sobota, 23 listopada 2013

O kobietach błogosławionych i plugawych.

Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego w poniedziałki rzeźnicy zamykają sklepy, a nie na przykład w czwartki, skoro piątek był dniem bezmięsnym. Teraz jest to już nieaktualne, bo nakaz piątkowego postu został zniesiony i pości tylko ta sąsiadka, która ma na to ochotę. A że na Wildzie mało jest wegetarianek, więc też niewiele kobiet pości.

Pewnym rodzajem postu jest dla miesiączka. Znika ona wówczas, gdy jesteśmy w stanie błogosławionym. Błogosławione są również dziewczęta przed pierwszą menstruacją oraz niektóre kobiety po przekwitaniu. I o tym chciałam porozmawiać z Władkiem lat 97. Proponując taki temat, uzupełniałam wiedzę na temat jego postrzegania kobiecego świata. Bałam się, że mnie zdołuje, ale zaryzykowałam.

- Ja sławię błogość – wyznał Władek – dlatego też nie mogę mieć nic przeciw błogosławieństwom. To oczywiste.
- A właśnie, że nie – zaoponowałam.
- Jak to?
- Sławisz błogość, bo możesz uprawiać seks. Ale gdy kobieta zajdzie w ciążę, wtedy przeklinasz.
- Może inni, ja mam przecięte nasieniowody.
- Och, Władek, mówię ogólnie.
- A kto lubi rozwrzeszczane bachory?! – uniósł się AK-owiec. – To najskuteczniejsza antykoncepcja. Wszystko opada.
- Ale kobieta brzemienna jest w stanie błogosławionym.
- To akurat niczemu nie przeszkadza. Jednak wszystko zmienia się po porodzie. Błogosławieństwo przeobraża się w plugawość. Kupki, siuśki i szczepienia. A mężczyzna też chciałby się sczepić, ale nie ma z kim, bo matka jego dziecka nie daje. Tylko odciąga pokarm z piersi, a to takie nieestetyczne...
- I to jest dla ciebie plugawe?
- Plugawym jest fakt, gdy baba może, a nie daje!
- To, co powiedziałeś, było plugawe. Wstydź się, Władku!

I Władek lat 97 udał, że się wstydzi. Wiedziałam jednak, co mu chodzi po zarobaczonym łbie. Plugawe myśli pełzały między cebulkami włosów AK-owca. Nie poddałam się jednak sprytnemu szantażowi. Zaprotestowałam przeciw tak rozumianej plugawości. Pokazałam mu palcem drzwi. Niech skomli o błogosławieństwo na innej wycieraczce.
Plugawy Władek.

piątek, 22 listopada 2013

O łokciach, obcasach i roztaczaniu uroku.

Roztaczanie uroku kobietom najlepiej wychodzi w krajobrazie górskim lub na prześcieradle. W każdym razie na wyciągnięcie ręki muszą być roztocza. Albo piękne schrony poradzieckie w linii Mołotowa znajdujące się w Roztoczu Wschodnim, albo sytuacja, gdzie rolę gra naskórek lub napletek, który przecież też jest wielkim przysmakiem roztoczy. W jednym i drugim przypadku liczą się wysokie obcasy, które damską łydkę szlachetnie wysmuklają i powodują, że prześcieradło staje się parkurem, na którym nierzadko odbywają się zawody WKKW.

Kobiety najlepiej roztaczają swój widok korporacyjnie, gdyż z tłumu asystentek i sekretarek najłatwiej wybić się poprzez wysoki obcas, podbicie kopyta oraz prosty szew pończochy biegnący wzdłuż nogi. Od pięty do mroku spowijającego pośladek, jaki daje cień kusej spódniczki. Urok najlepiej roztaczającej obcasowe wdzięki kobiety chwytany jest w locie przez prezesów, dyrektorów i kierowników. W smutnej ciszy zaplecza, magazynu, czy pakamery jest też kontemplowany przez szeregowych pracowników, a potem wizualizowany w fantazjach podczas kontaktu ze Zdzisią lub Czesią na płaskiej podeszwie.

Wiem coś o tym, bo Władek lat 97 zaskoczył mnie wczoraj swoją prośbą.
- Adela, załóż te pantofelki na wysokim obcasie!
- Ale po co?
- Bo tak intensywniej roztaczasz swój urok.
- To niewygodne, daj spokój, Żużu lat 97.
- Nie po to rozpychałem się łokciami, by cię zdobyć, żebyś teraz stroiła fochy!

