sobota, 24 listopada 2012

Ostatnia makabra.

Umarłam. Potem przez chwilę patrzyłam na odebrane mi ciało lat 73+. W sumie nie było czego żałować. Wysłużone szufladki wypadały z buzi, z piersi dawno wykwaterował się duch, rozluźnione zwieracze wypuściły resztki stolca.

Podfrunęłam do regału z książkami. „Kodeks Ruchu Drogowego”, „Kuchnia włoska”, „Komedia prawie boska” – wszystko to makulatura. Nie było po co chomikować. Chyba, że na ryzyko kryzysu energetycznego. Podpałka zawsze ludzkości będzie potrzebna.
Potem krzywo popatrzyłam na kosmetyki, szmatki, ciuszki, fifuszki i inne duperele.
Byłam wolna, ale obawiałam się, co dalej.
Wydostałam się z mieszkania przez uchylone okno i po chwili poczułam, że ktoś się obok mnie przemieszcza.
- Cześć. Adela jestem. Którędy na Sąd Ostateczny?
- Hi, my name is Michael.
- To tu też jest Wieża Babel? W jakim języku będę przesłuchiwana?
- Nie bądź głupią dziunią. Nie ma żadnego sądu.
- To co jest?
- Rozrywka. Ja właśnie lecę na onanizm 14-latki. Wybierzesz się ze mną?
- Może poszukam czegoś innego.
- Dużo wiary wybrało się na bójkę. Cezary lat 27 będzie się za chwilę tłukł na poznańskim deptaku z Bazylim lat 25.
- Nie ma propozycji bardziej kulturalnych? Mogę się wybrać do opery?
- Nie po to umarłaś, by trzymać chuja przez serwetkę. Życie to jest teatr, ale po śmierci możesz dotykać tylko prawdy.
- Co mam zatem robić?
- Tylko obserwuj. Nic więcej nie możesz, ale to i tak wiele. Wycofanie to nasz przywilej i wieczna radość.
- A nie mogę przemieścić się na przykład do Londynu? Wolałabym się bardziej zaangażować. Nie lubiłam kiedyś podróżować, ale dziś nic mnie już nie wiąże.
- Wykluczone. Wiesz ilu zmarłych krąży po Londynie? Zresztą na rogatkach miasta odbijesz się od niewidzialnej zasłony.
- Jak od bębna?
- Życie po życiu to nic innego jak bębnienie i bimbanie.
- To umarłam po to, by się nudzić?
- Nudzisz! Wybierz się wyrwanie zęba. Alojzy lat 56 właśnie rozdziawia gębę.
- Przybliż się, bratku! Nie widzę cię.
- Ja ciebie też. Po śmierci działa się na czuja. Dlatego żeby coś zobaczyć, trzeba uczestniczyć w życiu ludzi. To co? Może skoczysz na orgazm arcybiskupa?
- Na Ostrów Tumski?
- No! Nareszcie zaskoczyłaś! Nara!

Nara? Teraz nara? Opadła mnie wiara. We wszystko. I nie było jak się wydostać. Makabra...

piątek, 23 listopada 2012

Czy da się pokonać tremo?

Z każdym dniem z coraz większą tremą staję przed tremo. To, co widzę, skłania mnie do robienia scen. Wprawdzie zyskuję przez to na wachlarzu umiejętności aktorskich, ale nic ponad to, bo lustro nieczułe jest na moje psioczenie, krzyki i złorzeczenia. Tremo nadal przekazuje mi zafałszowany obraz pomarszczonej ciotki, która łypie podejrzliwie na samą siebie, nie poznając w istocie swojego jestestwa.

Każdy aktor staje przed dylematem, jak pokonać tremo. Nie inaczej jest z AK-owcem, czyli Władkiem lat 96. Mój leciwy druh amatorsko grał przez całe życie, najczęściej na moich nerwach. Role, które odgrywał nie miały w sobie ani krzty z amanta, nie był też przystojnym bandziorem, zabawnym komediantem, romantycznym artystą, tylko mdłym Ecie-Peciem. Jedynym jego atutem była i jest bezczelność, która pozwala mu z tupetem trzymać fason, nawet w najbardziej żenujących sytuacjach.

