czwartek, 21 stycznia 2016

Polska – pojebani my!

Nas też wzięło. Nawet oglądamy powtórki podczas oczekiwania na przyjazd furgonu z piekarni. Kunia znosi telewizor, Lwinka odtwarzacz DVD, ja załatwiam prąd ze sklepu, a Gertruda targa stolik z zakrystii kościoła pw. Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie. Ustawiamy zestaw telewizyjny przed sklepem na dole i na mrozie rozgrzewamy się dopingiem dla polskich piłkarzy ręcznych.
Świeże pieczywo z nocnego wypieku tkwi na pace dostawczaka z piekarni, który stoi gdzieś w korkach, a my, oczekując na jego przyjazd, przyglądamy się najlepszym akcjom naszych szczypiornistów i śpiewamy:

– Polska, zawsze wkurwieni – intonuje Kunia
– Polska, zwykle pobożni – dodaje Trudzia.
– Polska, w weekend zachlani – drze się skacowana Lwinka.
– Polska, zakompleksieni! – diagnozuję ja.

Zapominamy o mrozie na dworze. Ja nie mogę przestać myśleć o nogach Bieleckiego, Kunia o dupci Jureckiego, a Lwinka o łapie Szmala. I w amoku śpiewamy:

– Polska, zawsze fukamy.
– Polska, my się modlimy.
– Polska, w piątek na bani.
– Polska, pojebani my!

Zimno nie wpływa na jakość obrazu, akcje na ekranie znikają, czasem pojawia się mgiełka, ale nam to w niczym nie przeszkadza drzeć się w najlepsze.

– Polska, zawsze skrzywieni.
– Polska, z różańcami my.
– Z wódą zaprzyjaźnieni.
– Polska, bohatery my!

I kiedy nadjeżdża kierowca z piekarni, to my go witamy serdecznie solą polskiej duszy i nutą patriotycznego serca:

– Polska, zawsze wkurwieni.
– Polska, zwykle pobożni.
– Polska, w weekend zachlani.
– Polska, zakompleksieni!