sobota, 28 stycznia 2017

Fosa

Łopaty załatwiła Gertruda lat 77. Zrobiła to kanałami kościelnymi, ale nie chciała ujawnić szczegółów. Co, jak, gdzie, kiedy – to wszystko leżało w jej gestii i było chronione klauzulą najwyższej poufności. Najważniejsze, że dysponowałyśmy narzędziami. Teraz tylko pozostawało wcielić nasz pomysł w czyn.

Idea była stara jak mur chiński. Chciałyśmy po prostu zabezpieczyć się przed napływem Meksykanów na poznańską Wildę. Byłyśmy babkami doświadczonymi życiowo, więc działałyśmy zawczasu. Było bowiem pewne, że jak Latynosi rozbiją sobie głowy o mur wybudowany przez Trampka, to zmienią kierunek emigracji. A za rządów Jarosława-zawsze-cudownego-Kaczyńskiego nasza ojczyzna rozkwitała. Przynajmniej tak podawała telewizja, na rzecz której zmuszone byłyśmy uiszczać abonament.

– Zbieramy się ponownie po śniadaniu – zarządziłam.
Obecnie stałyśmy w ogonku, oczekując na przyjazd furgonu z piekarni. Potem planowałyśmy błyskawicznie nabyć świeże pieczywo z nocnego wypieku, polecieć do siebie i szybko przekąsić co nieco. Wypić kawę z mlekiem, zrobić prowiant, napełnić piersiówki rozgrzewającą miksturą i ponownie zjawić się przed sklepem na dole.
– Od wschodu zabezpiecza na Warta, ale co zrobimy od zachodu? – zamartwiała się Malwina lat 92. – Co będzie jeżeli podtopimy tory kolejowe?
– Zdobędziemy przynajmniej pewność, że Meksykanie nie przyjadą do nas pociągiem – uspokajała Kunia lat 90.
– Czy każda dzielnica będzie miała swoją fosę? – dociekała Pela lat 83.
– Słyszałam, że Śródka postawi wały ziemne – podzieliła się plotką Dziunia lat 59. – Chcą nawiązać do Mieszka I, którego piastowski zmysł budowniczego uchronił nasze ziemie przed wędrówkami Meksykanów.
– Proboszcz obiecał, że dzisiejszą poranną mszę świętą odprawi w intencji naszego czynu społecznego – z głupia frant odezwała się Trudzia.
– A jeśli idzie o południową granicę, to będziemy kopać przed autostradą czy za? – ustalała porządek rzeczy Lwinka.
– To najprostszy do wykonania odcinek frontu robót – oceniłam. – Tam są już wały, więc nie będziemy kopać, a po prostu zalejemy drogę.
– Czyli Meksykanie samochodami też nie przyjadą! – ucieszyła się Kunia.
– Musimy wykluczyć też autobusy, dlatego fosę przeprowadzimy przed dworcem autobusowym.

I tak ustalałyśmy plan robót, męcząc się jedynie tym, że jeszcze nie miałyśmy pod ręką wypełnionych życiodajnym płynem piersiówek.

czwartek, 26 stycznia 2017

Wszyscy są głupi, ale nie kobiety

Chłop z Jeżyc sobie poszedł, ale my jeszcze wspominałyśmy jego słowa. Zaszedł nam za skórę, bo miał ten sznyt, który podbija kobiety 70+. Oczywiście nie mogłyśmy zgodzić się na jego niektóre stwierdzenia, przynajmniej w sensie zasadniczym.

Dziś spodziewałyśmy się szybszego przyjazdu fiurgonu z piekarni. Kierowca zapowiedział, że w nocy będą pobijać rekord zakładu i chcą uwinąć się z nocnym wypiekiem świeżego pieczywa do godziny 4.47. To oznaczało, że dostawczak może zjawić się już kwadrans przed szóstą. Zostawał mniejszy margines czasu na poruszenie ważkiego tematu. Musiałyśmy się spieszyć, bo żywa i inspirująca rozmowa ustawiała nam dzień na sensowne tory i wobec tego nie mogłyśmy z niej nic stracić.

