Moje niedzielne rozważania teologiczne dziś poświęcam Bytowi niematerialnemu, czyli Duchowi Świętemu. Duch Święty stanowi jedną trzecią część Boga, ale nie w sensie ilościowym, lecz jakościowym. Jego Q jest niewyobrażalne, bo idealne. A jak masz Q to i na I nie narzekasz. Znaczy na IQ. Nie ma nad nim żadnych instytucji kontrolnych i urzędowych ciał weryfikujących jakość. Choć nie można mu przylepić żadnej etykiety, to przez wierzących jest poszukiwany w każdym czasie i miejscu. Nawet w hipermarketach.
Duch Święty jako Istota niematerialna jest ciągle bez grosza. Nie ma zaskórniaków, co jest zrozumiałe, bo przecież Duch Święty nie ma skóry, oraz groszem nie śmierdzi. W ogóle niczym nie śmierdzi, dlatego jest to Istota bezwonna, a przez to bezcenna. Tu dochodzimy do prawdy szczegółowej, że kogo nawiedzi Duch Święty, ten nie musi myć zębów.
Gdy usłyszał to Władek lat 97, to z całych sił chuchnął mi swoim wczorajszym oddechem prosto w noc. Omal nie wyzionęłam ducha. Osobistego, przez to mało świętego.
- Co robisz, łapserdaku? - spytałam gniewnie powstańca, nerwowo szukając świeżego oddechu.
- Smród doczesny jest niczym w porównaniu z bezwonnym życiem pozagrobowym - pocieszył mnie AK-owiec.
Spojrzałam na niego niedzielnie, a więc świątecznie i postanowiłam odpuścić mu ten chuch posobotni. W końcu dziś mamy Dzień Pański.
W każdym razie Duch Święty w swym niematerialnym jestestwie jest Istotą bez serca. To mnie od niego odróżnia. I właściwie to wszystko, bo dziś nie chce mi się pisać.
Jutro będzie normalnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz