sobota, 22 stycznia 2011

Australijskie korty nie mieszą się przy Wiejska Street.

Oglądałam w towarzystwie Władka lat 95 transmisję z Australian Open i zauważyłam podobieństwo tenisistów do parlamentarzystów. Podzieliłam się tym spostrzeżeniem z AK-owcem. Mój druh niespokojnie kręcił się w fotelu, ale nie widziałam w tym nic niepokojącego, bo znałam przyczynę jego zdenerwowania. Po prostu to ja trzymałam w ręku pilota.

– Adela, naprawdę uważasz, że polska prawda biega w krótkich spodenkach?
– Różnica polega jedynie na tym, że na australijskich kortach nie ma parkietu ani płytek ceramicznych, bo tenisowe areny nie znajdują się przy Wiejska Street.
– No nie wiem... Chyba nie widzę podobieństw – wątpił Władek.
– Spójrz na biceps Nadala: lewy większy od prawego, bo jest mańkutem.
– Co to znaczy?
– Niesymetryczne bicepsy mają tylko tenisiści oraz podnoszący rękę w głosowaniu posłowie. Dziadek Nadala musiał być antyfrankistowskim lewakiem, który rzucał na ulicy kamieniami w hiszpańskich faszystów.
– Ale Tusk nie gra w tenisa!
– Polska to dziki kraj, gdzie kopie. Piłkę na orlikach, dołki pod innymi oraz prace naukowe, broniąc magisterski lub doktorski plagiat.
– Czyli jednak piłka nożna?
– Już nie! Stało się to nieaktualne w momencie rozpoczęcia Australian Open. Tusk do tej pory zajmował się kopaniem w grze zespołowej, bo Kaczyńscy byli debi..., tfu, deblistami. Przez los został jednak zmuszony stanąć tylko z Jarkiem na korcie. No i nie zatrzymał smoleńskiego smecza. Jestem ciekawa, jak przetrzyma tie break.
– Chyba masz rację, Adelu. Szczypińska też usłyszała od Kaczyńskiego, że jest singlem.
– Singliści więcej zarabiają, dlatego każda dyktatura ma tylko jednego wodza. Wódz trzyma partyjne wodze oraz fiskalnego bata na społeczeństwo i wyciąga forhandem grube koperty od lobbystów.
– To dlatego istnieje opozycja?
– Tak, oni też chcą odebrać nagrodę za wygrany turniej. Ale po drodze konsumują jeszcze jedną korzyść: mianowicie poselska gra toczy się również w setach.
– Słyszałem, że generałowie też lubią rozgrywać seta.
– Ale nie w Australii. Tam wojskowych oraz tenisistów pije tylko gumka od gaci.Tak jest w krajach, gdzie nie znajdziesz Wiejska Street.

Władek zgodnie pokiwał głową, po czym zamilkliśmy. Zaczęłam zastanawiać się, kto w tym roku zgarnie Wielkiego Szlema. Kto postawi na skróty, kto na podkręcone piłki oraz kto wyląduje na aucie. I doszłam do jedynego słusznego wniosku: chciałabym wszystkich graczy na stałe wysłać do Australii. Najlepiej rakietą.

piątek, 21 stycznia 2011

Rozchorowałam się.

Jakieś diabelstwo przyczepiło się do mnie i każe mi churchlać, kasłać oraz pluć ciekłą treścią z płuc. Oczywiście najchętniej bym to wydmuchiwała, ale świństwo pcha się wszędzie i dostaje również do gardła. Przecież nie wpuszczę okropnej mazi do przewodu pokarmowego, bo załatwiłaby mnie grypa żołądkowa. Na samą myśl dostaję bólu głowy. Natomiast kołowrotek chorobowych myśli doprowadza do nudności. Za ten stan winię różnej maści telewizje, które nie zapowiadają wiosennych frontów atmosferycznych, tylko powrót zimy, arktycznych wiatrów i mrozu, co trzaska prosto w chore gardło. I za co ja płacę abonament i kablówkę?