– Ten wczorajszy łapserdak gadał bzdury – uznała Kunia lat 90. – Jak to niby nikt nie jest głupi?
– On nie był wczorajszy – poprawiłam przyjaciółkę. – Przynajmniej ja nie wyczułam ani grama alkoholu.
– Ale jak to nikt nie jest głupi, skoro ja znam tylu głupich? – zżymała się Kunia. – Barany, osły i meduzy!
– Meduzy? – ziewnęła znudzona Dziunia lat 59.
– Od tego mężczyzny biła pobożność – podzieliła się spostrzeżeniem Gertruda lat 77. – Kto się modli, ten bliźniego nie nazwie głupim.
– O rozum niech się pomodli! – Malwina lat 92 wsparła Kunię.
– Każdy jest głupi – palnęła Pela lat 83. – Każdy chłop jest głupi!
– A jak jest z kobietami? – zainteresowała się Lwinka.
– Mają okres napięcia przedmiesiączkowego, cha cha cha – głupkowato wtryniła się do dyskusji Teodora lat 71.
– Może i mamy pierdolca – zgodziła się Kunia – ale nam to mija. U nas jest to przejściowe. U chłopów tak się nie dzieje!
– Czyli kobiety nie są głupie? – starałam się potwierdzić moje przypuszczenie.
– Ha! – odrzekła zagadkowo Pela.
– Ba! – potwierdziła Lwinka.
– Nigdy w życiu, jakby powiedziała Grochola – zarzekła się Trudzia.
– Czyli ten chłop z Jeżyc banialukował? – jak zwykle koślawiła język Dziunia lat 59.
– Kim jest Grochola? – dopytywała się Pela lat 83.
– Jak to kim? Grocholą!
– To ja już nic nie wiem – przyznałam się zgaszona.
– I to jest mądrość! – Kunia sięgnęła po Sokratesa. – Wiesz, że nic nie wiesz. A chłopy tego nie wiedzą, dlatego uznają, że nikt nie jest głupi.

Wtedy zza zakrętu wyłonił się furgon z piekarni. Dziewczyny sięgnęły po portmonetki, lecz ja zastanawiałam się, kim jest Jarosław-specjalnej-troski-Kaczyński, skoro on wszystkich nazywa głupimi. Babą?

środa, 25 stycznia 2017

Nikt nie jest głupi

To nie był człowiek z poznańskiej Wildy. U nas nikt nie nosi tak banalnych imion jak Krzysztof. Urodził się i wychowywał jednak w inspirującym miejscu, choć nie tak interesującym, jak nasz fyrtel. Ów człowiek z Jeżyc czasami pojawiał się na naszej dzielni. Niby powód był prozaiczny, bo załatwiał swoje sprawy na bezrobociu, w urzędzie na ulicy Czarneckiego. Wszystkie jednak wyczuwałyśmy, że to był pretekst.

Krzyś nie był tak serdeczny, szczery i infantylny, jak bohater Kubusia Puchatka, ale miał w sobie coś magnetyzującego. Na przykład Hela lat 61, ta kwiaciarka z budy obok Las Vildas, już po chwili rozmowy z nim wyznała, że spirala rozryła jej macicę i teraz się nie zabezpiecza. My tego nie wiedziałyśmy, a on zdobył tę wiedzę po 5 minutach znajomości. Dlatego też z pewną nieufnością przywitałyśmy niespodziewanego gościa.

– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – wyrwała się na jego widok Gertruda lat 77.
– Skoro pani tak mówi... – odpowiedział grzecznie pan Krzysztof lat na oko 56.
– Niech będzie – odpowiedziałyśmy chórem na zawołanie Trudzi.
Jak zwykle stałyśmy ustawione w ogonku przed sklepem spożywczym i oczekiwałyśmy na przyjazd furgonu z piekarni, by nabyć po przystępnej cenie świeże pieczywo z nocnego wypieku.
– Bo my lubimy chrupiący chlebek – przymilała się Trudzia.
– Nikt nie jest głupi – odrzekł mężczyzna z Jeżyc. – Powiedzieć pani komplement?
– Uważaj! – krzyknęła Kunia lat 90. – On łapie za cyc.
– Naprawdę tak od razu chwyta się pan za biust? – zdziwiła się Malwina lat 92.
– Robi to wyjątkowo bezceremonialnie – orzekłam, bo kiedyś byłam świadkiem, jak podobnie składał komplementy jednej pani z Winograd.
– Nikt nie jest głupi. To jak? Chce usłyszeć pani dobre słowo?
– Ale w jakim sensie? – głupio szczebiotała Trudzia.
– W sensie zasadniczym.
– Pomódl się lepiej, zdziro – skwitowała dosadnie Kunia, hamując brutalnie ciągoty Trudzi do zalotów.
– Pomówmy lepiej o polityce – zaproponowałam przybyłemu. – Czy zna pan Jarosława-szczególnej-troski-Kaczyńskiego?
– Nie no, nie pierdolmy o głupotach – ustawił nas do pionu.
– W sensie zasadniczym? – spytała Lwinka.
– Przecież nikt nie jest głupi – skwitował chłop z Jeżyc.

Potem poprosił o trochę grosza, a my szczodrze się podzieliłyśmy. Był to swoisty haracz, by nie składał nam komplementów, tylko jedna Trudzia naiwnie myślała, że płaci dlatego, by jeszcze kiedykolwiek u nas się pojawił.

wtorek, 24 stycznia 2017

Spalam się

Na wstępie muszę przeprosić, że nie umieściłam wczoraj wpisu, ale usprawiedliwia mnie fakt odwiedzin Straży Miejskiej w moim domu. Municypalni tak wybili mnie z rytmu, że zaburzyli cały dzień, pomieszali w głowie i zostawili zdezorientowaną. Na władzę nie poradzę, ale opisać mogę.

Był świt. Właśnie wybierałam się na dół, by stanąć w ogonku przed sklepem spożywczym i wraz z innymi dziewczynami z poznańskiej Wildy oczekiwać na przyjazd furgonu z piekarni, gdy rozległo się natarczywe łomotanie do drzwi.
Przestraszyłam się, że może zalewam sąsiadów mieszkających niżej, więc najpierw pobiegłam do łazienki. Tam było sucho. Czując się niewinną, a przez to łakomym kąskiem dla różnych bandziorów, łajdaków i zboczeńców, chwyciłam za kij bejsbolowy i udałam się do drzwi wejściowych. Zdjęłam łańcuch, przyjęłam pozycję obronną, a później uchyliłam nieznacznie drzwi. Za progiem stały dwie podejrzane postaci ubrane na czarno.

– Straż Miejska. Proszę nas wpuścić.
– Z jakiej paki? – oburzyłam się.
Municypalny nie odpowiedział, tylko starał się włożyć nogę między drzwi a futrynę. Drugi go pchał.
– Panie, nie zawracaj pan głowy. Ja muszę do kolejki.
– Musimy dokonać oględzin.
– Co chcecie obejrzeć? – spytałam zaciekawiona.
– Pani komin.
– No wie pan co! – zachłysnęłam się. – Panowie są zboczeni!
– Proszę odłożyć kij, bo będziemy zmuszeni sięgnąć po swoje pałki!
– Chcecie wejść gwałtem, łobuzy?! – wrzasnęłam. – Ratunku! Pomocy!!!
Na drugim piętrze ktoś otworzył drzwi, ale nie interweniował, tylko nadstawiał uszu.
– Mamy prawo. Inaczej zadzwonimy po Policję i będzie miała pani kłopoty.
– Macie nakaz? Zresztą nie znam prokuratora, który leciałby na mój komin.
– Musimy sprawdzić, czy to pani truje okolicznych mieszkańców. Czym pali pali w piecu?
– Jakim piecu? Ja mam centralne ogrzewanie! I piec gazowy.
– Naprawdę? – bąknął niepewnie municypalny z tyłu.
– Musimy to sprawdzić – upierał się pierwszy.
– Dobra, ale musicie wiedzieć, że nie dam sobie odebrać kija bejsbolowego.