Wczoraj poskarżyłam się na swoje kłopoty ze zwierciadłem, a on obiecał, że mi pomoże. Dziś przyszedł do mnie z ogromnym, podłużnym pakunkiem, ustawiając go naprzeciw lustra.

- Adela, skończyły się twoje problemy! – obwieścił, rozwiązując sznurek i odwijając szary papier pakunkowy.
- Co to?
- Monidło.
- A ta lafirynda?
- To ciało Pameli Anderson. Przystawisz z samego rana zaspaną twarz do otworu i od razu jesteś na Hawajach czy innej plaży Malibu.
- Po co mi to?
- Ożywisz się i przestaniesz mieć tremę przed tremo.
- Mam pokonać tremo sylikonem? Kusym odzieniem ledwie przykrywającym moją osobistość?
- Zaskoczysz lustereczko, które nie zająknie się, kto jest najAdelszy na świecie.
- Nawet ty we mnie nie widzisz już kobiety – wytknęłam ze łzami w oczach powstańcowi. – Jesteś Anonimowym Kobieciarzem, który przynosi mi silikonowego potwora, mówiąc: jako kobieta jesteś skończona!
- No co ty! Twój nochal kiedyś mnie uwiódł, a dziś podobają mi się jeszcze inne Adelowe bogactwa.
- Niby jakie?
(Jaka kobieta nie zadałaby w takiej sytuacji tak brzmiącego pytania?)
- Twoja osobistość.
- Chyba osobowość?
- Osobistość – powtórzył Władek, a jego oczy stały się dla mnie zwierciadłem, w których odbiła się prawda.

Dopiero potem przypomniało mi się, w jakim kontekście użyłam swojej „osobistości”, na całe szczęście w oczach AK-owca nie dostrzegłam, czy zalałam się rumieńcem wstydu.

czwartek, 22 listopada 2012

Potęga smyrania.

Bardzo lubię być smyrana. Na potęgę lubię. Każdy głask zwiększa mój apetyt na kolejny subtelny, delikatny dotyk i powoduje wzmożone łakomstwo na więcej, a nawet jeszcze więcej. Bo kiedy uprzejma ręka lekko prześlizguje się po mojej skórze, to wtedy myślę, a dlaczego jeszcze nie tam? I tam? A tam to już w ogóle. I napinam się, i prężę w oczekiwaniu, że dłoń zawita w te coraz bardziej upragnione rejony, ale nie zawsze ręka masażysty jest domyślna, często pozostawiając mnie niezaspokojoną.

Smyranie uzależnia każdego, o czym przekonałam się w kolejce do sklepu na dole. Okazało się, że wszystkie moje sąsiadki odczuwają to samo. Roztrząsałyśmy to długo. Kiedy zrozumiałyśmy, że jest to wspólne dla każdej z nas, to przeszłyśmy od słów do czynów. I teraz przynajmniej raz w miesiącu spotykamy się w grupie 9 pań i po kolei się smyramy. Pierwsza na leżankę kładzie się najstarsza z nas, czyli Malwina lat 92, my ustawiamy się naokoło niej i każda zaczyna smyrać swój kawałek Malwinowego ciała. Zaspokojona Lwinka zasypia, my pijemy po małym kieliszku wiśniówki, w rozluźnieniu czekając na swoją kolej. Po kwadransie budzimy Malwinę i kładzie się następna kobietka. Seans trwa nawet do 8 godzin i tyle samo kieliszków wiśniówki. Rozstajemy się w atmosferze relaksu i odprężenia – akumulatory są naładowane i śmiało możemy brać się za bary z brutalną rzeczywistością wypełnioną przez niesmyrających się ze sobą mężczyzn.