Zatem pluję. Robię to już machinalnie, automatycznie, znaczy niezauważalnie dla samej siebie, lecz – niestety – nie dla innych. Pech chciał, że przechodziłam przez Plac Wolności w Poznaniu, bo miałam w planie zajrzeć do Biblioteki Raczyńskich, gdy niespodziewanie zaczepiła mnie reporterka lokalnej telewizji.
– Dzień dobry – przywitała się uśmiechnięta dziewczyna z mikrofonem w ręku. Obok niej stał drągal, którego facjatę zasłaniało oko obiektywu kamery filmowej.
– Hej – odchrząknęłam, z buzi wystrzeliwując w bok smarka, który jeszcze przed chwilą usiłował sprytnie przedostać się do jamy brzusznej.
– Robimy sondę o chuliganach. Jak ich rozpoznać?
– Zachowują się nonszalancko – odpowiedziałam, wypluwając nową porcję kataru na płytę chodnikową.
– W jakim są wieku?
– To smarki. Wie pani, smarkacze, co mają wszystko w nosie.
– Czy z chuligana się wyrasta?
Zanim odpowiedziałam musiałam przez chwilę pochurchlać.
– Nie wierzę w polską resocjalizację – zawyrokowałam. – Chuliganem zostaje się dożywotnio.
– Czyli można spotkać również chuliganów w podeszłym wieku? – zdziwiła się dziennikarka.
– Oczywiście! Nasze społeczeństwo się starzeje – przycisnęłam palec do jednej strony nosa, z całych sił dmuchając w drugą dziurkę. Smark ze świstem przeleciał obok kamerzysty. – Przecież chuligani nie mają dostępu do eliksiru młodości.
– No tak, no tak...
– Stetryczały chuligan jest nawet bardziej pociągający – zauważyłam. – Nie wierzy w siłę swoich mięśni, lecz w egzystencjalny podmuch, który jest w stanie przewartościować wszystko.
– Dziękuję bardzo – odpowiedziała z niepewną miną reporterka.

Udałam się następnie do biblioteki, by na wystawce nowości ujrzeć nową książkę tomasz.ka pt. „Z czego składa się poznaniak”. Przejrzałam pobieżnie rozdziały, nie dostrzegając rodziału o poznańskich płynnych treściach z nosa. Byłam zawiedziona. Powłóczyłam osłabionymi nogami, zaznaczając ścieżkę do domu śliskimi plamami. Potem usiadłam przed telewizorem.
Jeśli nie zobaczę siebie w sondzie, to ja im pokażę! Poznają mój protest na własnej skórze!

czwartek, 20 stycznia 2011

Czy należy pudrować rzeczywistość?

Przez całe życie byłam wierna jednej zasadzie: kazałam moim mężczyznom golić się wieczorem. Spotykałam się z oporem, ale zawsze mi się udawało postawić na swoim. Wyłuszczałam myśl i argumentami nie do odparcia kładłam kochanków na łopatki. Przypomniałam sobie o tym, gdy stanęłam dziś rano przed lustrem. Moja twarz była wymięta po niespokojnym śnie i pierwsza myśl podpowiadała, by użyć tuszów i innych pudrów, maskując chwilową niedyspozycję. I wtedy przed oczami pojawiły mi się zarosty samców do rozrywek nocnych. Odstawiłam z powrotem na półkę wszystkie mazidła.