Oczywiście zrobiłam awanturę Władkowi lat 97, bo dżentelmen nie zachowuje się tak na prześcieradle. I choć już dawno straciłam złudzenia co do elegancji powstańca w codziennym obyciu, to jednak cały czas mnie to razi. W każdym razie Władek uświadomił mi, że żeby zdobyć korporacyjną kobietę na obcasach, mężczyzna musi rozpychać się. Łokieć absztyfikanta ma być twardy, żelazny i bezkompromisowy, zatapiać się w sadle konkurenta, znienacka wyłazić bokiem i w ogóle być czujnym. Łokieć ważny jest też na prześcieradle, bo przecież skoro kobieta jest już na obcasach, to w rewanżu mężczyzna powinien być aktywny.

No i przeciw braku aktywności ja zwykle protestuję. Ale dziś mi się udało. Dziś Władek lat 97 ubrał buty na wysokich obcasach.

czwartek, 21 listopada 2013

O mądrości, czyli co ma feler do fąfusia.

Wiadomo, że mądrość jest brakiem głupoty. Tak jak niewinność jest brakiem grzechu, a odwaga brakiem strachu. Zatem mądrość jest po prostu brakiem lub wybrakowaną głupotą. Zaś wybrakowana głupota jest bublem, dlatego spokojnie możemy stwierdzić, że mądrość jest felerem. Każda mądra kobieta to wie. Ot, żadna tajemnica, czy sekret masoński. Taka życiowa gnosis. Nic więcej.

Weźmy Władka lat 97. Cieszył się jak dzieciak, gdy wymyślił niby-aforyzm. Niby-aforyzmy Władka to od wielu lat moje utrapienie. Naszło go jednego wieczora i natchnienie od tamtej pory dopada go zwykle po podwieczorku.

- Adela, Adela, mam znowu złotą myśl! – z tym wesołym krzykiem wpadł wczoraj do mnie na kolację.
- To feleruj, kochasiu.
- Że co?
- Referuj, fąfusiu.
- Fąfusiu?
- To zamieszanie w mojej głowie spowodowane jest oczekiwaniem na twoją myśl. Feleruj, o złotousty!

Władek lat 97 spojrzał na mnie podejrzliwie, bo moja kpina była zbyt czytelna, ale zrobiłam słodką minkę i z udawanym niezaspokojeniem czekałam na feler Władka.

- Matki, żony i kochanki – wszystkie były kiedyś szczepione na świnkę.

Chciałabym w tym momencie widzieć wasze miny. Ja musiałam mieć podobną, ale nie udało mi się odegrać tego wyrazu twarzy przed lustrem. Zawsze głośno wzdychałam i zwierciadło zaparowywało się...

Mądrość jest także źle spożytkowanym pomysłem. Po żytku ma się przecież różne pomysły, ale zwykle są one złe, czyli nierealne. Dlatego podejrzewam, że Władek lat 94 inspiruje się różnymi domieszaczami, które dają pomysły, ale ich aromat zabijany jest przez zapach kawy. Bo Władek niby pija kawę, ale co jest w środku filiżanki, Bóg raczy wiedzieć.

Dlatego ja protestuję przeciw mądrości, bo ona jest tylko efektem domieszaczy i przez to mądrość wprowadza zbyt dużo zamieszania. A komu zależy na zamieszkach?

środa, 20 listopada 2013

Władek lat 97 od dziś znów działa w AK.

Musiałam coś zrobić. Nie mogłam wczorajszej sprawy tak pozostawić. Zaprosiłam wszystkie urodziwe sąsiadki do siebie. Była Lusia lat 55 oraz Genia lat 66 z parteru, Zenobia lat 69 z I piętra, Wacława lat 63 z II piętra i Kazia lat 47 z III piętra,. Wypiłyśmy po filiżaneczce herbatki z wiśniowymi konfiturami, wymieniłyśmy uwagi o pogodzie oraz o parytetach w radach osiedla, po czym przeszłyśmy do meritum.

Wpuściłyśmy do pomieszczenia Witka lat 59 z parteru, Władka lat 94 oraz Bogusia lat 48, który akurat dostał przepustkę z więzienia.
- Panowie, wstydźcie się – zgromiła Lusia lat 55.
- Powinniście pójść do kąta – postraszyła Zenobia lat 69.
- Zhańbiliście się, chłopaki – skwitowała Kazia lat 47.