A przecież potęga smyrania mogłaby na początek ogarnąć cały kraj, ale na razie brak dobrej woli rządu. Opozycja też nie chce się smyrać, przez co obywatele naszego kraju nieustannie są narażeni na jazgot polityków i agresję ich popleczników oraz oponentów. A wystarczyłoby dać przykład. Nieraz, stojąc w kolejce do sklepu na dole, dzieliłyśmy się z koleżankami wizją, w której premier na oczach wielomilionowej publiczności telewizyjnej smyrałby się z liderem największej partii opozycyjnej. Oj, ile byłoby uciechy. Ile radosnej energii. Ile pozytywnych emocji.

Polska może dać impuls całemu światu. Żadna religia nie opanowała całego globu, bo nie oferuje smyrania tu i teraz, lecz co najwyżej w mgliście rysującej się wizji życia po życiu. Szanse przed światowym smyraniem są ogromne i można z niego uczynić najlepszy towar eksportowy. Na smyraniu przecież można by trochę zarobić i załatać dziurę budżetową. Mi z sąsiadkami wystarczy fakt, że impuls dla świata wyszedł z poznańskiej Wildy. Wierzę w to głęboko, że cały świat już niedługo będzie się smyrać. Ku chwale rodzaju ludzkiego.

Bo potęga smyrania jest wielka i basta!

środa, 21 listopada 2012

W kanał.

Stałyśmy w ogonku przed sklepem na dole, oczekując na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku, gdy przeszedł mimo nas Antoni lat 62, który wyprowadzał na poranny spacer swego pieska. Stworzenie wabiło się Fuks, ale nie było żadnego fuksa w tym, jak swoje naturalne potrzeby załatwiał psiak Antosia. Mianowicie stawał nad kratką kanału, rozciągał się i puszczał strumień moczu prosto do miejskiego kanału ściekowego.

– Poszło w kanał! – zdziwiła się Kunia lat 90.
– Ba! – odniósł się Antek.
– Chciałabym być tak wytresowana – przymilała się Gertruda lat 59.
– Nie trafiasz w muszlę? – zainteresowała się Elwira lat 77.
– Najbardziej nie lubię szczać w publicznych toaletach oraz w pociągach podmiejskich – wyznała Malwina lat 92.
– Krajowe też są kiepskie – uznała Kunia.
– Nie wyobrażam sobie siusiania w sejmowych toaletach – rzekłam po dłuższym zastanowieniu. – To zresztą jest trudne poszukać kibel w Największym Kiblu Rzeczpospolitej...
– Sporo posłów jest cewnikowanych – osądziła Elwira. – Ksiądz proboszcz mówił, że zwłaszcza tym po lewej stronie wystają z siurków plastikowe rurki.
– Rurykowicze, psiajuchy! – zaklęła Malwina. – Z carem trzymali, z Dzierżyńskim, trzymali, a teraz Putinowi liżą cewnik!
– Chamy z długim spustem! – przytaknęła Gertruda.
– Fuks zawsze głosowałby na Kaczyńskiego, ale nie jest wpisany na listę wyborców – pożalił się Antoni.
– Pieskie życie prawych stworzeń – wzruszona Elwira wytarła łzę spływającą chyłkiem po lewym policzku.
– Gertrudo, chciałabyś być wytresowana? – zainteresowałam się. – Naprawdę nie trafiasz do muszli?
– Tylko w pociągach – przyznała się Elwira. – Nie lubię tam siadać. Nigdy nie wiesz, jaka dupa klapnęła na klapę.
– Dokładnie o tym samym pomyślałam w kontekście sejmowego kibelka – stwierdziłam.
– Fuks nieswojo czuje się na wsi. Tam nie ma kanałów ściekowych – przypomniał sobie Antoni. – Myślę, że na Wiejskiej też miałby problem z siuraniem.
– Z siuraniem?! – zareagowałam gwałtownie, bo nie lubię słownictwa z ulicy albo ze wsi.
– Siuranie – zaśpiewała Malwina – cantare, o... o... o...
– Oooo... – dołączyły się pozostałe dziewczyny.

I włoska melodia rozniosła się po poznańskiej Wildzie, odbijając się od ścian i okien aż do przyjazdu furgonu z pieczywem.

wtorek, 20 listopada 2012

Przyjazny urzędnik.