Po dwóch godzinach pojawił się u mnie Władek lat 95, który odwiedzał mnie co dzień, przychodząc na drugie śniadanie.
– Władku, nadal golisz się wieczorami?
– Nie fałszuję rzeczywistości.
– Dzielny jesteś! Mężczyzna może być gładki tylko wtedy, gdy ja śpię.
– Zgadzam się z tobą. Nieraz biegałem za pięknymi kobietami, ale gdy rano budziłem się koło nich, to były to już baby. Rozmemłane i z nieświeżym oddechem. I jeszcze kazały szukać szufladki, a to już żadna przyjemność schylać się po cudze zęby.
– Z mężczyznami jest podobnie. Dlatego musicie za dnia mieć zarost, a golić możecie się dopiero po zmroku, po to bym rano ujrzała tę samą, wczorajszą twarz. To jest właśnie sposób na młodość! Nieświadome tego kobiety chcą mieć „nową” twarz, gdy tymczasem świeża cera zawsze tkwi w poprzednim dniu. Znaczy młodość jest wczorajsza.
– Witek z parteru też jest wczorajszy. Ostatnio opowiadał, że często imprezuje.
– Nie dziwię się, to rozbestwiona kanalia. Dlaczego zmieniasz temat?
– Podaję tylko pewną analogię. Otóż Witek na imprezie nie zaczyna pić, póki wszystkie zaproszone kobiety się nie pojawią. Wtedy dokonuje wewnętrznej oceny i wybiera największą potworę. Wówczas z ulgą zaczyna chlać. Wie, że może pić dopóty, dopóki maszkara nie zacznie mu się podobać.
– Ależ jesteś naiwny! Nie wiesz, że Witek często po libacjach budzi się w łóżku z facetami?
– No co ty!
– O takich rzeczach się nie mówi. Ludziom potrzebny jest puder. Oglądają blichtrowe seriale, bo są za młodzi na sukces. Tkwią w labiryncie, by na koniec życia wylądować w szpitalu na peryferiach.
– Adela, ale ci co są gładcy mówią, że lepiej się sprzedają.
– Prostytucja to depilacja zdroworozsądkowego myślenia.
– Adela, ty to jesteś mądra. I wczorajsza z twarzy – skomplementował mnie nieoczekiwanie AK-owiec.
– Taa – zastanowiłam się. – Mądrość jest wczorajsza.

Dlatego tak łatwo mi nie pudrować. Bo protestuję zawsze dziś, a efekty mego oburzenia przychodzą zwykle kilka dni później. Tak oto rodzą się mądre skutki wczorajszego protestu.

środa, 19 stycznia 2011

Odgejnik czy może zbiseksualacz?

Zaprosiłam gości do stołu. Na honorowym miejscu siedział jak zwykle Prezydent 2015, a dalej mózg sztabowy Lucjan Kutaśko, Władek lat 95, odgejnik Protazy i ja – ciotka głowy państwa. Nareszcie w komplecie! Byliśmy jak 5 palców od lewej stopy. A może prawej? Tego nie byłam w stanie określić, bo dopiero wypracowywaliśmy nasz ideologiczny profil.
Podałam herbatę z konfiturą z wiśni i zapadła niezręczna cisza. Ukradkiem przyglądaliśmy się odgejnikowi, aż w końcu rozmowę rozpoczął Lucjan.
– Lód na Warcie puścił, więc wczoraj wybrałem się na ryby. Wpatrywałem się długo w spławik, przecież wiecie, jak bardzo to lubię.
– Do brzegu, Kutaśko! – zdyscyplinował sztabowy mózg Władek lat 95.
– No i toń popchnęła moje myśli w głębokie rejony. Zanurzyłem się w rozważania o elektoracie, który musi czuć wspólnotę. Ją osiąga się poprzez zjednoczenie przeciw wrogowi lub zagrożenie niebezpieczeństwem.
– Nie możemy być śmieszni – odezwał się huncwot 2015. – Diaspora żydowska jest w Polsce zbyt mała, a z cyklistami nikt nie zechce walczyć. Są zbyt szybcy, bo mają przerzutki.
– Na całe szczęście są geje – Kutaśko szeroko się uśmiechnął.
– Na szczęście? – spytał Władek.
– Tak, bo inaczej Protazy byłby bezrobotny, a przez to nam nieprzydatny.
– Nie podoba mi się to. Przecież nigdy nie ukrywałam, że oprócz kochanków miałam też przygody z kobietami. Jako biseksualna obywatelka nie mam nic przeciw gejom.
– W takim razie Protazy musi najpierw panią odgeić – zawyrokował bezczelnie Lucjan. Przecież powinien najpierw ze mną skonsultować inicjatywę.
– To niemożliwe – swoje pierwsze zdanie Protazy wypowiedział szeptem. Z każdym słowem nabierał jednak wiary w siebie. – Jestem odgejnikiem, a nie odlesbijnikiem.
– To nawet dobrze, bo polscy katolicy lubią oglądać filmy, na których kobiety się pieszczą – zauważył tomasz.ka. – Natomiast z odrazą odwracają wzrok od liżących się mężczyzn.
– Szkoda – powiedziałam kokieteryjnie. – Byśmy od razu poznali warsztat Protazego.
– Ja nic nie robię – odgejnik zaprezentował swoją skromność. – Wystarczy, że jestem.
– Jak to?
– Zamykam się z gejem w jednym pomieszczeniu na miesiąc, dwa, a w najtrudniejszych przypadkach na kwartał i nic nie robię. W tym czasie odwiedza mnie siostra, która robi zakupy, gotuje i opiera. Lucyna lat 33 przychodzi w coraz bardziej kusych ubrankach, aż do skutku, czyli odgejenia pacjenta na moich oczach.
– To hochsztaplerstwo! – uniósł się Władek. – Pan nie jest odgejnikiem, tylko zbiseksualaczem!
– Liczy się efekt – bronił się Protazy.
– Czy moi konkurencji nie wykorzystają tego faktu? – przytomnie spytał prezydent. – Czy nie wmówią wyborcom, że ich zbiseksualamy?
– No tak, nie pomyślałem, że to może działać w dwie strony – przyznał wstydliwie Kutaśko.