Wtedy z krzesła podniosłam się ja.
- Panowie, rozumiem, interesują was kobiety młodsze, niż samochody o rocznikach, na które was stać. To idiotyczne. Dotychczas byłyśmy pobłażliwe, ale to musi się zmienić. Rozwydrzone bachory, które w was tkwią, każą zmieniać waszą pozytywną energię na bezczelną namolność. Niedopuszczalne jest, że niepowodzenia na froncie podrywu kobiet młodych staracie odbić sobie na nas. Nie damy się molestować. Nadajecie się tylko do resocjalizacji. Rozpoczniecie terapię!
- Co to za jaja? – przytomnie spytał Witek lat 59 z parteru.
- Damy wam szansę – obwieściła Wacława lat 63. – Musicie tylko założyć klub AK.
- Wspaniały pomysł – zapalił się powstaniec lat 97, czyli Władek z Warszawy.
- Anonimowi Kobieciarze, zaczynacie pierwszą sesję od razu. Powtarzajcie: „Nie będę paniom łypał w dekolt, energii marnotrawił, a wstrętny nochal i męską chuć pod kołdrą pozostawię.” A teraz otwieram dyskusję.
- Że co? – niepokorny Witek stawał okoniem.
- To zacznę ja – z uznaniem spojrzałyśmy na Bogusia, którego więzienie nauczyło pokory. – Kazia lat 47 mieszka na III piętrze i gdy wracała do domu, podnosząc na schodach ciężkie uda, to nie wytrzymałem i wetknąłem nochala między jej dwa pośladkowe bochny. Wstydzę się. Postanowiłem unikać klatek, ale mimo to wrócę z przepustki do więzienia.
- A ja – zabrał głos Władek lat 97 – kiedy widzę cyce sąsiadek, to po hiszpańsku myślę: „la pierdonate to”. Niedobre myślenie. Ale francuski też jest niebezpieczny, zaś niemiecki zbyt dosadny. To przyswoiłem migowy i ręce miałem takie rozlatane... Wstyd mi.
- A niby dlaczego mam być anonimowy? – zaperzył się Witek lat 59. – Wyskakuję z gatek jako Witek i tego samego chcę od kobitki: żadnego wstydu!
- Protestuję! – wrzasnęłam.

Jeszcze sporo pracy przede mną. Przed nimi. Przed nami.

wtorek, 19 listopada 2013

Mama mówiła: „A fe, lek!” A Felek nie słuchał. Przedawkował i umarł.

Wczoraj wieczorem wleciał do mnie Władek lat 97. Rozochocony, z wiatrem w siwych włosach i żądzą zadaszoną okrągłym brzuszkiem.
- Adela, słuchałem audycji w radio. Mówili, że uprawianie seksu wpływa na zdrowie i przedłużenie życia. Chcę być zdrowy. Przyłączysz się?
- Czy ty jesteś chory na umyśle, stary napaleńcu?!
- Tylko nie stary! Jary i zdrowy!
- Opowiem ci bajkę.
- No nie – z Władka uszło powietrze. – Czuję, że znowu z seksu będą nici.
- Usiądź wygodnie na fotelu.
Władek lat 97 zrezygnowany klapnął na siedzisko.
– Ładnie - pochwaliłam. - Grzeczny chłopiec. Teraz zamknij oczy, łobuzie. Śliczny jesteś, gdy masz zamknięte oczęta. Posłuchaj, kochasiu... Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, siedmioma rzekami i siedmioma lasami żyła sobie pewna dostojna panna. Nie liczyła się dla niej jakość pożycia przedmałżeńskiego, ona nastawiała się na ilość aktów płciowych oraz perwersję. Dziewczęta w jej wieku bywają bardzo swobodne, chyba jeszcze pamiętasz o tym? Nie, nie odpowiadaj... Jej zachowanie było niegodne pozycji królewny, jaką miała na dworze szacownego Tatusia Króla, więc wysłano ją w miejsce odludne. Miała przez najbliższe 3 lata wieść życie wśród mchów, paproci i starych korzeni. Ale to była sprytna dziewczyna. Na manowce ściągnęła siedmiu, wielkich duchem i nie tylko, kompanów.
- O Jezu! Znowu o krasnoludkach?!
- Zamykaj oczy, łapserdaku!
- Cholera, a miał być seks!
- Przecież o tym opowiadam! To była niedobra dziewczyna. Królewna lat 17 bezlitośnie wykorzystywała służbę, karząc nakładać im czerwone kapturki. Skąd mieli brać akurat czerwone, skoro w pobliżu nie było automatów z prezerwatywami? Tego nie chciała wyjaśnić. Władek, świntuchu, przestań się ślinić!
- Ślurp, chlup, mlask.
- Skaranie boskie z tobą! Znów muszę pominąć najlepsze. Morał jest taki, że zasnęła, bo przedawkowała. Rozumiesz?!

Władek lat 97 nie zrozumiał. Zasnął. Chrapał odrażająco. Nie budziłam go. Pewnie po rozbudzającym całusie, zakochałby się. A bajki muszą kończyć się dobrze. Nieprawdaż?

poniedziałek, 18 listopada 2013

O wiedzy.