Dziś znów z dziewczynami stanęłyśmy w kolejce stojącej przed sklepem. Oczekiwałyśmy na przyjazd dostawczaka ze świeżym pieczywem, a wszystko dookoła było na TAK. Słońce szczerzyło się pełną gębą, był wtorek, a więc środek tygodnia i trotuar nie był przyozdobiony żadnym pawiem, ludzie od poniedziałku zdążyli przyzwyczaić się do rychłego wstawania do roboty, więc teraz szybko do niej zdążali, niemal unosząc się nad ziemią. Miniona noc była nie za ciepła, lecz w sam raz, więc żadna z sąsiadek nie raczyła pozostałych przepoconą pachą. Zresztą kobiety kilka razy częściej się podmywają, dlatego żadna z nas nie wysyła swoich mężczyzn po poranne zakupy. Po co sąsiadkom psuć dobrze zapowiadający się dzień towarzystwem niedomytego samca?

W każdym razie wydawało się, że rozpoczyna najpiękniejszy dzień w roku, a może nawet w Tysiąleciu. Nigdy nie wiadomo o siódmej rano, co pięknego cię czeka i czy uznasz ten dzień za wydarzenie stulecia, czy tylko dekady.

– Ja pierniczę, ale fajowy dzień się zapowiada – Kunia lat 90 wyjęła mi tę konstatację z ust.
– Taa – odrzekła rozmarzona Waleria.
– Jak już kupię bułki, to chyba dosiądę starego – zapowiedziała Halina lat 57.
– No właśnie – wtrąciłam się. – Po 30-tce kobiety są bardziej na TAK.
– Ja jestem trzy razy TAK – przytaknęła Walerka lat niespełna 89.
– Natomiast mężczyźni po 40-tce stają się bardziej na NIE – zauważyła zatroskana Halina. – No nie? – spytała, chcąc się upewnić, czy ten stan dotyczył tylko jej męża.
– My jesteśmy na TAK, a eleganccy mężczyźni przed 40-tką śpieszą się do roboty – użalała się Kunegunda. – A jak szef ich nie kontroluje, to oglądają pornografię w komputerach!
– W internecie, Kunia – uściśliłam.
– Może my też coś pooglądamy? – zaproponowała Halina.
Spodobał mi się ten pomysł, dlatego pierwszego przechodzącego mimo nas chłopa lat około 30 zatrzymałam. Poprosiłam najpierw o odstawienie na chodnik teczki, w której dźwigał drugie śniadanie i być może Playboya.
– Czy byłby pan uprzejmy się wypiąć?
– Jak to? – młodzieniec najpierw się zdziwił, a potem spłonił.
– Gdzie pan pracuje?
– W urzędzie skarbowym na ulicy Chłapowskiego.
– To niech się pan wypnie w tamtym kierunku – zarządziła Halina.

Przystojny urzędnik podrapał się po głowie, a potem wypiął. I to jak się wypiął! Taa, urzędy skarbowe są coraz bardziej przyjazne kobietom. Ale tym po 30-tce. Walerka tej myśli nawet trzykrotnie przytaknęła.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Od dziś nie biorę odpowiedzialności.

Byłam dziś rano u lekarza.
– Pani Adelu, niestety, to co mówiłem jest prawdą.
– Może zróbmy jeszcze kilka badań?
– Najważniejsze już przeprowadziliśmy. Inne wykażą podobny rezultat. Straci tylko pani pieniądze.
– Nie mogę się z tym pogodzić - zachlipałam. – Zawsze chciałam mieć dzieci. To mówi pan, że to wina Władka?
– Hmm...
– Pan jest psychiatrą. Może lepiej gdybym poszła do ginekologa?

Oczywiście tę historyjkę zmyśliłam. Chciałam jedynie pokazać, że byłabym w stanie dźwignąć brzemię odpowiedzialności. A nie jak Marcello Masturbani w „La Dolce Vita” gonić za życiem towarzyskim, przyjęciami, alkoholem i seksem. Na całe szczęście są jeszcze w tym kraju tramwajarki, które się nie wykoleiły.

