłę uczucia. Dlatego został mister Hajsem.
– Kim? – Kunia zadławiła się drożdżówką, ale szybko popiła małą czarną.
– Kim to imię popularne pod inną szerokością geograficzną – wtrąciła swoje trzy grosze Lwinka.
– Ma talent. Ostatnio stałam ponuro nad zlewem, szorując statory, gdy podszedł do mnie cichaczem, rzucił trzy pięćsetki i powiedział żebym kupiła sobie zmywarkę. Wytarłam szybko talerze i sprawiłam sobie kilka nowych kiecek. Mister Hajs. Niby kiedyś huncwot, ale dziś nie byle jaki mister.
– Gdzie on się kręci zazwyczaj? Dawno nie widziałam chłopca… - Kuni zaświeciły się oczy.
– No właśnie, no właśnie – zawtórowała Lwinka.
– Niestety, wkupuje się w łaski dużo młodszych lasek.
– Adela, nie możesz go powstrzymać? Tylko przy dojrzałych kobietach smyk zbyt szybko nie zbankrutuje.
– On już dawno jest zrujnowany.
– Jak to?
– Mister Hajs ćwiczy super bohaterstwo na innych, by potem zaskarbić sobie uwagę niejakiej Reni.
– To ci beka – zaśmiała się Kunia.
– No właśnie, no właśnie – uśmiechnęła się Lwinka.
– Jednego tylko się boi: inflacji, Nie chce, by jego porywy serca straciły na wartości. Tą myślą tak bardzo się przejął, że przerzucił się z banknotów na monety. Owszem, sypie teraz groszem, zostawiając jednak szelest banknotów dla tej jedynej.
– Szlag by to trafił! – zaklęła Kunia. – Biednej zawsze wiatr w oczy.
– No właśnie, no właśnie – zgodziła się Lwinka.

Dziewczyny szybko spałaszowały słodkie przekąski i zmyły się. Jestem pewna, że krążą po Wildzie, szukając brzęczącego monetami super bohatera.

niedziela, 28 stycznia 2018

Postanowienia noworoczne

Zanim przystąpię do tego czy owego, muszę wykorzystać ostatnią chwilę na podsumowanie tego co było, a nie będzie. Koniec stycznia zamyka zeszłoroczne rozrachunki ze sobą. Zatem szlus:

Już nigdy więcej żadnego oro et laboro! Albo albo. Akurat ja mam dość modlenia się, bo jeszcze nic sobie nie wymodliłam. Więcej, spłaszczyłam kolana i bezsensownie napracowałam się: zapalałam świeczki na osobistym poliptyku, nabijałam guzy w ukłonach, raz nieomal udusiłam się różańcem. Co mogłam robić zamiast? Ano wziąć się do roboty. Już dawno byłyby za mną dwa bestsellery, a nie tylko jeden rozgrzebany. I kilka innych rzeczy też. Do bani takie zaniedbania.

Ponadto nie mam zamiaru wylizywać się! Że niby rany? Pokapie krew z nosa? Pokapie, ale potem zrobi się strupek i sam odpadnie. Skapną łezki? Niech skapną! Nie wyliżę ich już – mam dość soli w organizmie. Trzeba też pamiętać o toksynach. Wszędzie, gdzie dotknę jęzorem mogą być osobiste odpady trujące. Zatem nie ma o tym mowy w 2018 roku.

Dość łętów w moim życiu! Jako urodziwa pyra, nie mogę dopuścić, by przyssały się do mnie pasożytnicze łęty, wypijały ze mnie soki, a ja potem na koniec roku wyglądam nie tyko jak pomarszczona bulwa, ale też jak łajza cierpiąca na awitaminozę i syndrom własnej nieatrakcyjności. Nigdy więcej!

A co będę robić?

Będę nadal upajać się słowami i frazami. Tworzyć w wyobraźni sytuacje niezwyczajne, a dla siebie astronomiczne szanse. Nie żebym chciała wyskoczyć ze swojej orbity. Wokół pewnej gwiazdy moja piędź ziemi pyrlandzkiej nadal krążyć będzie – nie zamierzam burzyć misternego planu kosmicznego. Będę też czytać, czytać i smakować. Prawda, że smaczne menu? A jaka puenta?


Do roboty, Adela! Dam Wam przykład, me pociotki, jak zwyciężać mamy!