piątek, 26 lutego 2016

Lekcje gry w tenisa

Już niedługo o widnym świcie będziemy ustawiać się w ogonku przed sklepem spożywczym na dole. Na razie, gdy oczekujemy na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku jeszcze dość ciemno, ale już kiełkuje w nas nadzieja na słoneczne poranki. Oznacza to ogólną poprawę nastroju, to z kolei skutkuje snuciem planów na przyszłość. Szczególnie wiedzie w tym prym Kunia lat 90.

– Na wiosnę sprawię sobie kochanka – zapowiedziała. – Musi być czysty, dobrze wychowany i dojrzały.
– Czyli w jakim wieku? – zaciekawiła się Malwina lat 92.
– Metryka nie jest naistotniejsza, może być nawet po trzydziestce. Dojrzałość mężczyzny rozpoznaje się po wiedzy, który moment jest odpowiedni do użycia bluzgu. Oczywiście mam na myśli stosowną sytuację tete a tete.
– A ja zapiszę się na lekcje tenisa – wyznałam.
– Dlaczego?
– Bo minęło 100 dni rządów premier Szydło.
– Ale o cho? – Gertruda lat 77 miała od kliku dni zwyczaj nie kończenia słów.
– Kiedy nowe elity wnoszą z pola, obór i stodół błoto na salony, po jakimś czasie on wysycha i odpada. To dlatego w pierwszych miesiącach panowania w urzędzie rady ministrów słychać przed wszystkim dźwięk włączonych odkurzaczy.
– Czy ministrowie sami odkurzają? – spytała naiwnie Wacia lat 83.
– Cham lubi wysługiwać się innymi.
– To prawda – przyznała rację Kunia – Minister może być pogięty, ale nie lubi być zgięty. A odkurzając, trudno zachować wyprostowaną sylwetkę.
– Nadal nie rozumiem, o co cho z tym tenisem?
– Po 100 dniach w salonach zaczyna ciążyć zaduch. Wtedy elity pragną się przewietrzyć. Za nic mają jednak spacery, bo na nich można spotkać zwyczajnych ludzi. Najczęściej wybierają korty tenisowe, unikają zaś pól golfowych, bo kojarzą im się z błockiem. Ponadto zbyt długo byli w dołku. Wolą zatem korty. No to wymyśliłam sobie, że jest okazja, by wkręcić się do elit.
– Ty? Taka zwyczajna dziewczyna, a pcha się do najwyższych sfer? – docięła mi Balbina lat 71.
– Właśnie zamierzam zaserwować takiego piskusa. Tfu, psikusa.
– Adela, masz łeb nie od parady – pochwaliła mnie Lwinka.
– Jesteś stworzona do forhandu – oceniła Kunia. – Z kim zagrasz pierwszy mecz?
– Myślę, że panu Macierewiczowi najbliżej jest do rakiety.

Nadjechał furgon z pieczywem i zaczęłyśmy przygotowywać drobne na zakupy. Szykowało się dobre śniadanie. Potem powinnam pomyśleć o pierwszym treningu.

poniedziałek, 22 lutego 2016

Kanar z ambicją

Praca kontrolera biletów w środkach miejskiej komunikacji jest tylko dla urodzonych twardzielów albo mocnych w gębie bab. Osoba chcąca piąć się po szczeblach kariery kanara przechodzi przez niezliczone próby charakteru, wychodzi cało z sytuacji ekstremalnych, wyrabia siłę i kulturę osobistą, nabiera dyplomacji w kontaktach międzyludzkich i w ogóle realizuje się życiowo. Ta niełatwa profesja jest wyzwaniem dla śmiałków i ścieżką dla wybrańców, dolą dla odważnych i zarobkiem dla zdeterminowanych, bywa też potem dla czoła i biciem dla serca. A czym kanar nie jest i nie może być? Otóż nie jest kwileniem, memłaniem, życiowym zmechaceniem. Natomiast fizycznie nie może wyróżniać się, gdyż byłby wtedy szybko dostrzegalny na przystanku i straciłby atut zaskoczenia, bo na pasażera należy nacierać znienacka. Owszem, powala mu się trzymać w zanadrzu platfusa, hemoroidy, nawet pasożyty, za to nie może bić po oczach kolorowym tatuażem, włosami pofarbowanymi na zielono czy zaszytą jedną dziurką od nosa. Od kanara oczekuje się też w miarę pełnego uzębienia. Jakże bowiem funkcjonowałby na mobilnym stanowisku pracy, mówiąc „poprosem bilet”, „pzeciez ten bilet jest wcorajsy”, „a cóz pan mi tu za farmazony spzedaje”? Obniżałoby to respekt dla zawodu, który i tak bywa lekko traktowany przez podróżnych. A przecież wielu poważnych kontrolerów biletów ma swoje ambicje i traktuje ten zawód jako trampolinę do dalszych życiowych sukcesów.

Tak sobie napisałam dziś o kontrolerach, gdyż ostatnio obserwuje się ich wysyp. Nie, nie w autobusach czy tramwajach, lecz na eksponowanych stanowiskach państwowych. I sprawdzają bilety. Szczególnie tym gapom, którzy na nich nie głosowali.

niedziela, 21 lutego 2016

jutro po dłuższej zawieszę jakiś tekst. a co? kto mi zabroni?