Przyszedł do mnie krewniak. tomasz.ka 2015 przyniósł ze sobą tęgą minę oraz dwa kilogramy pyr, bo go o to poprosiłam.
– Co sądzisz o odpowiedzialności? – spytałam.
– Dziś ważyła 2 kilo.
– A za 3 lata?
– Niecałe 2 miliardy kilo.
– Jak to?
– Polaków jest około 38 milionów, a większość z nas ma nadwagę. Coraz więcej obywateli popada w otyłość. Obniżając średnią niemowlakami, wychudzonymi starcami oraz nadymanymi powietrzem i tanim alkoholem bezdomnymi obniżyłem wagę rodaka do 50 kilo. Gdy zostanę Prezydentem 2015 wezmę odpowiedzialność za cały Naród, to jest niecałe 2 miliardy kilo żywej wagi.
– To się przedźwigasz, biedaku.
– Każdy mąż stanu ma żylaki odbytu, ciociu.

I w tym momencie zrozumiałam, dlaczego współczesny polo-homo-sapo ucieka od odpowiedzialności. Po prostu boi się hemoroidów. Może i ja zacznę uciekać?

niedziela, 18 listopada 2012

O klapie.

– Władek, świntuchu, znowu nie zamknąłeś sedesu!
– Dlaczego przejmujesz się kiblem? Nie masz innych zmartwień na głowie?!
– I obserwuj, czy strumień wody wszystko spłucze! Dziś ci się udało, ale nie zawsze masz takie szczęście!
– Jak mężczyzna klapnie na kiblu i ma wszystko w tyle, to nie po to, by potem patrzeć wstecz.
– Nie szukaj głupich wymówek.
– Ja tak czuję. Mam 96 lat i zawsze spoglądam do przodu.
– Już wszyscy zaproszeni goście potwierdzili udział w uroczystości urodzinowej na twoje stulecie. Masz 4 lata, by impreza nie skończyła się to klapą.
– Widzisz, przyznałaś mi rację. Od niczego nie można odcinać się klapą.
– Władku, nie uda ci się wykpić. Jeżeli wymyślono klapę, to po to, by jej używać. Klapa ma za zadanie przysłonić kupę.
– To dlatego politycy paradują w garniturach! – Władka olśniło.
– Nie rozumiem.
– Marynarki mają klapy. Polityk, czując smród swego zajęcia, odcina się od społeczeństwa dwoma klapami.
– No chyba nie tylko politycy tak mają – nieśmiało zaoponowałam. – Pan Młody na ślubie też jest oklapły.
– To z kolei jest intuicja – zauważył błyskotliwie AK-owiec. – Młodożeniec wyczuwa podświadomie, jakie mogą być konsekwencje jego kroku. Zresztą od momentu jednej plagi egipskiej wiadomo, do czego zlatują się muchy. Znana, stara prawda, choć rodzaj ludzki zawsze postara się o świeże gówno. Dlatego muszka na szyi mężczyzn świeżo poślubionych z kobietą lub polityką jest tak wymowna.
– Mącisz mi w głowie! Najpierw głupkowato uzasadniasz nie zamykanie klapy, a potem pokrętnie tłumaczysz fakt, że chodzisz w dresie. Bądź elegancki. W słowie, czynie i odzieniu!
– Oj, Adela, jak ty nie znasz się na polityce!

Zmęczona głupią rozmową klapnęłam na sofie. Popatrzyłam z dezaprobatą na Władka, któremu wydawało się, że pod dresem skrywa złoto. Tymczasem prawdziwy kruszec tkwi tylko w ludziach skruszonych. A do krnąbrnych bęcwałów nic nie dociera.

– Jak myślisz – Władek odezwał się triumfująco. – Dlaczego Mucha poleciała na Wojewódzkiego?

Cisnęłam groźnie wzrokiem, protestując przeciw pokrętnej męskiej logice. Tymczasem zadowolony z siebie AK-wiec uśmiechnął się pod nosem i po chwili zapadł w drzemkę.