Wpuściłam tych pożal się Boże strażników miejskich i dopuściłam do oględzin mieszkania. Oczywiście nic nie znaleźli. Wyszli jak niepyszni. Ja natomiast pozostałam z zepsutym humorem. I tak przez baławanów kobieta spala się. Przez całe życie spalam się. Ale żeby z tego powodu tak ode mnie leciało?
Nie wierzę w to.

niedziela, 22 stycznia 2017

35 stopni Celsjusza

Nieraz prosiłyśmy Gertrudę lat 77, by wykorzystała swoją pozycję i jako zausznica proboszcza poufnie przekazała mu, by nie nie gadał pierdół podczas kazań, tylko bardziej się wysilał. Trudzia dbała jednak o poprawne stosunki z szefem parafii pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie i nie miała śmiałości, by mu zwrócić uwagę na oratorskie niedbalstwo. Musiałyśmy wobec tego zrobić coś od siebie, bo jako odpowiedzialne polskie katoliczki nie chciałyśmy dopuścić do zmarnotrawienia dnia Pańskiego, jakim była każda niedziela.

Zmusiłyśmy Trudzię i ona w końcu zorganizowała nam salkę katechetyczną. Okupowałyśmy ją od 10 rano przez godzinę, by potem zapalić ćmika i następnie płynnie przejść do kościoła na sumę. Dziś temat miała rzucić Malwina lat 92.
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
– Niech będzie – odpowiedziała Kunia lat 90.
– Niech będzie – przyłączyłyśmy się grzecznie i po chrześcijańsku do powitania.
– Jak jest dziś na dworze? – Lwinka zainicjowała rozmowę, która miała na celu przybliżyć nas do sacrum.
– Zimno – odpowiedziałyśmy chórem.
– Mi było ciepło – zaoponowała Kunia, po czym wyjaśniła – chyba przechodzę klimakterium.
– A wcale, że nie! – zaskoczyła nas Lwinka. – Ani zimno, ani ciepło.
– Czyli jak? Letnio?
– Nie, temperatura wskazywała dwa stopnie powyżej zera.
– Czyli jednak zimno – uznałam.
– Jak na plusie, to ciepło – spierała się Teodora lat 71.
– Wy nie chcecie mnie zrozumieć – wyrzuciła Lwinka.
– Jak to?
– Jeśli Polska nie kupiła helikopterów od Francuzów, to znaczy, że nadal tylko dwie maszyny są przydzielone do akcji ratowniczej na morzu. A jak jakaś większa łajba zatonie? Czy wy wiecie jak długa jest nasza linia brzegowa nad Bałtykiem?
– Miało nie być o polityce – dyscyplinowała Trudzia.
– To akurat jest o geografii – broniła się Lwinka. – Czy zdajecie sobie sprawę, jaką temperaturę ciała mógł mieć Jezus po skończeniu 40-dniowej głodówki?
W odpowiedzi tylko otworzyłyśmy szeroko nasze buzie.
– 35! – obwieściła Lwinka.
– Skąd wiesz?
– Bo właśnie dzisiaj kończę swoją głodówkę.

W tym momencie bidula upadła na podłogę, mdlejąc na naszych oczach. Na szczęście Trudzia wiedziała, gdzie są zapasy wody święconej, więc szybko ocuciłyśmy prelegentkę. A potem podałyśmy jej ćmika. Było jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia sumy i jakoś należało zabić ten czas.