wtorek, 10 października 2017

Unikajcie jedynaków!

– Ostatnio mam pecha do jedynaków – wyznałam. – Podstępnie rzucają na mnie urok, wręcz usidlają, rozsiewając silną woń swej niepowtarzalności. Im liczniejsze rodzeństwo, tym zapach jest bardziej rozrzedzony, przez co dłużej z poszczególnymi egzemplarzami można wytrzymać. Niekiedy nawet całe życie. Ale jedynacy…
– Znowu Władek zalazł ci za skórę? – indagowała Kunia lat 90.
– Ja już nie powinnam mieć skóry – żaliłam się. – Zamiast tego powinnam lśnić skorupą. Codziennie pokrytą pastą do paneli podłogowych, by obślizgłe formy życia nie mogły wspiąć się na wyżyny mej dobroduszności, egzaltacji i wybujałych uczuć.

Siedziałyśmy w mojej kuchni. Ja piłam przegotowaną wodę, Kunia za to siorbała herbatę Earl Grey osłodzoną dwiema łyżeczkami cukru. Ów wyrób buraczany musiała przytachać ze sobą, bo od jakiegoś czasu rzygałam lukrem. Byłam uczulona na słodycz, dedykowane w Internecie i SMS-ach serduszka oraz na jedynaków. Nie, do jedynaków nie byłam ustosunkowana alergicznie, ale zaczęłam być wobec nich podejrzliwa. Piramidalnie nieufna. Kosmicznie ostrożna. Tej niepochlebnej myśli sprzyjała psia pogoda: za oknem było pochmurno, deszczowo i zimno. Typowa polska dziadowska jesień.

– Władek ostatnio publicznie pochwalił się, że marzy o dziewicy. Bylejakiej, byle dziewicy – przypomniało mi się. – Niby zapodał to w żartobliwej formie, ale nigdy nie dowiesz się, jakie robactwo chodzi jedynakowi po narcystycznej główce.
– O dziewicy? Przecież on ma ponad sto lat!
– Podobno po setce życie rozpoczyna się od nowa.
– A po pół litra się kończy – odrzekła zjadliwie Kunia.
– Władek życie z dziewicą widzi przez pryzmat „ja”. JA zrobię to, a dziewica tamto. JA powiem kilka słów o Kopciuszku, dziewica wyczyści pantofle, JA wyrażę chęć obejrzenia szlagieru kinowego, dziewica ustawi się w kolejce po bilety, JA wyjmę z szafki kuchennej bułkę tartą, dziewica od razu usmaży klopsy, JA uprzedzę, że będę śpiewał przy goleniu, dziewica nadstawi ucho, JA…
– W tym układzie nie ma miejsca na „my”? – przerwała mój wywód Kunia.
– MY to JA plus bagaż z komórek i genów osób trzecich.
– Z tego nie ma wyjścia – westchnęła ze smutkiem Kunia.
– Jest! – odpowiedziałam pewnie. – Unikajcie, dziewczęta, jedynaków!
– Ależ co z nimi, z biedaczkami? – moja przyjaciółka użalała się nad życiowymi niedoróbkami w powłoce ludzkiej. – Przecież to nie ich wina, że rodzice byli tak skąpi w rozmnażaniu się. Nie mogą przez to cierpieć. Oni są jak samotny środkowy palec we mgle.
– Jednego jedynaka biorę na siebie. I choć sprawa wygląda na beznadziejną, to zamierzam nie dopuścić do pokazania mi kolejnego fucka.
– Czyli znów szturmujesz?
Pozostawiłam pytanie bez odpowiedzi. Mam swoją strategię na Władka, ale nie ujawnię jej. Jeszcze ktoś mu o tym doniesie i będą nici z kampanii listopadowo-grudniowej.
Nie boję się innych otwartych frontów. Wojna nigdy nie wygasła. Wbrew pozorom czas to mój sprzymierzeniec.

PS. Przepraszam za brak korekty, bo przecież ona jest lekiem na całe zło, ale za nią też płaci się ogromną cenę.

Dziewczyny i chłopaki z Wildy muszą iść w odstawkę

Z przyczyn poważnych nie mogę ciągnąć w tym miejscu tego, co tak dobrze się zaczęło.