To naturalne, że najwięcej wiedzą belfrowie. Pokój nauczycielski nieustannie wypełniany jest cichymi pogłoskami: z kim spotyka się wuefista i czy ma to związek, że lubi zaglądać do chłopięcej szatni, ile za trwałą zapłaciła chemiczka i czy fryzura pasuje jej do nowej kreacji, która wcale nie wyszczupla, czy też za co tata Patryka z 2b pobił jego mamę. Informacje z różnych dziedzin życia są przez pedagogów poddane analitycznemu rozbiorowi na części pierwsze i po wielogodzinnej obróbce puszczane ponownie w świat. I wiedza krąży.

Spotkałam dziś Zenka lat 38. Jest on naszym listonoszem i dotychczas co miesiąc przynosił mi emeryturę. Ale poczta wycofała się z tej usługi i teraz sama muszę go zaczepiać.
- Zenuś, co słychać na dzielnicy?
- Pani Adelo, tylko pełen sekret! – Zenek ściszył konfidencjonalnie głos. – Do Wacława Z. spod 9 przyszło wezwanie z prokuratury.
- Powtarzałam Wackowi żeby nie strzelał z wiatrówki do kotów. Biedni rekruci - stwierdziłam.
- To nie poborowi. On strzelał do tego metro... Pani wie!
- Masz na myśli Andree lat 27?
- Wczoraj przyszła kartka urodzinowa z Zakopanego. Dla Jędrzeja, czy jakoś tak.
- To metroseksualny góral - wyjaśniłam. - Halny niejednemu zakotłował w głowie.
- A do Malwiny, tej spod 16, przyszedł telegram. Żeby SMS-ów nie przesyłała. Podpisał się niejaki Tolek.
- Nie ma dziewczyna szczęścia do elegantów - skwitowałam. - Za to na telefonach zaoszczędzi.
- Rachunek też jej dostarczyłem.

I Zenuś lat 38 pognał dalej jak wicher. A ja zaczęłam się zastanawiać, czy swoją wiedzę ugruntować u fryzjera, czy lepiej wstąpić do pani stomatolog. Lubię chodzić do dentystki, bo mam sztuczne szczęki i przez to rozmowa z nią przebiega dużo sprawniej, niż to było kiedyś. Zmieniłam jednak zdanie i wróciłam do domu. Chciałam przemyśleć jedną zasadniczą kwestię: czym jest wiedza.

Co mi po tym, że wiem, co to jest firn, pinxit, czy ischias. Ta wiedza oddala mnie od innych ludzi. Natomiast po spotkaniu z Zenkiem, dentystką i fryzjerką, zdobywam informacje, które przybliżają mnie do tubylców. Bo zbliżenie z sąsiadem jest dużo milsze, niż aplikacja spiramicyny. Dlatego protestuję przeciw spermatyzacji, bo prawdziwie zapładnia tylko plotka. To wiedza i dla młodego szczypiorka, i dla starego grzyba.

niedziela, 17 listopada 2013

Kazanie o Duchu Świętym.

Moje niedzielne rozważania teologiczne dziś poświęcam Bytowi niematerialnemu, czyli Duchowi Świętemu. Duch Święty stanowi jedną trzecią część Boga, ale nie w sensie ilościowym, lecz jakościowym. Jego Q jest niewyobrażalne, bo idealne. A jak masz Q to i na I nie narzekasz. Znaczy na IQ. Nie ma nad nim żadnych instytucji kontrolnych i urzędowych ciał weryfikujących jakość. Choć nie można mu przylepić żadnej etykiety, to przez wierzących jest poszukiwany w każdym czasie i miejscu. Nawet w hipermarketach.

Duch Święty jako Istota niematerialna jest ciągle bez grosza. Nie ma zaskórniaków, co jest zrozumiałe, bo przecież Duch Święty nie ma skóry, oraz groszem nie śmierdzi. W ogóle niczym nie śmierdzi, dlatego jest to Istota bezwonna, a przez to bezcenna. Tu dochodzimy do prawdy szczegółowej, że kogo nawiedzi Duch Święty, ten nie musi myć zębów.

Gdy usłyszał to Władek lat 97, to z całych sił chuchnął mi swoim wczorajszym oddechem prosto w noc. Omal nie wyzionęłam ducha. Osobistego, przez to mało świętego.
- Co robisz, łapserdaku? - spytałam gniewnie powstańca, nerwowo szukając świeżego oddechu.
- Smród doczesny jest niczym w porównaniu z bezwonnym życiem pozagrobowym - pocieszył mnie AK-owiec.
Spojrzałam na niego niedzielnie, a więc świątecznie i postanowiłam odpuścić mu ten chuch posobotni. W końcu dziś mamy Dzień Pański.

W każdym razie Duch Święty w swym niematerialnym jestestwie jest Istotą bez serca. To mnie od niego odróżnia. I właściwie to wszystko, bo dziś nie chce mi się pisać.

Jutro będzie normalnie.