Nieodżałowana Pani Czubaszek też prowadziła bloga,
ale wpisy dawała mniej więcej z tygodniową częstotliwością. Ja, póki mam
jedynie lat 73+, mogę pisać częściej, ale obecnie mam na łbie tak wielki nawał lawinowych
fraz, konstrukcji i obstrukcji oraz wątpliwych pomysłów do realizacji, że nie
dam rady. Stąd proszę o wyrozumiałość.
Tak właśnie doradziła mi moja przyjaciółka Kunia:
„Napisz tak, a nie inaczej!”, ględziła na okrągło. Była to dostatecznie dobra
dziewczyna z poznańskiej Wildy, która zawsze dostawała promocję do następnej
klasy. Nie lubiła być wzorowa, piątkowa ani wczorajsza, co zawsze respektowałam.
Ja lubiłam stać w pierwszym szeregu, co z kolei mówiło o moim braku rozumności,
gdyż mięso armatnie zawsze stoi na przedzie czy innym czele.
– Poproś
ludzi o wyrozumiałość – doradziła rozumna Kunia. – Zrozumieją, że nie robisz
fochów wynikłych z pewnego rozczarowania, bo w istocie masz coś więcej na
głowie niż chusta czy zakupy przed sklepem na dole.
– Waham się, nie chce mi się, ale mam wrażenie, że
oni też polubili świeże pieczywo z nocnego wypieku – odparłam. – Trudno walczyć
ze ślinką, która ścieka pod halkę czy inny biustonosz.
– Chrzań to – odparła. – Jak nazywali się
mieszkańcy, po których przejęłaś wildeckie lokum?
– Gorczyca. Gaweł i Eliza Gorczyca.
– Napisz im to, póki nie będzie musztardy po
obiedzie!
No to napisałam, że jestem stachana, wyrąbana i
terminy wiążą moje gardło, odcinają dopływ krwi do kończyn, mózgu oraz dróg
rodnych, i że muszę się wyłączyć do niedzieli, może poniedziałku z pisania
bloga, bo inaczej oszaleję, a nikt by nie chciał czytać wypocin i wysmarków jeszcze bardziej dziwnej Adeli.
– Musisz to zrobić z jeszcze jednego powodu –
oznajmiła Kunia.
– Hę?
– Nie hęchaj jak Władek! – pouczyła mnie
przyjaciółka. – Mów po ciotkowemu! Musisz gaworzyć po ludzku, nie po
embrionalnemu, niemowlęcemu czy nie daj Boże in vitro.
– Ciężka sprawa – odparłam.
– Ten blog nie może być pisany dla jednej osoby –
orzekła Kunia. – A przynajmniej nie powinien sprawiać takiego wrażenia.
– Ale ja piszę też dla siebie – obruszyłam się. – Znaczy
dla dwóch osób. Inni tylko podglądają!
– Super, przynajmniej nie jesteś sama…
Kurde Felek! Co to za gadanie? W końcu jestem
stachana i wyrąbana, a tu taka ścieżka zdrowia. Protestuję! Niech Kunia nie wali we mnie
pałą! Bo w końcu padnę nochalem prosto w dywan, na którym hoduję liczne kolonie
roztoczy. A one nie roztaczają takich perspektyw, jak moje mrzenia.