Znów cisza wypełniła salon. Czekaliśmy aż odgejnik wstanie i sobie pójdzie. A ja w duchu protestowałam przeciw maksymie, że tylko wystarczy być. Bo przecież to, co opisał Kosiński, było tylko fikcją literacką.

wtorek, 18 stycznia 2011

Odgejnik.

Siedzieliśmy z Władkiem lat 95 oraz kandydatem na prezydenta 2015, ze zniecierpliwieniem kręcąc się na naszych siedziskach. Byliśmy ciekawi niespodzianki, jaką zapowiedział Lucjan Kutaśko. Zadzwonił do mnie wcześniej, uprzedzając, że przyprowadzi ze sobą bombę wyborczą. Ten kampanijny pocisk nazwał „odgejnikiem”. Zadzwoniłam do 95-letniego AK-owca oraz tomasz.ka, zwołując natychmiast nadzwyczajne posiedzenie.

– Odgejnik? – zastanawiał się huncwot 2015. – Co to może być?
– Pogrzebacz! – krzyknął powstaniec.
– Co?
– Żeby rozżarzać dupę pedałom!
– O Boże – jęknął tomasz.ka i utkwił we mnie wzrok z niemą prośbą o pomoc. – On nam pogrzebie kampanię. Odwróci ode mnie pogrzebaczem potężne lobby!
– Władku, hultaju! Nie bądź ordynusem! – zainterweniowałam.
– Odgejnik jest prawdziwym facetem. Na pewno przyjdzie z pogrzebaczem – nie dawał się uspokoić Władek.
– A jeśli to będzie kobieta? – zaskoczył nas prezydent.
Zdziwiony Władek tylko rozdziawił gębę. Już nie wyglądał jak Anonimowy Kobieciarz. Bardziej jak stetryczały erotoman.

Czekaliśmy cierpliwie, a ja uleciałam myślami do dawnych czasych, gdy nie było w naszym kraju gejów i tym samym odgejników. Owszem, zdarzały się pedały zwani w jedynym kanale telewizji „homoseksualistami przyłapanymi w toalecie dworcowej na gorącym uczynku”. Ale takie informacje przytrafiały się podobnie rzadko, jak przelatujący nad ojczystym niebem kosmici w sezonie ogórkowym. W myślach pojawił mi się ewolucyjny łańcuch, który zaczynał się od niejakiego cwela, wiódł przez pedała, by zaowocować poprawnym językowo i obyczajowo gejem.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Chłopcy w wieku łącznym słusznym podnieśli oczy, a ja dużo młodszy kuper, by pójść otworzyć drzwi. Na klatce stał Lucjan Kutaśko, a obok niego chudy, pałąkowaty mężczyzna o poważnym wejrzeniu i gładko zaczesanych włosach. Buty miał wypastowane, na twarzy liszaje, nos orli podpowiadał niezły niuch.
– To pan Protazy – przedstawił jegomościa Kutaśko.
Gestem zaprosiłam ich do środka. Protazy grzecznie się ukłonił, po czym podał każdemu z nas wizytówkę.
Protazy Żarski
odgejnik
SZYBKO, TANIO, BEZBOLEŚNIE
– A więc bez pogrzebacza się nie obędzie – Władek uśmiechnął się z satysfakcją.
Tu musiałam zaprotestować.
– Czytaj do końca, bo jak zdzielę szmatą, to nie będzie bezboleśnie!
cdn.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

W kolejce.

W poniedziałki rano wychodzę po sprawunki, bo lubię dostać chrupkie, świeże pieczywo. Tak zrobiłam i dzisiaj. Przed składem jednak zaklęłam pod nosem, że nie wyjrzałam wcześniej przez okno, bo samochód z piekarni jeszcze nie dojechał i ustawiła się długa kolejka. Niby stały same znajome, ale o czym gadać z rana, gdy człowiek nie rozbuja myślenia poranną kawą. I tu się pomyliłam.

– Baby nie powinny pracować – rozpoczęła rozmowę krzywa Lonia lat 52. – Weźmy moją byłą synową. Ledwo poszła do roboty, to zaczęła kurwić się i mój Grześ się rozpił. Nawet na rozprawę rozwodową nie poszedł, bo nie mógł ustać na nogach. Tak cierpiał, biedaczyna! Dziś chciałam mu kupić dwa rogale, ale on zażądał cytrynówki.
– Mas rację, mój sef tez bzytko się zachowywał – potaknęła bezzębna Grażyna zwana w okolicy Pierzynką lat 49. – Podscypywał, podscypywał, az musiałam zucić robotę. Psesłam na chałupnictwo – mrugnęła filuternie.
Pierzynka była prostytutką jeszcze na chodzie. To znaczy musiała długo się nachodzić, by znaleźć klienta. Dlatego przesadziła, nazywając swoją robotę chałupnictwem.
– A ja uważam, że dobrze, jak kobieta pracuje – wtrąciłam się. – Spotka innych dziadów, co zawsze wpływa na urodę, pokaże się w nowej kiecce, przewietrzy myśli po dusznym weekendzie spędzonym ze swoim starym.
– Tak się może zaczyna, ale zawsze kończy się na kurewstwie – nie dała się przekonać krzywa Lonia.
– Ja zaś lubię szydełkować – powiedziała Violetta lat 61. – Choć pracuję jako parkingowa, to ze swetrów zrobionych na drutach wyciągam drugie tyle.
– Mój sef tez wyciągał druta – zasepleniła Pierzynka lat 49. – To był syf z takim sefem!
– Lonia, nie usprawiedliwiaj Grzecha – odezwała się milcząca dotąd Balbina. – On był ochlejem jeszcze przed małżeństwem. Na miejscu twojej synowej też bym się puściła!
– Kurwa! – odgryzła się Lonia lat 52.
– Zamknij japę, stara szmato! – odkrzyknęła Balbina.
– Na chleb powsedni cekamy, ni wysyfajmy się od kurewek – wkroczyła mediacyjnie Pierzynka.

