środa, 7 lipca 2010

Cnota potrafi kłaść się cieniem. (cz.3)

W dzisiejszej katechezie przyznam się do jednego: nie mam zbyt dobrej pamięci. Nie jestem pierwsza, bo taki  Norwid też dużo rzeczy notował, by potem nie zapomnieć. Czemu cieniu, odjeżdżasz?, pytał, jakby nie pamiętał, że słońce przesuwa się w ciągu dnia. Zapomniał zanotować i umarł w zapomnieniu. Znaczy w cieniu.

Na mojej cnocie położyło się kilka kropel johimbiny. Ale przepraszam bardzo, na pewne sprawy należy położyć cień dyskrecji. W te wspomnienia nie będę się wplątywała.

Cnota wśród 7 Cnót Głównych leży pokotem, ale za to w cieniu bocznej nawy. Usadawia się zwykle w pobliżu konfesjonału, nigdy zaś nie wychodzi na ambonę. Prawdziwa cnota potrafi być udekorowana koroną, co jest koronnym argumentem na to, że ta cnota istnieje. Choć trzeba przyznać, że ostatnio w śladowych ilościach. Bo cnota śladów po sobie nie pozostawia, choć jej brak już tak. 

Władek lat 94 też jest cnotliwy, ale dzięki swemu bohaterstwu kanałowemu. Myślę, że Lucjan Kutaśko również ociera się o cnotę, ale w sposób inny i bardziej wyrafinowany. Natomiast tomaszka 2015 to niecnota i utrapienie. Alu w jego przypadku nie możemy się dziwić, bo on ma wyjść z cienia i stać w blasku piastowania urzędu Prezydenta 2015. Jemu zadedykuję jutrzejszą cnotę.

Ostatnio cnotę można ponoć kupić. Ale to nieprawda - ktoś cień  nieprawdy na nią chce zrzucić. Kupić lub sprzedać to można dziewictwo, ale nie cnotę. Cnota to coś więcej niż dziewictwo, to dziedzictwo. Narodowe, religijne, osobiste. 

Dlatego, gdy ją dostrzegam śladowo to mi cni się.
Niestety.

wtorek, 6 lipca 2010

Szczodrość Cnotą Główną.

Problem z 7 cnotami głównymi ma charakter kartograficzno-urbanistyczny. Idzie mi przede wszystkim o ulicę Główną w Poznaniu. Ta zamiast być centralną arterią została zaprojektowana gdzieś na peryferiach mego ukochanego miasta. Z dużą trafnością można powiedzieć, że urzędnicy wynieśli cnotę na przedmieścia. Bo na ulicy Głównej mieszka żulia, czyli poznańscy penerzy.

Lecz w tym miejscu muszę Państwa zadziwić. Pener potrafi być szczodry. Zdarzyło mi się być na ulicy Głównej dwukrotnie zaczepioną. Jeszcze nie było ciemno na ulicy, ale już przestały patrolować teren osikowe dwójki z komendy dzielnicowej. Policjanci tłumaczą, że nie są z Komendy Głównej, więc spokój na ulicy głownej g. ich obchodzi.
"Laluniu, daj całusa, oddam za niego wszystko co posiadam", usłyszałam tam. Szczodrość niejedno ma imię. Mnie zaczepiał Mietek, a jak wracałam już od koleżanki do domu to amory czynił szczerbaty Bazyli. Szczerbata szczodrość jest nie do zrozumienia dla obcokrajowców.

Dużo chęci mają też politycy. Ich cnota jest niezaprzeczalna. Najlepiej sprawdzają się właśnie w szczodrości. W cyklach cztero- lub pięcioletnich. Zależy jaka izba jest godna szczodrego ordynusa, ordynatora, bądź ordynata, tę ordynację cnotnik wybiera. Szczodrość przypisana jest do najwyższych urzędów, które nasi cnotnicy piastują. To stara tradycja. Bolesław Szczodry był przecież Piastem.

Szczodrość nie omija też kibiców piłkarskich. Obdzielają się nią w panelach dyskusyjnych, które kończą zazwyczaj pod prysznicem. Koniec cnoty potrafi jednak być także szczodry.
I to koniec katechezy o Szczodrości.

poniedziałek, 5 lipca 2010

7 Cnót Głównych. (cz.1 - Skromność.)

Jest 7 cnót ludzkich. Ludzkie najczęściej są polskie, dlatego cieszę się, że po narodowym zrywie wyborczym mogę poprowadzić swoją katechezę. Oto nasze krajowe cnotki:
1. Skromność;
2. Szczodrość;
3. Cnota (największe zaskoczenie wśród cnót polskich);
4. Powściągliwość;
5. Miarkowanie w jedzeniu i picu (nie mylić z piciem!);
6. Opanowanie;
7. Robotność.

Trudno opisać skromność, nie nadmieniając nic o sobie. A było tak: Władek lat 94 często mi powtarzał "Adela, ależ masz melony!". "Och, co ty", mitygowałam się. Byłam ostrożna, bo za komplementami zawsze idą nie wypowiedziane uwagi krytyczne. No bo jak utrzymać dwa wielkie melony, gdy dla przeciwwagi nie masz arbuza poniżej pasa? Przecież inaczej możnaby upaść na twarz!
Ale ja nie o tym... Owszem, niby wszystko u mnie soczyste, a Władek w opozycji był i lat ma 94. Ale nie znoszę, jak stuka arbuza, sprawdzając jego dojrzałość. Nie można stukać w Skromność.

Choć skromność jest polska, to jednak obca. Taka nieludzka. Rozbierzmy bowiem Skromność: "Sk" to spółka, "romność" zaś od razu kojarzy się z cyganieniem. Przynajmniej tu w Polsce. W ogóle zauważyłam, że w ojczyźnie naszej kochanej wszystko się źle kojarzy. Nie macie podobnego wrażenia? W tej sytuacji chciałam napisać o cnotach, by podnieść Skromność w Narodzie i porwać tłumy, dając nadzieję na odbudowę moralną.

Sanacja etyczna ucieka od spółek i cyganienia. Jest jak najdalsza od spółkowania, przez to nabiera charakteru prawdziwie polskiego. Skromność jest biało-czerwona i brzmi Mazurkiem Dąbrowskiego. Ale nie przesadzajmy! Skromność nie ma nic z mohera. Skromność oszczędza też kolana. Jest bardziej refleksyjna, nastawiona na immanentność i nowotwory trzustki. Bo polska Skromność ma coś z raka. Zodiakalnego Raka. Skromność wyłazi z nas najczęściej w lipcu, gdy pokazujemy skrawki odzienia na plaży. Ale nie chciałabym byście się napędzili, bo Skromność niewiele wspólnego ma z plażowaniem, z pędzeniem bimbru także nic. Skromność jest daleka od pędu, choć na popęd patrzy już łaskawszym okiem.

To może tyle o Skromności, bo nieskromnie byłoby rozpisywać się na jej temat. W każdym razie ustalam protest na ten tydzień:
PROTESTUJĘ PRZECIW OBCYM CNOTOM! Najbardziej mierzi mnie obca cnota Posłuszeństwa. Bo człowiek z PO o słusznej posturze nie może być skromny. Ale o miarkowaniu w picu napiszę dopiero w czwartek.
Pa.

niedziela, 4 lipca 2010

Miłość.

Zadarłam swoją koszulę nocną. Najpierw popatrzyłam krytycznie na oponkę na brzuszku, potem na żylaki na nogach (dlaczego kobiety to mają, a mężczyźni nie?!), potem na obwisłe cycki. Katastrofa! Co za Bóg wymyślił starość?! Sam jest wieczny i wszystko ma gdzieś. Właśnie, gdzie? Przecież nie tam, bo Bóg nie może preferować jednej płci. On nie jest jak tam tam. Bóg robi mniej hałasu.
Ach ten Bóg, wszystko uchodzi wentylem!

A jednak Władek lat 94 mówi inaczej. "Adelu, kocham twoje melony!". "Podniecają mnie twoje żylaki jak tatutaże, ty moja surrealistko!". "Oponka? Adelciu, ty jesteś jak moje koło ratunkowe!".
Nie rozumiem tego za bardzo, bo nie można się do mnie dodzwonić na 999.

Mimo wieku, tych 73 wiosen, czuję, że jestem atrakcyjna. Wiecie dlaczego? Bo kocham siebie. Jak mogłabym dzielić się miłością, gdybym nie kochała siebie? Często mówię do siebie, najczęściej rano. Tuż po przebudzeniu. "Adelciu, ty ślicznotko!". "Adelciu, jaka jesteś frapująca!". "Adelciu, jakie masz bogate wnętrze! Nie pozbywaj się nerki!" A poprosił mnie o to sąsiad z pierwszego piętra, tylko dlatego, że ma taką samą grupę krwi. B Rh+. To jedyny człowiek o tej samej grupie krwi, którego nie akceptuję. Innych hołubię. Znaczy znam jeszcze inną osobę o tej samej grupie. I ona jest wyjątkowo fantastyczna. Ale sąsiad już nie.

Miłości tak naprawdę nie ma. Bo gdyby Miłość była nam pisana, to my byśmy musieli do niej przynależeć. Ale wszystkie układy mają dwie strony. My byśmy musieli oddać się Miłości, a Miłość nam. Czujecie te implikacje? Nawet nie chcę się w nie zanurzać. W Miłości mogłabym się zanurzyć, ale jest tak, że jak Miłość zanurzy się w nas, to się może tylko zniesmaczyć. Pomyślcie, jaką macie wstrętną wątrobę, jaki zalany kwasem woreczek żółciowy, jaki smród wydziela się z oskrzeli! Chcecie by Miłość w was się zanurzyła?

Dość tych wynurzeń. miłosnych wynurzeń.

Zostawcie Miłość w spokoju. Niech pachnie formaliną. Zapomnijcie o romatycznych chwilach na molo. Niech mole spadają! Miłość zawsze jest przedszkolna! Potem to już tylko fiu, bździu i zadanie z matematyki lub historii. Sinusody i katakumby.
Ruina i kotangens.

A fe!- oto mój protest przeciw Miłości!

Ale trochę mrugam okiem...