I w tym momencie podjechał dostawczak z piekarni. Zaskoczone obserwowałyśmy nieznaną nam osobę, która zaczęła wyładowywać skrzynki z pieczywem. Za oknem szoferki wyraźnie rzucała się nam w oczy tablica z imieniem: ZDZISIA. Zdzisia narzuciła sobie kilka skrzynek z chlebem na pokaźny biust i przekroczyła próg sklepu.
Krzywa Lonia chciała powtórzyć, jak kończą pracujące kobiety. Zdążyłam jednak zaprotestować, zasłaniając jej usta. Zdzisia wyglądała na kobietę jeżdżącą na hamulcu. W końcu niby skąd się wzięło jej spóźnienie? Lonii też poradziłam, by wrzuciła w wsteczny.

niedziela, 16 stycznia 2011

O desperatach.

Zaprosiłam dziś na drugie śniadanie najbliższy testosteron. Musiałam Władkowi lat 95 i Lucjanowi Kutaśko wynagrodzić wczorajszą sytuację, gdy z podniecenia ich wyprosiłam. Przyszedł też tomasz.ka, bo spotkaliśmy się nie po to, by rozprawiać o moich ekscytacjach, lecz odbyć kolejną naradę sztabu wyborczego prezydenta 2015. Rozmowa zaczęła się jednak od poruszenia lokalnej sensacji.

– Słyszałem nie lada historię – rozpoczął Kutaśko. – Podobno Witek z parteru przyuważył posterunkowego Marcin Maciusia i dzielnicowego Jacka Zelówkę, jak dokonywali czynu nierządu w naszym parku.
– To niemożliwe – huncwot 2015 wzruszył ramionami. – Witek to zboczona kanalia, która szczeka na psy.
– Pigułka samogwałtu – orzekłam.
– Samogwałtu? Nie wierzę, nic takiego nie istnieje – określił się Władek lat 95.
– Żyjesz długo, ale świat obserwujesz z zamkniętymi ślepiami. Oczy otwierasz tylko na nierządne czyny.
– Adela, nie obrażaj mnie. Jestem szanowanym AK-owcem.
– Jeśli Władek sam przyznaje, że jest Anonimowym Kobieciarzem, to terapia daje skutki – wtrącił się pojednawczo krewniak 2015. – Ciociu, co mogło naszych stróżów prawa pchnąć do samogwałtu?
– Desperacja – zauważył błyskotliwie nasz mózg Kutaśko.
– Tak – zgodziłam się. – Policjanci są desperatami, przecież nikt inny nie chciałby mieć zakładu pracy w komisariacie.
– Pielęgniarki też są desperatkami. Kto inny chciałby wziąć do ręki kaczkę?
– Lucjanie, zostaw posłankę Szczypińską w spokoju – zaoponowałam. – Ale desperatów jest więcej. Kolejarze, hutnicy i górnicy, bo wychodzą na demonstracje.
– Emeryci, bo narzekają w kolejkach do lekarza.
– Masz rację – tomasz.ka trzymał dziś stronę Władka. – Ale też kinomani, bo często narzekają na repertuar oraz wielbiciele wołowiny, bo ryzykują, że trafią na szaloną krowę.
– Mam wyniki!
– Tak, Lucjanie?
– Zliczyłem wszystkie zdesperowane grupy i wyszło mi, że tylko 13% Polaków nie jest zdesperowanych. Badania jednak nie są do końca rzetelne, bo nie wzięła w nich udziału grupa niemowląt oraz dzieci do lat 5.
– Oni nie mają prawa wyborczego – ucięłam w zarodku ewentualne wątpliwości. – Widzicie zatem, że musimy w kampanii uderzyć do źródeł polskiej desperacji.

Na koniec dyskusji zaprotestował przeciw masowemu użyciu pigułki samogwałtu w kampanii wyborczej. Uciechy wprawdzie by nie brakowało, ale w polityce nie każdego należy zadowalać. I w tym miejscu nawet ojciec Tadeusz zgodziłby się ze mną.